WTEDY
Z początku nie mogę się
ruszyć. Nie mogę nic z siebie wykrztusić. Czuję się jakbym wyszła z mojego
ciała i przyglądała się tej sytuacji z boku.
Jestem w stanie tylko patrzeć się
na nieruchome ciało Vanessy.
Do oczu napływają mi łzy. Próbuję
się uspokoić, ale to nadaremne, za moment klęczę nad Vanessą zalana łzami i
trzęsąca się jak w gorączce.
–Blue? – jak przez mgłę słyszę głos
pani Sherpard.
Powoli podnoszę głowę. Kobieta
klęczy obok mnie i sprawdza puls swojej córki. Nie widać po niej żadnych
emocji.
–Żyje – rzuca do mnie chłodnym
głosem.
Na moment przestaję szczękać
zębami.
–Zadzwonię po karetkę – sięga po
swój telefon.
Nagle patrzy na mnie z nikłym
uśmiechem.
–Dobrze się czujesz?
Nie odpowiadam. Jak ona może teraz
pytać o mój stan gdy jej córka właśnie wykrwawia się na śmierć.
–Poproszę karetkę na High Avenue.
Sherpard. Córka spadła ze schodów. Puls słaby, ale wyczuwalny. – jej głos jest chłodny, rzeczowy.
Po krótkiej rozmowie dziekuje i
kładzie mi dłonie na ramionach.
–Co tu się stało? Blue?
Z ociąganiem podnoszę na nią wzrok.
–Pokłóciłyśmy się – szepczę.
Pani Sherpard kiwa głową.
–To akurat wiem, skarbie. I
co dalej?
–Vanessa kazała zrobić mi coś czego
nie chciałam. Próbowała mnie do tego zmusić. – spoglądam na jej nieruchome
ciało.
Z trudem przypominam sobie dalszy
rozwój wydarzeń.
–Chciałam. ..wyjść. A ona...złapała
mnie za ramiona i nie chciała puścić
...popchnęła mnie, ale ja złapałam
się jej i to ona spadła ze schodów.
Urywam i ukrywam twarz w trzęsących
się dłoniach.
Matka Vanessy z westchnięciem
przyciąga mnie do siebie i całuje w czubek głowy.
–To był wypadek, Blue. Nawet nie
waż się za to obwiniać.
Zmuszam się do uśmiechu chociaż
ledwo widzę przez łzy.
–Dobrze?
Po chwili wahania kiwam głową.
–Dobrze.
***
W szpitalu lekarz
stwierdza, że Vanessie nic się nie stało. Musi tylko trochę odpoczywać.
Dosłownie czuję jak spada mi kamień
z serca.
–Wszystko będzie dobrze. – mówi
pani Sherpard ściskając mnie, gdy zalewam się łzami.
Chcę jej wierzyć. Naprawdę chcę jej
wierzyć.
Ale wiem, że to raczej niemożliwe.
Nic nie będzie dobrze, dopóki Vanessa nie pójdzie na odwyk. Dopóki nie powiem
wszystkim przez kogo zaczęła brać.
Dwie godziny później wracam do
domu. Nawet nie zajrzałam do Vanessy. I nawet nie wiem dlaczego. Powinnam
poczuwac się do tego jak do obowiązku, ale...po prostu nie mogę
Chyba z obawy, że będzie chciała
mnie oskarżyć o próbę morderstwa czy coś w tym stylu. To znaczy: w stylu
Vanessy Sherpard.
Godzina jest już późna, więc nic
dziwnego, że mój ojciec wrócił już z pracy. Zmęczona witam go całusem w
policzek. Ojciec uśmiecha się równie wyczerpany po całym dniu pracy i pyta się
jak minął mi dzień.
Zbyt dużo rzeczy, żeby opowiedzieć
to w dziesięć minut.
–Dzień jak co dzień. Nic ciekawego
– mówię zamiast tego.
Pewnych tematów lepiej w moim domu
w ogóle nie poruszać.
***
Następnego dnia w szkole jestem
bardziej niż umierająca ze zmęczenia . Dostrzega to każdy, kto nie jest ślepy.
Chociaż pewnie nawet ślepy by to zauważył, gdybym półprzytomna wpadła na niego
z impetem.
–Byłaś na jakiejś imprezie czy co?
– podczas przerwy na lunch Cara przygląda mi się z podejrzliwością.
–Co? - rzucam jej pytające
spojrzenie, po czym gwałtownie potrząsam głową – Nie, nie. Po prostu nie mogłam
spać.
Cara unosi znacząco brwi.
–Czyżby to Zayn tak spędzał ci sen
z powiek?
Momentalnie się rozbudzam.
–Przestań. Wiesz, że to nieprawda.
– mimo tego nie mogę powstrzymać
uśmiechu.
–A jednak – blondynka szturcha mnie
z piskiem w żebro.
Wydaję z siebie cichy jęk, ale Cara
mnie totalnie zlewa.
–Żądam szczegółów. Co, gdzie, kiedy
i jak.
Wzruszam ramionami.
–Wczoraj. U niego w domu.
Pracowaliśmy nad naszym projektem.
Cara marszczy brwi.
–Nieprawda.
Potrząsam głową ze śmiechem.
–Prawda. Na szczęście.
Moja przyjaciółka przewraca oczami.
–No dobra. Niech Ci będzie. Właśnie
sobie przypomniałam. .. Vanessa leży w szpitalu, wiesz o tym?
Śmiech momentalnie zamiera mi na
ustach. Cała się spinam.
–Nie - szepczę
Cara ignoruje moje odrętwienie i
mówi:
–Dzwoniła do mnie wczoraj
wieczorem. Spadła ze schodów. Przymierzała nowe szpilki i...no cóż. ..wypadki
się zdarzają, prawda?
Czyli nic nie powiedziała. To
znaczy, że chce zachować to w tajemnicy. Tylko po co? Znając Vanessę musi mieć
w tym jakiś ukryty cel. Nawet gdyby jej matka kazałaby jej nie odzywać się na
ten temat, to ona na pewno nie zatrzymałaby tego tylko dla siebie.
–Mówiła coś jeszcze? –pytam
Gdyby Cara tylko spojrzała w dół
zobaczyłaby jak moje dłonie mocno ze zdenerwowania gniotą materiał spódnicy. Na
szczęście blondynka jest wpatrzona w swój budyń waniliowy.
–Nie. - potrząsa głową – Nie chce,
żebyśmy ją odwiedzały. Twierdzi, że wygląda okropnie. Przesadza jak zwykle.
Kiwam głową odwracając wzrok.
–Do ciebie nie dzwoniła? – dziwi
się Cara – Myślałam, że to zrobiła.
–Nie.
Blondynka unosi brwi.
–Cóż. ..trochę dziwne. ..
Nabieram powietrza i łapię Carę za
rękę tak szybko i gwałtownie, że aż podskakuje na swoim miejscu.
–Mam do ciebie prośbę.
Blondynka uśmiecha się do mnie
szeroko.
–Jasne, skarbie. Mów śmiało.
Przez chwilę rozglądam się wokół
siebie wahając się czy w ogóle jej to powiedzieć.
–Nie mów Vanessie, że wiesz o jej
odwyku, dobrze? – proszę ją ściszonym
głosem.
–Dlaczego? – Cara wygląda na
szczerze zdziwioną.
Zagryzam wargę.
–Bo Vanessa wcale nie chce, żeby
ktokolwiek o tym wiedział.
–Masz na myśli: możesz wiedzieć tylko
ty bo jesteś lepsza czy co? – głos Cary jest chłodny.
Taki obcy.
–Nie, nie. Oczywiście, że nie –
protestuję szybko – Też nie powinnam o tym wiedzieć. Dowiedziałam się
praktycznie przez przypadek. ..
–Akurat. – Cara zrywa się z krzesła
strącając przy tym moją dłoń ze swojego kolana.
–Dokąd idziesz? – wstaję za nią,
ale ona piorunuje mnie wzrokiem.
–Muszę pobyć sama. – warczy.
Próbuję się uśmiechnąć i udać
głupią.
–Jasne. Jeśli chcesz. ..
Cara tylko kiwa głową z grobowym
wyrazem twarzy po czym obraca się na pięcie i odchodzi szybkim krokiem.
Opadam bez sił na swoje krzesło.
Rozumiem, że mogła być zła, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
No,cóż. ..porozmawiam z nią jeszcze
później.
***
Cara przez cały dzień
stara się mnie unikać. I chociaż twierdziła, że musi pobyć sama to mimo tego
wszędzie łazi z Emily. A ta zachowuje się jakby dzięki temu stała się nie
wiadomo kim i chodzi napuszona jak paw. Obserwując je ze szkolnej ławki prycham
cicho. Przecież ona nawet nie umie porządnie sobie ust pomalować. Zawsze jej
się kleją i musi wyjść poza linię swoich wąskich warg. Nic już nie powiem o jej
włosach o kolorze siana. I strukturze siana. Jej włosy zawsze wyglądają na
nieuczesane. A to jak się ubiera...
Hmm...może jestem po
prostu zazdrosna o swoją najlepszą przyjaciółkę. Mam nawet takie momenty, gdy
chcę biec za nią i błagać ją na kolanach, żeby ze mną porozmawiała, ale bez
przesady, trzeba mieć trochę godności.
Której Emily nie ma za grosz.
Siedzę właśnie
na schodach przed szkołą i z wielką uwagą przeglądam coś w swoim telefonie.
Wcale nie chcę wracać do domu. W normalny dzień poszłabym z Carą na kawę albo
do kina. Ale to nie jest normalny dzień.
–Zayn! – nadstawiam uszu na dźwięk
imienia chłopaka wołanego przez jakąś dziewczynę.
Pewnie Norę.
–Idziesz z nami? – proszę, proszę,
to nawet pan Malik posiada życie towarzyskie.
Co z tego, że spotyka się z
kompletnymi frajerami.
–Nie, ja dzisiaj...nie mogę –
odkrzykuje, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że stoi dosłownie za mną.
Albo nawet nade mną.
Powstrzymuję usilną chęć odwrócenia
się.
–Blue? – cholera by go wzięła.
Jęczę cicho.
–Możemy poudawać, że to nie ja? –
pytam nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
Zayn śmieje się.
–Możemy. Mogę usiąść? – nie czekając
na odpowiedz siada obok mnie – Co tu robisz sama? Nie powinnaś być teraz z Carą
i planować zniszczenie czyjegoś ego?
–Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne –
mruczę pod nosem – Cara ma...inne zajęcia. A ty nie powinieneś teraz latać za
Norą?
Zayn marszczy brwi.
–Nora i ja to skończony temat.
Wcale mnie to nie obchodzi. Wcale.
–Przykro mi. – mówię całkowicie
nieszczerze.
–A mi nie - odpowiada Zayn, w
przeciwieństwie do mnie bardzo szczerze- Chcesz gdzieś iść?
Kręcę głową. Dopiero później
uświadamiam sobie, że on chce ze mną iść. To znaczy...gdzieś mnie zaprosić. To
znaczy...randka?
Cholera.
–Szkoda – Zayn wzdycha ciężko i juz
zaczyna się podnosić.
–Nie– zatrzymuję go gwałtownie – W
sumie. ..nie mam nic do roboty. Możemy gdzie iść.
Zayn rozpromienia się w uśmiechu.
–Świetnie, że zmieniłaś zdanie – podaje mi rękę i pomaga wstać – Nie
pożałujesz tego.
No, ja mam nadzieję.
TERAZ
Idę przez ciemny las oświetlając
sobie drogę nikłym światłem z telefonu. Gdy coś porusza się w krzakach, a
dzieje się to dość często klnę i panikuję. Potem nakazuję sobie spokój i ruszam
dalej. Po czym znowu tracę czas na szukanie w krzakach czegoś co spowodowało
hałas.
W końcu dostrzegam znajomą
drewnianą konstrukcję zawieszoną na dwóch starych drzewach.
–Zayn? – wołam cicho.
Prawdopodobnie dlatego, że boje się
jakiegoś mordercy z siekierą, który nagle wyskoczy zza drzewa. Zbyt dużo
horrorów. Muszę je ograniczyć. Zdecydowanie.
–Zayn? – wołam ponownie.
–Tutaj – zadzieram głowę do góry
słysząc jego głos.
Macha mi z ponurym uśmiechem na
twarzy.
–Cześć.
Mam ochotę czymś w niego rzucić.
–Wejdź– zsuwa mi drabinkę, która
zauważam z ulgą jest o wiele stabilniejsza od tej sprzed kilku lat.
Wchodzę na górę. Zayn siedzi na
podłodze domku i wpatruje się w dach, w którym jest dziura, przez którą
widać niebo osiane gwiazdami.
–Czego chcesz? – staję przed nim z
ramionami skrzyżowanymi na piersiach.
Zayn odrywa wzrok od gwieździstego
nieba i spogląda na mnie.
–Musimy pogadać.
–I po to ściągasz mnie właśnie tu?
–Potrzebujemy prywatności.
–Prywatność masz równie u siebie w
domu.
–Problem w tym, że nie.– ucina Zayn
– Usiądź.
Spełniam jego polecenie i siadam na
zielonym kocyku, który rozłożył na podłodze.
–Mam...pewne problemy – zaczyna nie
patrząc na mnie.
–Wiem.
Chłopak kieruje na mnie zaskoczone
spojrzenie.
–Co? Jak to wiesz? Co wiesz?
– Masz problemy z narkotykami –
szepczę.
Zayn zamyka oczy.
–Skąd wiesz? Ach, tak – wali
pięścią w podłogę.
Wzdrygam się przestraszona.
–Niall ci powiedział, tak? –
zaciska pięści – On zrobi wszystko, żebyś tylko zwróciła na niego uwagę.
–To nie Niall – wtrącam ostrym
głosem – Sama znalazłam narkotyki w twoim pokoju. A Niall chce ci pomóc. Tak
samo jak ja.
–Wątpię, czy ktokolwiek jest mi w
stanie pomóc. – mruczy Zayn pod nosem.
–Nie mów tak– prycham – Ludzi można
wyciągnąć z o wiele większego bagna.
–Blue – czuję na sobie wzrok Zayna
– Cieszę się, że tak myślisz, ale to nieprawda. Oboje o tym wiemy.
Patrzę mu prosto w oczy.
–Nie pozwolę, żeby kolejna osoba,
którą kocham stoczyła się na samo dno. Nie kiedy ja stoję obok.
Dopiero po chwili zdaję sobie
sprawę z tego co powiedziałam.
–Kochasz mnie? – pyta Zayn.
W jego oczach widzę bezbrzeżne
zdumienie.
Kręcę głową.
–Wiesz, że nie to miałam na myśli.
Zayn spuszcza na chwile wzrok.
–Doskonale wiem.
Kiedy tak patrzy bez słowa w niebo
musze coś powiedzieć. Nawet jeżeli miałoby to zmienić życie nam obojgu.
–Nie wiem, okej? Nie wiem czy
cie kocham. Próbuję się przekonać, że nie, ale sama wiem, że się okłamuję. Nie
potrafiłam o tobie zapomnieć przez trzy lata. Chociaż nie powiem, że nie
próbowałam. Kiedy znalazłeś sobie dziewczynę niedługo po naszym rozstaniu, w
końcu to było naprawdę niedługo. ..próbowałam sobie ułożyć na nowo życie.
Próbowałam. ..o Boże, umawiać się z innymi facetami, ale to nie wychodziło.
Nadal nie wychodzi. Bo chociaż jak cholera chciałabym umówić się z
Niallem...nie mogę, po prostu nie mogę. Nie chce też go wodzic za nos i udawać,
że coś z tego będzie bo dobrze wiem, że nic nie będzie. I chociaż z jednej
strony posłałabym Perrie w diabły, to wiem, że jesteś z nią szczęśliwy i nie
mogę ci tego zrobić. Więc, może cię kocham. Tak naprawdę sama nie wiem. Byłoby
łatwiej gdybyś się tu nie zjawiał. Gdybym mogła udawać, że nie istniejesz. Dla nas
obojga byłoby lepiej. Ja... – urywam
gwałtownie.
Powiedziałam o wiele za dużo.
Powinnam trzymać język za zębami. Ale, nie bo przecież zawsze muszę z siebie
wszystko wyrzucić. Jakby innych to interesowało.
Po kilku minutach ciszy ośmielam
się spojrzeć na Zayna.
Chłopak przygląda mi się z lekko
otwartymi ustami.
–Zapomnij o tym– mruczę czerwona
jak burak – Po prostu zapomnij.
Zayn potrząsa głową.
–Wcale tego nie zrobię. Nawet nie
mam takiego zamiaru.
Głos zamiera mi w gardle.
–Nie kocham Perrie. Ile razy mam to
jeszcze powtarzasz? – nagle bierze mnie
za rękę i splata palce z moimi palcami – Teraz musisz mnie wysłuchać. Uważnie.
Niepewnie kiwam głową nadal
zszokowana swoim wybuchem.
–Przy podpisywaniu umowy z naszym
zarządem podpisywaliśmy także taki druczek, że będziemy musieli promować innych
artystów. Nie było napisane w jaki sposób- śmieje się bez cienia wesołości w
głosie – I wtedy do X Factor przyszły cztery dziewczyny. Złączono je w zespół,
wygrały program, ale to było za mało. Dostały ten sam zarząd co my. Nadal nie
były sławne. I wtedy kazali mi zacząć się z nią spotykać.
–Zaraz- – wtrącam – To znaczy:
kazali ci spotykać się z jakąś nieznajomą laską, żeby wypromować jej zespół.
–Tak – Zayn kiwa głową i mocniej
ściska moją dłoń – Spotykaliśmy się
publicznie, robiliśmy wspólnie zdjęcia, gdy była taka potrzeba. Little Mix
wydawały nowy singiel lub ruszała ich trasa koncertowa. Otrzymywałem wtedy
telefon, co i jak, gdzie mamy się spotkać, gdzie będą paparazzi. Oczywiście nam
za to płacili.
–Umawiasz się z nią za pieniądze? –
przerywam mu oszołomiona tym nadmiarem wiadomości.
–Nie.– Zayn potrząsa głową – To nie
tak. Nie mogę nic zrobić. Musze się zgadzać na każdy ich warunek, bo jak nie
to... – urywa na moment
–To co?– rzucam mu pytajace
spojrzenie.
–To zostanę wyrzucony z zespołu –
kończy ponuro.
***
–Nie mogą cię tak po prostu
wyrzucić. Ludzie będą potrzebować odpowiedzi.
Zayn wzrusza ramionami.
–Powiedzą prawdę. Ze jestem
uzależniony.
Kręcę głową. Nie mogę w to
uwierzyć. To wszystko co mówi. ..nie.
–Blue. – Zayn kładzie mi rękę na
kolanie – To się kiedyś skończy. Musi się skończyć. Niszczą życie, nie tylko
mnie i Perrie. ..
–Ona wygląda na całkiem zadowoloną z
tego, że zostaniesz jej mężem – mówię zdławionym głosem.
Zayn zagryza wargę.
–Ona tak. Ja nie. Ale chodzi o to,
że niszczą życie kolejnej dwójce.
Marszczę brwi.
–Komu?
–Harremu i Louisowi. – mówi Zayn po
chwili milczenia.
Patrzę na niego jak osłupiała.
–Co? To znaczy? O mój Boże,
oni naprawdę są razem?
Zayn kiwa głową.
–Naprawdę.
–Cholera – kwituję – To straszne.
To znaczy fajnie, że są razem, ale to straszne przez co muszą przechodzić.
Louis musi się pokazywać z dziewczyną, której nie kocha, a Harry ciągle jest
uznawany za największego podrywacza świata, gdy tymczasem nawet nie lubi
kobiet. O Boże.
Jak oni mogą tak żyć? Jak my możemy
tak żyć pozwalając ludziom na niszczenie życia innym ludziom?
–Dobrze się czujesz? – Zayn
spogląda na mnie z troską.
–Zbyt wiele informacji naraz – zartuję.
–Jest jeszcze coś.
–Co? Niall nie jest Irlandczykiem?
Liam umawia się z Barackiem Obamą?
Zayn śmieje się głośno.
–Nie.– zagryza wargę patrząc mi
prosto w oczy – Kocham cię.
Gapię się ją jego bez słowa.
–Nie.
–Tak.
Przyciąga mnie do siebie i całuje.
Cholera.