niedziela, 25 października 2015

13

WTEDY

Zdenerwowana jak nigdy czekam na Carę. Nie mogę usiedzieć w miejscu przez co udaje mi się wydeptać krzywe kółko na dywanie. Po raz dziesiąty w przeciągu ostatnich dwóch minut spoglądam na zegarek. Wow. Minęły tylko trzy sekundy. Rekord.
I nagle rozlega się pukanie do drzwi. Błyskawicznie obracam się na pięcie. Ale ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu oraz irytacji to tylko mój tata, który o dziwo wrócił jakieś cztery godziny wcześniej niż zazwyczaj.
- Blue. -  patrzy na mnie wyraźnie zdziwiony.
W sumie też bym tak patrzyła gdybym zastała go w takiej pozie ( z nogą uniesioną jak do kopnięcia i przerażonym jak u płochliwej sarny spojrzeniem).
- Ćwiczysz karate? - tata marszczy brwi wyraźnie rozbawiony.
- Jasne. - prycham - Bo na pewno nie mam ciekawszych zajęć.
- Więc nie jesteś zajęta?
Krzyżuję ramiona na piersiach.
- Czekam na Carę. ..więc tak...jestem zajęta.
Tata nagle zamiera jakby go coś przeraziło.
- Coś się stało?
- Tak. Chodzi o Carę.
Teraz i ja nieruchomieję.
- Blue, kochanie. Cara...nie żyje. Miała wypadek.
***
- Blue! - budzę się z dość głośnym krzykiem.
No, dobra. Tak głośnym, że mogłabym obudzić pół mojej dzielnicy.
Trzesąc się ze strachu spoglądam w górę. I niemal wybucham płaczem ulgi, gdy widzę znajomą, śliczną twarz otoczoną blond falami.
- Cara!  - przytulam ją z całych sił.
Dziewczyna zamiera z zaskoczenia. Trwa to jednak tylko kilka sekund, bo już zaraz otacza mnie ramionami i wciska twarz w zagłębienie mojej szyi. - Co się stało? - pyta głaszcząc mnie delikatnie po plecach.
Odsuwam się od niej, żeby móc spojrzeć na jej twarz. Cara zaciska usta w oczekiwaniu na moją odpowiedź, a w jej oczach widać zmartwienie.
- Blue? - ponagla mnie.
Zaciskam palce na jej ramionach.
- Zły sen. - zmuszam się do uśmiechu. - Tęskniłam za tobą.
Cara momentalnie się odsuwa. Zaskoczona siadam na piętach.
- Jake nas wkopał. - oznajmia jakby nigdy nic chłodnym głosem. 
To znów sprawia, że zrywam się z łóżka na równe nogi.
- Co? - wykrztuszam.
Blondynka za to siada na krawędzi łóżka i zakłada nogę na nogę.
- Tak. - kiwa głową bawiąc się rąbkiem szmaragdowego koca.
Niesamowicie mnie to drażni, dlatego wyrywam go z jej rąk gwałtownym ruchem. Cara obrzuca mnie oburzonym spojrzeniem.
- Co dokładnie znaczy to, że nas wkopał? 
- To chyba dość jasny przekaz nawet jak na twoją głowę, Davis. Powiedział matce Vanessy, że to my namówiłyśmy ją na jej pierwszy raz.
Jakoś nie bardzo mnie to przeraża.
- I co z tego?  Zawsze można powiedzieć, że wszystko sobie wymyślił.
Cara patrzy na mnie przez dłuższą chwilę.
- To nie wszystko. - mówi po kilku minutach ciszy - On wie.
- O czym? - zirytowana unoszę brwi.
Mam dosyć jej ciągłego mówienia zagadkami.
Moja przyjaciółka marszczy brwi wpatrując się we mnie ze zdziwieniem.
- Myślałam, że jesteś mądrzejsza. - kręci głową z politowaniem - Mam na myśli moją rodzinę. Moja mama sprząta u niego w domu.
Parskam śmiechem.
- I dopiero teraz się dowiedział? Co za kretyn. - po prostu nie dowierzam w jego głupotę. Serio? 
Cara wkłada ręce pod kolana i zaczyna machać nogami.
- Wiedział jak wygląda, ale nie znał jej nazwiska. Wczoraj zobaczył nas razem w supermarkecie.
Chcę ją przytulić. Teraz. Jednak muszę się powstrzymać bojąc się jej reakcji.
- Cara, nie masz się czym martwić. To tylko Jake.
- Jake i cała szkoła. Może nie wyglądam na taką co się przejmuje, ale boję się odrzucenia. Które zresztą już ma swój początek - wzrusza ramiona i wbija wzrok w swoje kolana - Wiesz po czym. Sama widziałaś.
- Owszem, widziałam. - biorę ją za rękę - Ale dla mnie nic się nie zmieniło. Nadal jesteś tą samą Carą. Tą, która jest moją przyjaciółką.
Blondynka bez słowa patrzy na mnie. I tak przez kilkanaście sekund, może nawet dłużej. W końcu wyrywa się z tego odrętwienia i pochyla się, żeby mnie przytulić. Prawie ze łzami w oczach odwzajemniam uścisk.
- Nawet nie wiesz jak za tym tęskniłam. - szepczę.
Cara śmieje się trącając mnie w ramię.
- Bez przesady. To nie był rok rozłąki.
Uśmiecham się do niej szeroko z całego serca ciesząc się widząc taki sam uśmiech na jej twarzy.
- Pamiętaj, że możesz być nawet w związku z Kelly Markson a ja i tak będę cię kochać.
Cara krzywi się momentalnie na wspomnienie o znienawidzonej przez nas dziewczynie z naszej klasy.
- Nawet tak nie żartuj. Mam jeszcze resztki godności.
Ponownie się uśmiecha, ale zaraz jej wyraz twarzy zmienia się.
- Więc co teraz zrobimy? - kiedy rzucam jej pytające spojrzenie dodaje - Z Jake'm?
- Porozmawiam z Vanessą. - decyduję.
Cara robi zniesmaczoną minę.
- O ile z nią da się jeszcze rozmawiać.
- Cara - ostrzegam ją - Czy nie wydaje ci się, że to wszystko nasza wina? Nie masz poczucia winy?
Dziewczyna zastanawia się nad tym przez chwilę.
- Pewnie i mam. Ale go nie odczuwam.
  Po tych słowach niemal natychmiast zmienia temat. I chociaż ja ledwo mogę się skupić na tym jak opowiada mi o Emily i jak coś między nimi zaiskrzyło, i ona wyraźnie to widzi to nie przerywa. Ja natomiast ukradkiem zerkam na ekran mojego telefonu.
Rozczarowana brakiem wiadomości odwracam wzrok i próbuję skupić się na słowach Cary.
Wszystko idzie nie tak.
***
Gdy Cara opuszcza mój dom i wraca do siebie jest już po dwudziestej drugiej. I no cóż. ..nie wypada chodzić do kogoś w odwiedziny o tej godzinie. Ale ja po prostu nie mogę się powstrzymać.
Pięć minut po wyjściu Cary pukam do drzwi domu Zayna.
Najpierw słyszę jakieś krzyki, potem tupot stóp, i w końcu szarpanie klamki. 
W drzwiach staje dziewczyna, może trochę  starsza ode mnie, a obok niej głowę wciska mała brunetka.
- Hmm. ..cześć. Jest może Zayn? - splatam dłonie za plecami, żeby nie zobaczyła jak  się trzęsą.
Dziewczyna - chyba Donija, jeśli dobrze zapamiętałam, marszczy swoje idealne brwi i kręci głową.
- Nie.
- Nie? - dziwię się. Dokąd miałby wychodzić o tej porze? - A gdzie jest jeśli mogę zapytać?
- Problem w tym, że nie możesz zapytać.  - warczy Donija po czym bezceramionalnie zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.
Milutka.
Z westchnieniem rezygnacji odwracam się na pięcie i zmierzam w stronę mojego domu. Gdy nagle czuję na sobie czyjś wzrok i po prostu muszę się odwrócić.  Kątem oka zauważam ruch w górnym oknie, jednak gdy kieruję tam spojrzenie nie zauważam nikogo.
Przeklinam w myślach ten  dom i jego mieszkańców a zwłaszcza Zayna i wychodzę na ulicę.
Nagle czuję szarpnięcie za włosy. Wydaję z siebie przerażony krzyk.
- Zamknij się. - syczy mi ktoś do ucha.  Jake. Momentalnie się uspokajam.  - Chcę tylko pogadać.
- To nie musisz mnie szarpać za włosy. Puść mnie. - popycham go tak mocno, że nie ma innego wyjścia i musi to zrobić.
Jake cofa się o kilka kroków.
- Okej. Ale pójdziesz ze mną. Jasne?
Kiwam głową.
Kiedy Jake prowadzi mnie do swojego samochodu rzucam ostatnie spojrzenie na okno pokoju Zayna.
I właśnie jego tam widzę, jak wpatruje się w nas ze zdziwieniem. Zauważa to, że go widzę i kręci głową.
O co mu chodzi? 
Ignoruję go mrucząc pod nosem jakim jest oszustem i tchórzem.
- Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. -mówię wsiadając do samochodu.
Jake zamyka drzwi od swojej strony po czym rzuca mi nerwowe spojrzenie.
- Zamknij drzwi.
- Po co? - kiedy próbuje mnie zamordować wzrokiem przewracam oczami i spełniam jego polecenie. - Zadowolony?
Jake potaktuje z dziwnym uśmiechem.
- Bardzo. - po czym odpala silnik.
Unoszę brwi.
- Co ty wyprawiasz? Nie przypominam sobie, żebym zgodziła się gdziekolwiek z tobą jechać.
Chłopak rusza.
- Jake, do cholery chcę wysiąść.
- Nie ma mowy. -nawet na mnie nie patrzy.
Gdy wyjeżdżamy z mojej ulicy zaczyna się robić nieciekawie. Sięgam ręką do klamki.
- Nie rób tego - ostrzega mnie Jake.
- Bo co? - prycham - Chcę wysiąść. Równie dobrze możemy porozmawiać w moim domu przy herbacie.
- Nie. - Jake powtarza to słowo w kółko.
Nie nie nie nie nie nie.
I zaczyna mnie to przerazac.
Ponownie dotykam klamki.
- Nie rób tego - ostrzega mnie chłopak.
Naciskam na klamkę w tym samym momencie, gdy on łapie mnie za rękaw bluzy i przyciąga do siebie.
- Powiedziałem. .. - odwraca wzrok od drogi, a ja krzyczę, gdy światła z naprzeciwka oświetlają nasze twarze.
- Uważaj!
Najpierw słyszę huk. Potem widzę rozbłysk światła. A później zapada cisza.
 
TERAZ
Pewnie teraz należałoby go odepchnąc. Ale ja naprawdę nie potrafię. I to wcale nie jest tak, że na niego lecę.
Chociaż. ..nie wiem. Ja juz nic nie wiem.
Niall odsuwa się ode mnie po dosłownie trzydziestu sekundach. Tak, liczyłam.
Spogląda na mnie niepewnie.
Ja zaś spanikowana zaciskam palce na kijku golfowym. Niall nie widząc po mnie żadnej reakcji nachyla się do kolejnego pocałunku.
I ja wtedy uderzam go w kolano kijem. Z nerwów. Naprawdę.
Niall krzyczy z bólu.
- Przepraszam. - mówię prawie ze łzami w oczach. Łzach wstydu.
Niall zmusza się do uśmiechu prostujac się.
- Nic się nie stało. - kręci głową ze śmiechem.
- Naprawdę jesteś do bani.
- Hej. - oburzam się.
Blondyn widocznie nie może się powstrzymać i znowu przyciąga mnie do siebie, żeby złączyc nasze usta w pocałunku.
I znowu się nie opieram.
Kiedy wracamy do samochodu trzymając się za ręce Niall zadaje bardzo ważne pytanie:
- Jak ci się podobało?
Wzruszam ramionami.
- Było okej.
- Tylko okej? - Niall pochmurnieje.
- Tak. Tylko okej. - nie patrzę na niego wchodząc do środka samochodu.
Gdy usadawiam się na miejscu pasażera zaczynam gmerac przy pokrętłach radia. Niall siada obok mnie i jakby od niechcenia poprawia lusterko.
- Było fantastyczne. - odzywam się przerywając ciszę - Możemy to powtórzyć. Tylko, błagam nie golf.
Niall rozpromienia się i mówi:
-Spokojnie. Żadnego golfa. Moja noga tez na to nalega. - klepie się po nodze, która oberwała dzisiaj o wiele za dużo razy.
W domu czeka na mnie Cara. Dosłownie stoi w progu kuchni z kubkiem kawy w dłoni i stuka kapciem o podłogę.
- Jesteś wreszcie. - wciska mi kubek kawy w rękę - Muszę iść się spakować. Pomożesz mi?
Upijam łyk życiodajnego napoju i marszczę brwi.
- Spakować?  Co? Jak to spakować?
Cara patrzy na mnie z politowaniem.
- Zayn kompletnie ci wyczyscil pamięć czy co? Dzisiaj dwudziesty. Skończył się mój urlop. Wracam do Londynu. Zresztą na ciebie niedługo też czas.
- O mój Boże - klepię się w czoło - Kompletnie zapomniałam. Pomogę ci.
- Nie liczyłam na nic innego.
Z kubkiem kawy w ręce biegnę za nią po schodach. Podczas pakowania streszczam Carze cały dzień łącznie z pocałunkiem Nialla. Dziewczyna nie wygląda na specjalnie szczęśliwą.
- Chodzicie ze sobą czy co?
- Chodzenie to termin używany przez przedszkolaków.  Nie, nie jestesmy ze sobą.
Cara krytycznie ogląda żółtą koszulkę.
- Jemu zależy, prawda?  A tobie?
Wzruszam ramionami.
-Jest miły.
Blondynka patrzy na mnie jakby chciała dać mi w twarz.
- Serio, Davis?  Jest miły?  Ja też jestem miła i mnie nie całujesz.
Momentalnie się do niej przysuwam i całuję w policzek.
- Możemy spróbować.
Cara przerwaca oczami, ale nie może ukryć szerokiego uśmiechu.
- Nie jesteś w moim typie skarbie.
- A propo typu - siadam na łóżku a Cara rzuca mi poirytowane spojrzenie. - Próbowałaś już pocałować Jade?
Dziewczyna rzuca mi w twarz swoimi majtkami. Odrzucam je ze śmiechem.
- Nie - mówi ponuro - I nie zamierzam.
Śmiech zamiera mi na ustach.
- Coś się stało? Cara? - podnoszę się na kolana i łapię ją za ręce.
- Wczoraj rozmawiała z Samem. Nie, nie rozmawiała. Dosłownie flirtowała.
- Jej, Cara - ściskam jej dłonie mocniej - Pewnie. ..
- Nie, nie wydawało mi się. - wyrywa się z mojego uścisku -Mimo to, że jestem lesbijką wiem jak wygląda flirt, Blue.
Odwracam wzrok.
- Skończmy ten temat. Podaj mi ten krem. - wskazuje na zieloną tubkę leżącą na szafce nocnej.
Półtorej godziny później po wyściskaniu przez moją mamę Cara w końcu może ruszać. Gdy kończy pakować swoje rzeczy do bagażnika podchodzi do mnie z uśmiechem.
- Nie chcesz na nią zaczekać? - pytam.
Jej piękny uśmiech znika niemal od razu.
-Mówiłam ci Blue. Nie ma sensu.
- We wszystkim jest sens.
Cara kręci głową.
- Nie. Przykro mi. A teraz mnie przytul.
I robię to.
- Jak za kilka dni przyjedziesz do mnie mieszkanie będzie czystsze niż kiedykolwiek.
- Na pewno. - przewracam oczami.
Cara puszcza mi oko i wchodzi do samochodu. Pięć minut później nie ma po niej ani śladu.
Idę właśnie do domu, gdy słyszę krzyk Jade.
- Blue! - obracam się na pięcie.
Dziewczyna biegnie z zakupami, jej włosy powiewają na wietrze, a jeden but jest niezawiązany. Ona jednak nie zwraca na to kompletnej uwagi.
-Błagam, powiedz mi, że się pomyliłam i to nie Cara właśnie jechała na Boack Road.
Otwieram usta, po czym niemal od razu je zamykam.
- Nie. - Jade kładzie zakupy na ziemi i tupie nogą jak mała rozzłoszczona dziewczynka. - Nie.
- Możesz z nią porozmawiać.
- Ona nie chce ze mną rozmawiać. -Jade podnosi na mniej pełny nadziei wzrok -Wiesz może dlaczego?
Mogłabym jej powiedzieć. Może i Cara byłaby na mnie zła, ale może coś by z tego wyszło.
- Nie. Przykro mi. - już się odwracam i łapię za klamkę, gdy Jade mówi:
- No cóż,  to teraz jesteśmy w tej samej sytuacji.
- Co masz na myśli? - rzucam jej pytające spojrzenie.
- Zayna. - staje obok mnie.
Biorę od niej jedną siatkę zakupów.
- Wyjechał przed godziną. Wrócił do Londynu. 
***
Hej, kochani ;*
Rozdział nie jest za długi, ale mam nadzieję, że choć troszkę wam się spodoba :)
Miłego wieczoru życzę wam wszystkim <3
xx
***

niedziela, 11 października 2015

12

WTEDY
Gdy początkowy szok mija wybucham głośnym śmiechem. Zayn patrzy na mnie ze znudzeniem czekając aż się uspokoję. 
– Hmm...no cóż – wykrztuszam – Pewnie i masz rację. Nie... żartuję, nie masz na co liczyć Malik. 
Potrząsam z niedowierzaniem głową. Przecież on nawet nie jest przystojny. No okej, może jest. Tak trochę. A może nawet bardzo. 
  Pieprzysz głupoty, Davis. 
Zwalam wszystko na procenty w moim organiźmie. W końcu to częściowo ich wina. Na pewno. 
– Och weź, przestań. –  Zayn puszcza do mnie oko – Oboje wiemy, że nie możesz mi się oprzeć. 
Wpatruję się w niego z przerażeniem. 
– Też coś piłeś? – unoszę brwi pytająco. 
Chłopak tylko posyła mi uśmiech, po czym odpala silnik.
– Odwiozę cię lepiej do domu. A jutro przyjdź do mnie z częścią swojego projektu. 
Momentalnie z ust wyrywa mi się krótki jęk. 
– Pewnie nawet tego nie tknęłaś.
– No cóż...jakby to powiedzieć, to...no okej, nie tknęłam. 
Zayn uderza dłońmi w kierownicę. Skłamałabym mówiąc, że nie podskoczyłam ze strachu. 
– To miała być praca zespołowa, a pewnie wszystko będę musiał zrobić wszystko. 
Patrzę na niego zagryzając warge. 
– Wynagrodzę ci to. – czy to nie zabrzmiało zbyt dwuznacznie? Wyobraźnia,  Davis. To tylko twoja wyobraźnia.  
Mam nadzieję, że nie mamy z Zaynem podobnej. 
– Nie widzę innej opcji. – odpowiada Zayn całkowicie poważnie. 
Albo po prostu nawet, gdy żartuje jest poważny. 
– Jesteśmy na miejscu. –  ze zdziwieniem rozpoznaję mój dom za oknem w samochodzie. 
To minęło za szybko. Z westchnieniem opieram głowę o oparcie fotela. 
– Dostaniesz opieprz? – Zayn rzuca mi pytające spojrzenie. 
Kręcę głową. Wątpię, żeby rodzice w ogóle zauważyli moją nieobecność w domu.
– Nawet za upicie się? 
– Nie jestem pijana. – oburzam się – Zapamiętaj, że Blue Davis nigdy się nie upija. 
– A ty zapamiętaj, że Zayn Malik nie będzie robił za szofera przez całe życie. 
Prycham pod nosem chwytając za klamkę.
– Dlaczego nie chcesz robić czegoś co sprawia ci przyjemność? 
Chłopak uśmiecha się do mnie jakby z zażenowaniem. 
– Bardzo chcę,  w tym problem. – po czym każe mi znikać z jego samochodu zanim obrzygam jego tapicerkę. 
W odpowiedzi pokazuję mu język i wytaczam się na mój podjazd cały czas szczerząc się do siebie. 
To dziwne, ale chyba znaleźliśmy wspólny język. ..i chyba zaczynam go lubić. Chyba zaczyna podobać mi się nasze przekomarzanie. Ale tylko troszkę. Naprawdę
***
Teraz wiem jak czują się ludzie bez przyjaciół w szkole. I nie polecam tego nikomu. Przez cały czas szukam w tłumie Cary, ale na próżno. Blondynki ani widu ani słychu. 
Zaczynam się martwić. 
I gdy tak siedzę sama podczas przerwy na lunch obok mnie siada Zayn. 
– Jak się czujesz? – pyta dotykając mojego czoła. 
Odpycham jego rękę tak szybko jak się da.
– Nie dotykaj mnie. A jak mam się czuć?  Do dupy. 
Chłopak nic nie odpowiada za co jestem mu bardzo wdzięczna, po czym patrzy przed siebie tak samo jak ja.
– Na co patrzymy? 
Wzruszam ramionami. 
– A czy to ma jakieś znaczenie? 
– Pewnie i nie.–  powraca do wcześniej wykonywanej czynności. 
I tak siedzimy w milczeniu gapiąc się przed siebie, kiedy nagle staje przed nami Sam – jeden z tych kujonów – dziwaków, z którymi wcześniej Zayn spędzał czas.
Marszczę brwi.
– Czego chcesz? Lepiej odejdź bo zasłaniasz nam widok. – burczę. 
Jednak Sam ignoruje mnie już po raz drugi w jego nic nieznaczącym życiu i zwraca się do Zayna. 
– Umawiasz się z nią? 
Brunet spogląda na mnie tak, jakby nagle się zawstydzil tym, że ze mną siedzi. Nie powiem,  zabolało. 
– Nie. A zresztą to nie twoja sprawa.
Sam przyciska zaparowane okulary ( może przez stres?) do nosa i mówi tym swoim nosowym, denerwującym głosem. 
– Owszem, jest to moja sprawa, ponieważ jeszcze dwa tygodnie temu spisywałeś ode mnie pracę domową. 
Rzeczywiście straszne. 
– A teraz prowadzasz się z nią. – rzuca mi pogardliwe spojrzenie. 
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, bo nie zamierzam siedzieć bezczynnie, gdy ktoś mnie obraża, ale uprzedza mnie Zayn. 
– Odpierdol się Sam. 
– Ona jest zwykłą dziwką i nie... – nie zdąza dokończyć zdania, bo na jego twarzy ląduje pięść Zayna. 
Zrywam się z krzesła tak samo jak połowa stołówki. 
Ja pierdolę. 
Sam łapie się za swój zakrwiawiony nos, a Zayn po prostu łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia. Po drodze mijamy Carę, która siedzi w kącie sali razem z Emily. Moja przyjaciółka o ile jeszcze mogę ją tak nazywać podąża za nami wzrokiem,  a dziewczyna siedząca obok niej kręci z niedowierzaniem głową. 
Pierwszy raz w życiu była świadkiem bójki czy co? 
Kiedy Zayn popycha ramieniem wahadłowe drzwi ktoś łapie go za ramię, zatrzymując go.
– Nie tak szybko, panie Malik. – dyrektor szkoły wpatruje się w naszą dwójkę potępiająco. 
Wytrzymuję jego spojrzenie.  W końcu to tylko facet o niespełnionych marzeniach. Bo szczerze wątpię, żeby śnił o pracy dyrektora szkoły. 
Tak samo jak my wszyscy przychodzi do szkoły jak na skazanie. A potem wyładowuje swoją nienawiść na uczniach swojej szkoły. 
–  Państwo za mną. – kiwa na nas głową. 
W ostatnim momencie odwracam się, żeby spojrzeć na Carę, która jest zbyt zajęta sałatką, żeby to w ogóle zauważyć. 
Z rozczarowaniem odwracam wzrok i podązam za dyrektorem. Zayn przez całą drogę nawet nie obdarza mnie spojrzeniem, tylko wściekle tupie nogami. 
Przewracam oczami. Mógłby przestać zachowywać się jak obrażony przedszkolak. 
Dyrektor Archer każe mi zaczekać przed gabinetem, a Zayna zabiera do środka wyraźnie niezadowolony, że nie może tego czasu przeznaczyć na jedzenie swojego obiadu. 
  Pół godziny spędzam wymieniając krótkie uwagi na temat pogody i moich ocen z sekretarką. W końcu jednak Zayn wychodzi z gabinetu. 
  Na jego widok podnoszę się z miejsca i zmierzam w stronę dyrektora, który pojawia się w drzwiach. 
– Nie Davis – zagradza mi drogę swoim tłustym łokciem –  Nie potrzebuję twoich zeznań. Poradzę sobie bez nich. 
Zeznań?  To posterunek policji czy liceum? 
W takim razie idę za Zaynem. 
– Co się tam stało? –  biegnę próbując dotrzymać mu kroku. 
Mimo to on nie zwalnia. Typowe.
Zirytowana mocno pociągam za jego łokieć, zmuszając go tym do zatrzymania się. 
Zayn obraca się na pięcie przewracając oczami.
– Nie ma o czym gadać. Archer nie wierzy w to, że wzorowy uczeń Sam Blake mógłby nazwać cię wulgarnie. Uważa, że po prostu ktoś taki jak ja lubi dawać w mordę bez powodu. 
Marszczę brwi nagle ogarnięta złością na dyrektora. 
– Żartujesz. To znaczy, że on...
– Mam przyjść z moją mamą.– zatrzymuje się tak niespodziewanie, że wpadam na jego plecy – Nie mogę z nią przyjść. Ona ma inne, ważniejsze rzeczy do roboty. Ale jeśli tego nie zrobię zawiesi mnie. 
– Porozmawiam z nim... –  zaczynam, ale Zayn przerywa mi jednym machnięciem ręki. 
– Nie trzeba, Blue. I tak nic na to nie poradzisz. 
Chcę powiedzieć coś jeszcze, w jakiś sposób go zatrzymać, ale on odwraca się ode mnie i odchodzi.
***
To pewnie dziwne, bo nawet nie powinnam tak myśleć, ale n a p r a w d ę chcę mu pomóc.  Naprawdę nie chcę, żeby miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty. 
Dobrze wiem, że jego rodzina ma duże kłopoty finansowe, w końcu do najmniejszych nie należy. Wiem, że matka Zayna biega na dwa etaty, rzadko bywa w domu, a jego ojciec ma problemy ze znalezieniem pracy. On pewnie myśli, że nic o tym nie wiem, albo mało mnie obchodzi jego życie. 
  Trochę w tym racji jest bo tak się składa, że to życie mało mnie obchodziło jeszcze dwa dni temu. 
  Po skończonych lekcjach idę do łazienki, gdzie natykam się na Carę. Nieruchomieję wpół kroku. Blondynka obdarza mnie mało zainteresowanym spojrzeniem, po czym wraca do poprawiania sobie kreski na oku. 
– Emm. ..Cara. ..– zaczynam zduszonym głosem, ale ona tylko kręci głową wskazując na kabinę. 
Ze zdziwieniem staję obok niej i udaję, że szukam w torbie mojej szminki. 
– Mamy kłopoty. – mruczy pod nosem. 
Unoszę brwi.
– Jakie kłopoty? 
– Duże. – cedzi przez zęby. – Przyjdę do ciebie wieczorem. A teraz idź. No idź. – ponagla mnie, gdy słyszymy jak ktoś spuszcza wodę. 
Wychodząc z łazienkami dostrzegam czupryne Emily i słyszę jak pyta Carę z kim rozmawiała. 
  Odpowiada, że z mamą. 
Jakieś trzy minuty później dostaję smsa.  
" JESTEŚMY SKOŃCZONE BLUE. SKOŃCZONE DO CHOLERY"


TERAZ
Siedzę na swoim łóżku i przeglądam książkę, którą wcześniej pożyczyła mi Jade. Mam wielką chęć ją przeczytać i zająć swoje myśli czymś przyjemniejszym, ale jak na razie coś innego nie daje mi spokoju. 
Z westchnieniem odkładam książkę na szafkę nocną i już mam wstać, gdy do środka bez pukania, zresztą jak zawsze, wpada Cara. 
  Dopiero co wstała, jej blond włosy są rozczochrane, a na sobie ma koszulę nocną w różowe króliczki. 
– Przesłodka piżama. – uśmiecham się do niej, ale ona obrzuca mnie tylko dziwnym spojrzeniem i ciągnie za rękę. 
– Musisz coś zobaczyć. 
No cóż, skoro nalega to muszę spełnić jej prośbę. 
Biegnę za nią na dół. 
– Zwariowałaś? – krzywię się, gdy otwiera drzwi wejściowe. – Jest zimno, a ja jestem w pizamie. 
– Ja też. – rzuca krótko wychodząc na zewnątrz. 
Nie mam innego wyboru i muszę iść za nią. 
Gdy dostaję zimnym powietrzem w twarz chcę biec z powrotem do środka, ale Cara to przewiduje i łapie mnie za ramię. 
– Spójrz. – wskazuje na dom Zayna, przed którym stoją dwa duże samochody i kilka osób w tym Zayn z Perrie. 
Dziewczyna tuli się do niego rozmawiając z jakąś kobietą o blond włosach. 
– To jej matka. – mruczy Cara – A ten obok niej to brat Perrie. Jak widać coś w przygotowaniach do ślubu się ruszyło. 
– Do ślubu? –  powtarzam. Nagle robi mi się słabo, a nogi same się pode mną uginają. Cara przytrzymuje mnie mocniej i patrzy na mnie zdziwiona. 
– Co jest?  Podobno on cię już całkowicie nie obchodzi. 
– Bo nie obchodzi. – burczę. 
– Więc? Zresztą nieważne, spójrz na Trishe. 
Matka Zayna jest wyraźnie niezadowolona z tego co się dzieje. Gdy ktoś coś do niej mówi, owszem uśmiecha się, ale zaraz kiedy tylko się odwróci jej uśmiech znika a na twarzy pojawia się dziwna zaciętosc. Szkoda mi tej kobiety. Na pewno nie taką przyszłość wymarzyla dla swojego syna.
– Chodźmy stąd. – nagle zaczyna mi jeszcze przeszkadzać jak blisko nich stoimy, to, że mamy na sobie piżamy i gapimy się na nich jak okazy rzadkich zwierząt w zoo. 
Zayn wtedy nagle jakby usłyszał mój głos, odwraca się w naszą stronę. Pociągam Carę za łokieć, ale ona już wesoło mu macha.
– Dzień dobry! – drze się na całą ulicę – Piękny dzień dzisiaj mamy, prawda? – matka Perrie rzuca nam pełne oburzenia spojrzenie.
Zayn za to uśmiecha się szeroko i odmachuje. 
Uderzam Carę pod żebro.
– Ała. – syczy dziewczyna – Za co to niby miało być? 
– Za twoją miłość do świata. – odwarkuję, podczas gdy ona jakby nigdy nic podchodzi do Malików i rodziny Perrie. 
W duchu przeklinam jej głupotę i podążam za nią, żeby w razie co ją uratować. 
Matka Perrie mierzy nas wzrokiem, gdy się przed nią zatrzymujemy. Nie zwracam na nią uwagi, chociaż sama czuję się goła. Co z tego że mam na sobie top i długie spodnie. To jest jednak piżama. 
– Nie jest wam zimno? – pyta kobieta. 
– Dziękujemy za troskę, ale jesteśmy przyzwyczajone. W końcu to Anglia. – odpowiada Cara radośnie. 
– Czyli codziennie biegacie pół nago po mieście? – kobieta rzuca swojej córce przerażone spojrzenie. 
– Tak. – mówi Cara poważnym tonem, po czym zwraca się do Trishy. – Cudownie pani wygląda. A jeśli można się zapytać to co się tu dzieje? 
Trisha już otwiera usta, żeby coś odpowiedzieć, ale ubiega ją Perrie. 
– Nie zostało dużo czasu do naszego ślubu, dlatego mama i Joey przyjechali nam pomóc. – kolejna osoba, która nie wygląda na zachwyconą naszą obecnością. 
– Ach, no tak. Ślub. – Cara uśmiecha się glupkowato – Za trzy miesiące tak? A, rzeczywiście. Przecież niedługo wychodzi nowa płyta twojego zespołu. – obraca się do Zayna.  – Rozgłos musi być.
Zszokowana rozdziawiam usta tak samo jak każdy tam stojący oprócz kierowcy dużego auta, który jest zbyt zajęty jedzeniem hot-doga. 
– Żart. – rzuca Cara z uśmiechem. – Możemy w czymś pomóc? 
Zayn  kręci głową. 
– Dziękujemy ci Cara za twoją wspaniałomyślnośc, ale obędziemy się bez was. Może następnym razem.
Moja przyjaciółka prycha pod nosem.
– Następnego razu juz nie będzie. Do widzenia. – kiwa głową mamie Perrie. – Miłego dnia.
I ciągnie mnie z powrotem do domu.
Gdy jesteśmy już w środku, a drzwi są zamknięte i nikt nie może nas usłyszeć wybucham:
– Co ty sobie wyobrażasz?  Rozgłos? Przecież. ..
– Powiedziałam, że to był tylko żart. – Cara przewraca oczami kierując się do kuchni.
– Wyjątkowo nieśmieszny. 
  Dziewczyna siada przy stole i bierze banana z tacy.
– On jej  nie kocha. To widać na pierwszy rzut oka.
– Nawet jeśli to nie nasza sprawa.
– Mylisz się. – mówi cicho kręcąc głową – To jak najbardziej nasza sprawa. W końcu musisz mieć jakiś powód, żeby wychodzić z nim w środku nocy, prawda? 
Podrywam głowę do góry. No tak, mogłam się domyślić, że Jade nie utrzyma języka za zębami. 
– Skąd to wiesz? Jade ci powiedziała?
Cara kręci głową i odgryza kawałek banana. Żuje go powoli, dokładnie jakby chciała mnie tym jeszcze bardziej zirytowac. I no cóż, udało jej się. 
– Zayn. – kiedy potrząsam głową dziewczyna celuje we mnie bananem – Możesz mi nie wierzyć, ale taka jest prawda. On cię kocha Blue. Tylko jest dupkiem i boi się tego zerwania umowy. 
– To nie chodzi tylko o niego. Tu chodzi o cały zespół. – chyba nie powinnam go teraz bronić, ale czuję, że nie mam innego wyjścia. – Ale...mógł pomyśleć wcześniej i nie podpisywać tej umowy. 
Blondynka opada teatralnie głową na stół. 
– On miał wtedy osiemnaście lat, Blue. Był gówniarzem, a w głowie miał tylko seks. Jak zresztą każdy facet. 
Odsuwam się od stołu szurając krzesłem. 
– Dlaczego wam wszystkim się wydaje, że wszystko wiecie lepiej ode mnie? 
– No nie wiem. – Cara rozkłada ręce – Może dlatego, że wiemy? 
Kręcę głową i wychodzę z kuchni. Przy schodach jeszcze słyszę jej wołanie. 
– Blue Davis!  Jeszcze zobaczysz, że mam rację! 
Ignoruję ją i idę znowu do swojego pokoju, gdzie mogę nic nie robić. A przynajmniej mogłam dopóki nie dostaję smsa od Nialla, który proponuje mi, żebyśmy się spotkali. Z chęcią przyjmuję propozycję, może w końcu sobie odreaguję cały ten stres i odpocznę o przekonanej o swojej wiedzy Cary. 
Pół godziny później juz przebrana i wyszykowana wsiadam w samochód i jadę na pole golfowe, gdzie mamy się spotkać. 
  Nie cierpię golfa tak jak zresztą innych sportów, ale w tej chwili wszystko jest lepsze od siedzenia w domu. 
Niall wita się ze mną wyraźnie ucieszony po czym przedstawia mnie wszystkim swoim znajomym, czyli ponad połowie klubu golfowego. W końcu, gdy już policzki bolą mnie od nieszczerych uśmiechów, a ręce są mokre od pocałunków na nich składanych możemy iść grać. To znaczy Niall gra a ja się przyglądam. 
Po jakimś czasie blondyn patrzy na mnie i pyta:
– Chcesz spróbować? 
– Co? Eee. ..lepiej nie. Jestem beznadziejna w każdym sporcie. Naprawdę. 
Niall śmieje się po czym puszcza mi oko.
– Nie przesadzaj. Chodź, spróbujesz tylko raz.
W sumie czemu nie? 
Podnoszę się z trawy i biorę od niego kijek. Niall staje za mną tak blisko, że czuję jego oddech na moim karku. Mimowolnie wzdrygam się.
– Musisz przytrzymać kij. ..o tak, właśnie. Stan w szerszym rozkroku. ..super. I teraz uderz. Tylko weź duży zamach. 
Więc biorę duży zamach. I uderzam Nialla w nogę. 
Chłopak krzyczy z bólu. Przestraszona upuszczam kij na ziemię. 
– O mój Boże przepraszam.  – klękam obok niego – Nie chciałam. Ostrzegałam cię, że jestem beznadziejna. 
– Nic mi nie jest. – mówi przez zaciśnięte zęby. 
Podaję mu rękę i pomagam wstać. Gdy już oboje stoimy na twardym gruncie chcę puścić jego dłoń, ale on tylko ściska ją mocniej. Zdziwiona patrze w górę na jego twarz. A on robi coś czego w życiu bym się nie spodziewała. 
Całuje mnie.

***
Hej :*
Wiec wracam po miesięcznej przerwie, która miała być końcem. Jak podoba wam się rozdział?
Czekam na wasze opinie
Milej niedzieli xx
xx

sobota, 10 października 2015

Powrót?

 Jestem prawdopodobnie najgorszą osoba na świecie i możecie mnie nienawidzić, ale postanowiłam. ..wrócić i kontynuować losy Blue i Zayna.
 Niedługo pojawi się kolejny rozdział, ale ostrzegam, że następne rozdziały mogą pojawiać się w sporych odstępach czasu. (Co jakieś dwa tygodnie pewnie, ale postaram się częściej)
  Przepraszam za całe zamieszanie, jednak nie mogę żyć bez pisania :')
 Do usłyszenia xx