-Wiesz, że nie istnieje coś takiego jak eliksir miłości? To tylko legendy i bajki opowiadane przez różnych bajarzy. - Cara ociera mokre od potu czoło
Znajdujemy się w publicznej bibliotece. Jest tu zdecydowanie zbyt gorąco, obie juz pozbyłyśmy się swetrów i zostałysmy w cienkich podkoszulkach na ramiączkach. Cara nawet zawiązała sobie na niej supeł odkrywając tym sposobem pół nagiego brzucha. Na jej szczęście bibliotekarka siedzi w drugim końcu sali.
-To chyba jasne- ze znudzeniem kartkuję ciężkie strony jakiegoś starego podręcznika do chemii- W tym projekcie chyba właśnie chodzi o rozwinięcie tej legendy. Albo o coś innego- mruczę pod nosem- Nie bardzo go zrozumiałam.
Cara spina swoje blond włosy w wysoką kitkę i uśmiecha się do mnie promiennie.
-Jak wam się razem pracuje? -pyta siadając naprzeciwko mnie.
Rzucam jej krótkie spojrzenie.
-Świetnie.
-Akurat- prycha dziewczyna- Pewnie kłócicie się przez cały czas.
Wydymam wargi.
-Tylko trochę. A jak to tobie idzie praca z Emily?
Cara wzrusza ramionami.
-Bardzo dobrze. Pracuje więcej od ciebie, szuka informacji. ..innymi słowy nie obija się.
Żartobliwie uderzam ją w ramię.
-Tylko przypadkiem nie poczuć mnie na jej koszt.
Cara tylko macha ręką. I właśnie w tym momencie do naszego stolika podchodzi Emily.
-O wilku mowa- posyłam jej szeroki uśmiech, który wcale ma nie być złośliwy, ale ta spogląda na mnie ze zdenerwowaniem.
Emily obrzuca zaskoczonym spojrzeniem goły brzuch swojej partnerki.
Cara niewzruszona podbiega do niej wyciągając przy tym ręce z książką w jej stronę.
-Wiedziałaś, że w średniowieczu alchemicy byli tępieni tak samo jak czarownice? Spójrz.
Emily kiwa głową nawet nie rzuciwszy okiem.
-Co ona tu robi? - pyta szeptem myśląc, że nie słyszę.
Cara rzuca jej zdziwione spojrzenie.
-To moja najlepsza przyjaciółka. Myślałam, że o tym wiesz- ona nawet nie próbuje ściszyć głosu.
Dziewczyna potakuje niecierpliwie.
-Nie o to mi chodzi. Myślałam, że będziemy same. Możesz poprosić ją, żeby wyszła?
To już robi się zbyt upokorzające. Sama podnoszę się z miejsca oznajmiając:
-Muszę już iść. Spieszę się gdzieś.
Cara mruży podejrzliwie oczy.
-Naprawdę? Wcześniej jakoś nie...
-Naprawdę. - ucinam ostro- Do jutra.
-Wpadnę do ciebie wieczorem! - woła za mną blondynka.
Udaję, że nie usłyszałam. Chociaż jak ją znam to i tak wparuje mi bez mojej zgody do domu.
Czy tylko mi się wydawało, że gdy wyszłam Emily wyraźnie ulżyło?
Chyba powoli tracę sympatię ludzi.
Przechodząc obok biurka bibliotekarki przyśpieszam kroku. Z racji tego, że nie bardzo wiem co ze sobą zrobić postanawiam odwiedzić Vanessę i upewnić się czy w ogóle żyje.
Vanessa mieszka trzy przecznice dalej od biblioteki w wielkim dwupiętrowym domu z równie wielkim ogrodem. Domofon odbiera jej niepracująca matka, która wita mnie z ogromną radością. Z trudem wyswobadzam się z jej troskliwych ramion i pytam o Vanessę.
Nie mogę zignorować jej wahania zanim zaczęła cokolwiek mówić.
-Nessa. ..nie czuje się zbyt dobrze.
Kiwam głową.
-Jasne. Ale chyba mogę. ..
-Oczywiście, Blue. Tylko, proszę cię, dyskretnie.
Dyskretnie? Co ma na myśli mówiąc, że mam być dyskretna?
Pukam do drzwi pokoju Vanessy. Dłuższą chwilę później słyszę jej stłumiony głos.
-Mamo? Powiedziałam ci...
-To ja.
Martwię się, że mi nie otworzy. Nagle zaczynam się martwić nie tylko o nas, ale też o n i ą. O Vanessę jako osobnego człowieka.
Na szczęście wpuszcza mnie do środka bez gadania.
Zamykam za sobą drzwi.
-Co się z tobą dzieje, Van. ..- urywam gwałtownie, gdy widzę jej twarz.
Nie ma na sobie ani grama makijażu. Jej oczy są zaczerwienione, a z nosa zwisa jej zaschnięta krew.
-Van? - przyglądam się jej zastanawiając się czy trafiłam do dobrego pokoju.
Dziewczyna odchrząkuje odwracając wzrok.
-Nie wyglądam zbyt ciekawie, co?- wybucha gorzkim śmiechem.
A potem zaczyna łkać. Upada na podłogę i tak klecząc płacze coraz głośniej.
A ja stoję jak słup soli nie mając pojęcia co mam teraz zrobić.
Po chwili jednak odzyskuję trzeźwość umysłu. Klękam obok niej i obejmuję ją niezręcznie.
-Van? Co się dzieje?
Trochę głupie pytanie, na ale cóż. ..nie jestem mistrzynią w bliskich kontaktach z ludźmi.
-Van? - potrząsam nią delikatnie.
-Mam problemy- wykrztusza w końcu.
No to akurat widzę.
-Jakie? -dopytuję.
Cholera, obie brzmimy jakbyśmy grały w jakiejś kiepskiej telenoweli.
Jakie? Co? Dlaczego?
Zbyt wiele pytań i zbyt mało odpowiedzi.
Vanessa uspokaja się na chwilę i odpowiada cichym głosem:
-A jak myślisz?
Przewracam oczami.Ona jest niemożliwa.
-No nie wiem. Jesteś w ciąży i zamierzasz uciec z chłopakiem do Afryki ratować głodne dzieci?
Na te słowa Vanessa znowu zaczyna płakać jeszcze bardziej niż przedtem.
-Zamierzasz? - przerażam się- Jesteś w ciąży?
Brunetka potrząsa gwałtownie głową.
-Nie, nie- zaprzecza.
Wzdycham z ulgą. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co wynikłoby z takiej ciąży.
-Chodzi o coś delikatniejszego. - szepcze.
Nietrudno się domyślić patrząc na jej stan. Nigdy nie widziałam Vanessy tak rozstrzęsionej. Nigdy też nie widziałam jej bez makijażu. A bez niego wygląda o wiele lepiej.
Narkotyki. Jestem pewna, że właśnie to ją tak zniszczyło. Przecież ona nie ma innych problemów.
Wiecie co? Nie, muszę teraz coś powiedzieć.
Większości ludziom wydaje się, że ludzie bogaci mają wszystko. Miłość, pieniądze i oddanych przyjaciół.
Zdziwicie się jeśli powiem, że to nieprawda, a bycie na szczycie szkolnej hierarchii niszczy nas jeszcze bardziej.
Weźmy na przykład mnie
-moi rodzice spędzają bardzo mało czasu w domu. Jeśli spotykamy się wszyscy razem na Wigilię to jest sukces. Chociaż nie wszyscy się cieszą z takich rodzinnych świąt.
-wiem, że większość ludzi w szkole mnie nienawidzi, a reszta tylko się przymila. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które naprawdę mnie znają i czują do mnie prawdziwą sympatię. I, którzy nie oczekują nic w zamian za to, że się ze mną przyjaźnią.
-nigdy nie miałam chłopaka na dłużej. Zazwyczaj byli to rozpieszczeni mamisynkowie, albo sportowcy z mózgiem nie większym od orzeszka.
Tak naprawdę, bałam się, że nikt nigdy się do mnie nie zbliży. Że będzie patrzył na mnie przez pryzmat tak jak inni ludzie. Oceniał po wyglądzie i opinii, a nie moim prawdziwym wnętrzu. Chociaż, skłamię jeśli powiem, że jestem aniołem i szykuję sobie miejsce obok Boga w niebie.
A pomyślmy teraz o gwiazdach, które mają o wiele gorzej od nas. O ludziach, których zna cały świat. Których oczernia cały świat. Jedni ludzi kochają, drudzy nienawidzą. Media wyciągają wszystko o ich życiu na światło dzienne. O tym, że piją, biorą narkotyki i jeszcze wiele innych rzeczy. Bardzo często rozdrapują stare rany. Jak myślicie jak się czuje znana aktorka gdy nagle cały świat się dowiaduje, że jako mała dziewczynka była molestowana przez ojca? Chyba niezbyt fajnie.
A jak myślicie dlaczego Kurt Cobain przedawkował? Może dlatego, że miał serdecznie dość życia na tym świecie.
Nie dziwię mu się.
Większość ludzi uważa, że samobójstwo to pójście na łatwiznę. Nie zgadzam się z tym. Decyzja o zakończeniu swojego własnego życia nie jest łatwa. I wymaga wielkiej odwagi. Nie każdy człowiek zdecydowałby się na takie "pójście na łatwiznę".
Uwierzcie mi, ja też nie.
-Mama chce mnie wysłać na odwyk- odzywa się Vanessa po kilku minutach milczenia- Wiedziała juz o tym wcześniej . Ale udawała, że nic się nie dzieje. Wiesz, nadal próbuje utrzymywać, że nasza rodzina jest idealna. I nawet nie wie jak się myli.
Wbijam wzrok w okno.
Kurwa, to moja wina. Dlaczego teraz zdałam sobie z tego sprawę? Dlaczego wcześniej nie interweniowałam? Dlaczego tylko stałam i przyglądalam się, gdy wciągała pierwszą kreskę? Nigdy w życiu nie czułam się aż tak winna. I wiecie co wam powiem? Poczucie winy i wyrzuty sumienia to chujowa sprawa.
-Straciłam kontrolę nad swoim życiem- szepcze Vanessa- I ja dobrze o tym wiem, Blue. Chcę tylko, żebyście ty i Cara wiedziały, że bardzo was kocham. I nigdy nie zamienilabym was na kogoś innego.
Kiedy z uśmiechem pokrzepienia ściskam jej dłoń czuję się jak suka.
Poprawka: ja j e s t e m suką.
TERAZ
Kiedy wyrywam się z chwilowego odrętwienia szybko wrzucam kokainę i jointy na ich miejsce.
Chociaż to nie jest ich miejsce. One wcale nie powinny tam być.
Nigdy bym nie pomyślała, że Zayn- ten Zayn mógłby robić coś takiego . Przecież sam wie jak to się skończyło w przypadku Vanessy.
Stoję jakby nigdy nic, gdy drzwi otwierają się i pojawia się w nich Donija z Perrie.
Cholera. Wolałam jednak Zayna.
-Co ty tu robisz? - pyta Donija bardzo spokojnym głosem.
Zbyt spokojnym głosem. Perrie tylko stoi obok niej z wyniosłą miną.
Gdybyś tylko wiedziała co lubi robić twój narzeczony po pracy. Pewnie teraz nie uważałabyś się za pępek świata.
Mi akurat traktowanie wszystkich z góry nie wyszło na dobre. Straciłam wszystko.
-Szukałam mojej koszuli- odpowiadam wesoło robiąc dobrą minę do złej gry, a przy okazji doprowadzając do białej gorączki obie dziewczyny.
-Znalazłaś. To teraz możesz już wyjść- Donija patrzy na mnie z pogardą.
Kiwam głową z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Już właśnie miałam to robić.
Kiedy ją mijam Perrie syczy mi do ucha:
-Jeszcze raz zobaczę cię obok niego i gorzko tego pożałujesz.
Udaję, że nie usłyszałam chociaż mam wielką ochotę się odezwać. Naprawdę, wielką.
Opuszczam dom Malików w pośpiechu w obawie, że wpadnę na Zayna. Na szczęście nic takiego się nie dzieje. Jednak, gdy wchodzę do mojego domu czeka mnie niespodzianka.
-Masz gościa- oznajmia mama pokazując mi uniesione kciuki w górę.
Z salonu wychodzi... Niall.
Staję jak wryta gapiąc się na niego z oszołomieniem.
-Jak...co...co ty tu robisz? - wykrztuszam w końcu.
Niall wzrusza ramionami wciskając dłonie w kieszenie dżinsów.
-Wczoraj było bardzo miło...
-Wychodzę- przerywa mu mama- Mam do załatwienia kilka spraw. A wy. ..bądźcie cicho, żeby sąsiedzi się nie skarżyli. I Blue...pamiętaj co mówiłam ci o ciąży.
Macha do nas radośnie i wychodzi.
Niall spogląda na mnie z uniesionymi brwiami:
-Czy ona...
-Zamknij się- pociągam go za sobą do salonu- Ona tylko żartowała. Lubi żartować. Nie spodziewałam się ciebie. Ale w sumie dobrze.
Niall patrzy na mnie zdezorientowany.
-Coś się dzieje?
Macham na niego ręką, żeby usiadł na kanapie.
-Zayn.
-Co Zayn?
-Czy Zayn bierze narkotyki?
***
Niall gapi się na mnie z szeroko otwartymi ustami.
Ja na niego też ( bez otwartych ust).
I powoli zaczynam się niecierpliwić.
-Tak czy nie? - warczę.
Niall wzdryga się po czym patrzy mi prosto w oczy.
-Tak.
Kiedy z moich ust wydobywa się cichy jęk dodaje szybko:
-Ale to nie jest nic poważnego. On robi to tylko dla zabawy.
-Vanessa też robiła to wszystko dla zabawy! A jak na tym wyszła? !- wrzeszczę chyba trochę za głośno.
Blondyn otwiera usta i patrzy na mnie zszokowany.
Odwracam wzrok zawstydzona swoim wybuchem.
-Kim jest Vanessa? - pyta Niall cicho po dłuższej chwili ciszy.
Zagryzam wargę.
-Przyjaciółką.
Chłopak kiwa głową i nie docieka. Dzięki Bogu.
-Kim jest dla ciebie Zayn? - pyta nagle zwalając mnie tym pytaniem z nóg.
Unoszę brwi.
-Eee. ..chodziliśmy razem do szkoły.
-Tylko? - Niall przygląda mi się zaciekawiony.
Potakuję.
-Bo wiesz. ..większość znajomych ze szkoły nie troszczy się aż tak o siebie nawzajem. W mojej szkole jeśli ktoś brałby narkotyki każdy miałby to głęboko gdzieś. Nikt nie przejąłby się jedną, biedną zagubioną owieczką.
-Cóż, w takim razie chodziłeś do okropnej szkoły.
Niall uśmiecha się smutno.
-Może coś w tym jest. Ale...nie wierzę ani w to co mówisz ty ani w to co mówi Zayn. Was coś łączy.
Łączyło. Masz rację, nieważne.
-Hmm. ..może ta sama ulica- pokazuję ręką na okno- Albo ta sama ławka szkolna?
Niall nadal gapi się na mnie jak policjant przesłuchujący podejrzanego.
-Na pewno?
Niecierpliwie kiwam głową.
-I tak ci nie wierzę.
Super.
-Powiedz Zaynowi, żeby przestał brać- mówię krzyżując ramiona na piersiach.
Niall marszczy czoło.
-Gdybym tylko mógł. ..to nie jest taka prosta sprawa.
-Musimy coś zrobić zanim będzie za późno.
Niall drapie się po głowie.
-Wiesz. ..Zayn miał kiedyś dziewczynę. ..nie zdradził nam jej imienia. Wiemy tylko, że rozstali się po jego przesłuchaniu w X Factorze- podnosi na mnie wzrok-A może ty ją znasz?
Gwałtownie potrząsam głową.
-W każdym razie...podobno ich rozstanie tak wpłynęło na Zayna. Kochał ją nad życie.
Nie mogę już tego dłużej słuchać.
-A Perrie? W końcu jest z nią.
Niall wzdycha ciężko.
-Nie zawsze dostajemy to czego chcemy.
To akurat prawda.
Niall zostaje u mnie jeszcze przez godzinę po czym wraca do domu. Ja idę zadzwonić do Cary.
-Stęskniłam się!- woła i wysyła całusy do telefonu.
Uśmiecham się pod nosem.
-Ja też. Ale nie dlatego dzwonię.
-Jesteś przemiła- burczy Cara.
-Chciałam tu przyjechać, żeby od tego odpocząć, a tym czasem jest jeszcze gorzej.
Cara wydaje z siebie pomruk zrozumienia.
-Zayn.
-Zayn i Vanessa.
Moja przyjaciółka nie odzywa się przez dłuższą chwilę.
-To nie była twoja wina.
-To my ją w to wciągnęłyśmy.
-Chciałysmy jej pomóc.
-Do dzisiaj pamiętam jak zwyzywala mnie na szkolnym korytarzu.
-Cara. ..
-Tak, wiem, wiem.
-Dzisiaj ją odwiedzę.
-Jak chcesz. Pozdrów ją ode mnie. Kocham cie i tęsknię.
-Też cie kocham.
Odkładam słuchawkę i idę odwiedzić Vanessę.
Pół godziny później staje wprost naprzeciw niej.
-Cześć- siadam na trawie- Co u ciebie? Dawno się nie widzialysmy.
Patrzę przez chwilę w czyste niebo.
-Chcę Cię przeprosić. Tak naprawdę nie miałam odwagi zrobić tego wcześniej. Chcę ci też powiedzieć, że mimo wszystko cie kochałam i nadal kocham. Cara tez. Masz zresztą od niej pozdrowienia. Obie cię kochamy.
Uśmiecham się do siebie i pochylam w jej stronę.
-Nigdy nie sądziłyśmy, że to ty będziesz tą pierwszą, która się z nami pożegna. Jednak uważam, że jesteś cholernie odważna. Ja nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego.
Dotykam palcami jej imienia i nazwiska wyrytego na nagrobku.
Vanessa Sherpard 23.08.1993- 12.12.2010
Spoczywaj w pokoju.
-Tęsknię.
♥♥♥
Hej ;*
Kto ma wolne w przyszłym tygodniu tak samo jak ja? Liceum pozdrawia :D
Mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba ^^
xx
♥♥♥