środa, 29 kwietnia 2015

6

WTEDY
-Wiesz, że nie istnieje coś takiego jak eliksir miłości?  To tylko legendy i bajki opowiadane przez różnych bajarzy. - Cara ociera mokre od potu czoło
Znajdujemy się w publicznej bibliotece. Jest tu zdecydowanie zbyt gorąco, obie juz pozbyłyśmy się swetrów i zostałysmy w cienkich podkoszulkach na ramiączkach. Cara nawet zawiązała sobie na niej supeł odkrywając tym sposobem pół nagiego brzucha. Na jej szczęście bibliotekarka siedzi w drugim końcu sali.
-To chyba jasne- ze znudzeniem kartkuję ciężkie strony jakiegoś starego podręcznika do chemii- W tym projekcie chyba właśnie chodzi o rozwinięcie tej legendy. Albo o coś innego- mruczę pod nosem- Nie bardzo go zrozumiałam.
Cara spina swoje blond włosy w wysoką kitkę i uśmiecha się do mnie promiennie.
-Jak wam się razem pracuje? -pyta siadając naprzeciwko mnie.
Rzucam jej krótkie spojrzenie.
-Świetnie.
-Akurat- prycha dziewczyna- Pewnie kłócicie się przez cały czas.
Wydymam wargi.
-Tylko trochę. A jak to tobie idzie praca z Emily?
Cara wzrusza ramionami.
-Bardzo dobrze. Pracuje więcej od ciebie, szuka informacji. ..innymi słowy nie obija się.
Żartobliwie uderzam ją w ramię.
-Tylko przypadkiem nie poczuć mnie na jej koszt.
Cara tylko macha ręką. I właśnie w tym momencie do naszego stolika podchodzi Emily.
-O wilku mowa- posyłam jej szeroki uśmiech, który wcale ma nie być złośliwy, ale ta spogląda na mnie ze zdenerwowaniem.
Emily obrzuca zaskoczonym spojrzeniem goły brzuch swojej partnerki.
Cara niewzruszona podbiega do niej wyciągając przy tym ręce z książką w jej stronę.
-Wiedziałaś, że w średniowieczu alchemicy byli tępieni tak samo jak czarownice?  Spójrz.
Emily kiwa głową nawet nie rzuciwszy okiem.
-Co ona tu robi? - pyta szeptem myśląc, że nie słyszę.
Cara rzuca jej zdziwione spojrzenie.
-To moja najlepsza przyjaciółka. Myślałam, że o tym wiesz- ona nawet nie próbuje ściszyć głosu.
Dziewczyna potakuje niecierpliwie.
-Nie o to mi chodzi. Myślałam, że będziemy same. Możesz poprosić ją, żeby wyszła?
To już robi się zbyt upokorzające. Sama podnoszę się z miejsca oznajmiając:
-Muszę już iść. Spieszę się gdzieś.
Cara mruży podejrzliwie oczy.
-Naprawdę?  Wcześniej jakoś nie...
-Naprawdę. - ucinam ostro- Do jutra.
-Wpadnę do ciebie wieczorem! - woła za mną blondynka.
Udaję, że nie usłyszałam. Chociaż jak ją znam to i tak wparuje mi bez mojej zgody do domu.
Czy tylko mi się wydawało, że gdy wyszłam Emily wyraźnie ulżyło?
Chyba powoli tracę sympatię ludzi.
Przechodząc obok biurka bibliotekarki przyśpieszam kroku. Z racji tego, że nie bardzo wiem co ze sobą zrobić postanawiam odwiedzić Vanessę i upewnić się czy w ogóle żyje.
Vanessa mieszka trzy przecznice dalej od biblioteki w wielkim dwupiętrowym domu z równie wielkim ogrodem. Domofon odbiera jej niepracująca matka, która wita mnie z ogromną radością. Z trudem wyswobadzam się z jej troskliwych ramion i pytam o Vanessę.
Nie mogę zignorować jej wahania zanim zaczęła cokolwiek mówić.
-Nessa. ..nie czuje się zbyt dobrze.
Kiwam głową.
-Jasne. Ale chyba mogę. ..
-Oczywiście, Blue. Tylko, proszę cię, dyskretnie.
Dyskretnie?  Co ma na myśli mówiąc, że mam być dyskretna?
Pukam do drzwi pokoju Vanessy. Dłuższą chwilę później słyszę jej stłumiony głos.
-Mamo?  Powiedziałam ci...
-To ja.
Martwię się, że mi nie otworzy. Nagle zaczynam się martwić nie tylko o nas, ale też o n i ą. O Vanessę jako osobnego człowieka.
Na szczęście wpuszcza mnie do środka bez gadania.
Zamykam za sobą drzwi.
-Co się z tobą dzieje, Van. ..- urywam gwałtownie, gdy widzę jej twarz.
Nie ma na sobie ani grama makijażu. Jej oczy są zaczerwienione, a z nosa zwisa jej zaschnięta krew.
-Van? - przyglądam się jej zastanawiając się czy trafiłam do dobrego pokoju.
Dziewczyna odchrząkuje odwracając wzrok.
-Nie wyglądam zbyt ciekawie, co?- wybucha gorzkim śmiechem.
A potem zaczyna łkać. Upada na podłogę i tak klecząc płacze coraz głośniej.
A ja stoję jak słup soli nie mając pojęcia co mam teraz zrobić.
Po chwili jednak odzyskuję trzeźwość umysłu. Klękam obok niej i obejmuję ją niezręcznie.
-Van?  Co się dzieje?
Trochę głupie pytanie, na ale cóż. ..nie jestem mistrzynią w bliskich kontaktach z ludźmi.
-Van? - potrząsam nią delikatnie.
-Mam problemy- wykrztusza w końcu.
No to akurat widzę.
-Jakie? -dopytuję.
Cholera, obie brzmimy jakbyśmy grały w jakiejś kiepskiej telenoweli.
Jakie? Co? Dlaczego?
Zbyt wiele pytań i zbyt mało odpowiedzi.
Vanessa uspokaja się na chwilę i odpowiada cichym głosem:
-A jak myślisz?
Przewracam oczami.Ona jest niemożliwa.
-No nie wiem. Jesteś w ciąży i zamierzasz uciec z chłopakiem do Afryki ratować głodne dzieci?
Na te słowa Vanessa znowu zaczyna płakać jeszcze bardziej niż przedtem.
-Zamierzasz? - przerażam się- Jesteś w ciąży?
Brunetka potrząsa gwałtownie głową.
-Nie, nie- zaprzecza.
Wzdycham z ulgą. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co wynikłoby z takiej ciąży.
-Chodzi o coś delikatniejszego. - szepcze.
Nietrudno się domyślić patrząc na jej stan. Nigdy nie widziałam Vanessy tak rozstrzęsionej. Nigdy też nie widziałam jej bez makijażu. A bez niego wygląda o wiele lepiej.
Narkotyki. Jestem pewna, że właśnie to ją tak zniszczyło. Przecież ona nie ma innych problemów.
Wiecie co? Nie, muszę teraz coś powiedzieć.
Większości ludziom wydaje się, że ludzie bogaci mają wszystko. Miłość, pieniądze i oddanych przyjaciół.
Zdziwicie się jeśli powiem, że to nieprawda, a bycie na szczycie szkolnej hierarchii niszczy nas jeszcze bardziej.
Weźmy na przykład mnie
-moi rodzice spędzają bardzo mało czasu w domu. Jeśli spotykamy się wszyscy razem na Wigilię to jest  sukces. Chociaż nie wszyscy się cieszą z takich rodzinnych świąt.
-wiem, że większość ludzi w szkole mnie nienawidzi, a reszta tylko się przymila. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które naprawdę mnie znają i czują do mnie prawdziwą sympatię. I, którzy nie oczekują nic w zamian za to, że się ze mną przyjaźnią.
-nigdy nie miałam chłopaka na dłużej. Zazwyczaj byli to rozpieszczeni  mamisynkowie, albo sportowcy z mózgiem nie większym od orzeszka.
Tak naprawdę, bałam się, że nikt nigdy się do mnie nie zbliży. Że będzie patrzył na mnie przez pryzmat tak jak inni ludzie. Oceniał po wyglądzie i opinii, a nie moim prawdziwym wnętrzu. Chociaż, skłamię jeśli powiem, że jestem aniołem i szykuję sobie miejsce obok Boga w niebie.
A pomyślmy teraz o gwiazdach, które mają o wiele gorzej od nas. O ludziach, których zna cały świat. Których oczernia cały świat. Jedni ludzi kochają, drudzy nienawidzą. Media wyciągają wszystko o ich życiu na światło dzienne. O tym, że piją, biorą narkotyki i jeszcze wiele innych rzeczy. Bardzo często rozdrapują stare rany. Jak myślicie jak się czuje znana aktorka gdy nagle cały świat się dowiaduje, że jako mała dziewczynka była molestowana przez ojca? Chyba niezbyt fajnie.
A jak myślicie dlaczego Kurt Cobain przedawkował?  Może dlatego, że miał serdecznie dość życia na tym świecie.
Nie dziwię mu się.
Większość ludzi uważa, że samobójstwo to pójście na łatwiznę. Nie zgadzam się z tym. Decyzja o zakończeniu swojego własnego życia nie jest łatwa. I wymaga wielkiej odwagi. Nie każdy człowiek zdecydowałby się na takie "pójście na łatwiznę".
Uwierzcie mi, ja też nie.
-Mama chce mnie wysłać na odwyk- odzywa się Vanessa po kilku minutach milczenia- Wiedziała juz o tym wcześniej . Ale udawała, że nic się nie dzieje. Wiesz, nadal próbuje utrzymywać, że nasza rodzina jest idealna. I nawet nie wie jak się myli.
Wbijam wzrok w okno.
Kurwa, to moja wina. Dlaczego teraz zdałam sobie z tego sprawę?  Dlaczego wcześniej nie interweniowałam?  Dlaczego tylko stałam i przyglądalam się, gdy wciągała pierwszą kreskę? Nigdy w życiu nie czułam się aż tak winna. I wiecie co wam powiem?  Poczucie winy i wyrzuty sumienia to chujowa sprawa.
-Straciłam kontrolę nad swoim życiem- szepcze Vanessa- I ja dobrze o tym wiem, Blue. Chcę tylko, żebyście ty i Cara wiedziały, że bardzo was kocham. I nigdy nie zamienilabym was na kogoś innego.
Kiedy z uśmiechem pokrzepienia ściskam jej dłoń czuję się jak suka.
Poprawka: ja j e s t e m suką.

TERAZ
Kiedy wyrywam się z chwilowego odrętwienia szybko wrzucam kokainę i jointy na ich miejsce.
Chociaż to nie jest ich miejsce. One wcale nie powinny tam być.
Nigdy bym nie pomyślała, że Zayn- ten Zayn mógłby robić coś takiego . Przecież sam wie jak to się skończyło w przypadku Vanessy.
Stoję jakby nigdy nic, gdy drzwi otwierają się i pojawia się w nich Donija z Perrie.
Cholera. Wolałam jednak Zayna.
-Co ty tu robisz? - pyta Donija bardzo spokojnym głosem.
Zbyt spokojnym głosem. Perrie tylko stoi obok niej z wyniosłą miną.
Gdybyś tylko wiedziała co lubi robić twój narzeczony po pracy. Pewnie teraz nie uważałabyś się za pępek świata.
Mi akurat traktowanie wszystkich z góry nie wyszło na dobre. Straciłam wszystko.
-Szukałam mojej koszuli- odpowiadam wesoło robiąc dobrą minę do złej gry, a przy okazji doprowadzając do białej gorączki obie dziewczyny.
-Znalazłaś. To teraz możesz już wyjść- Donija patrzy na mnie z pogardą.
Kiwam głową z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Już właśnie miałam to robić.
Kiedy ją mijam Perrie syczy mi do ucha:
-Jeszcze raz zobaczę cię obok niego i gorzko tego pożałujesz.
Udaję, że nie usłyszałam chociaż mam wielką ochotę się odezwać. Naprawdę, wielką.
Opuszczam dom Malików w pośpiechu w obawie, że wpadnę na Zayna. Na szczęście nic takiego się nie dzieje. Jednak, gdy wchodzę do mojego domu czeka mnie niespodzianka.
-Masz gościa- oznajmia mama pokazując mi uniesione kciuki w górę.
Z salonu wychodzi... Niall.
Staję jak wryta gapiąc się na niego z oszołomieniem.
-Jak...co...co ty tu robisz? - wykrztuszam w końcu.
Niall wzrusza ramionami wciskając dłonie w kieszenie dżinsów.
-Wczoraj było bardzo miło...
-Wychodzę- przerywa mu mama- Mam do załatwienia kilka spraw. A wy. ..bądźcie cicho, żeby sąsiedzi się nie skarżyli. I Blue...pamiętaj co mówiłam ci o ciąży.
Macha do nas radośnie i wychodzi.
Niall spogląda na mnie z uniesionymi brwiami:
-Czy ona...
-Zamknij się- pociągam go za sobą do salonu- Ona tylko żartowała. Lubi żartować. Nie spodziewałam się ciebie. Ale w sumie dobrze.
Niall patrzy na mnie zdezorientowany.
-Coś się dzieje?
Macham na niego ręką, żeby usiadł na kanapie.
-Zayn.
-Co Zayn?
-Czy Zayn bierze narkotyki?
***
Niall gapi się na mnie z szeroko otwartymi ustami.
Ja na niego też ( bez otwartych ust).
I powoli zaczynam się niecierpliwić.
-Tak czy nie? - warczę.
Niall wzdryga się po czym patrzy mi prosto w oczy.
-Tak.
Kiedy z moich ust wydobywa się cichy jęk dodaje szybko:
-Ale to nie jest nic poważnego. On robi to tylko dla zabawy.
-Vanessa też robiła to wszystko dla zabawy!  A jak na tym wyszła? !- wrzeszczę chyba trochę za głośno.
Blondyn otwiera usta i patrzy na mnie zszokowany.
Odwracam wzrok zawstydzona swoim wybuchem.
-Kim jest Vanessa? - pyta Niall cicho po dłuższej chwili ciszy.
Zagryzam wargę.
-Przyjaciółką.
Chłopak kiwa głową i nie docieka. Dzięki Bogu.
-Kim jest dla ciebie Zayn? - pyta nagle zwalając mnie tym pytaniem z nóg.
Unoszę brwi.
-Eee. ..chodziliśmy razem do szkoły.
-Tylko? - Niall przygląda mi się zaciekawiony.
Potakuję.
-Bo wiesz. ..większość znajomych ze szkoły nie troszczy się aż tak o siebie nawzajem. W mojej szkole jeśli ktoś brałby narkotyki każdy miałby to głęboko gdzieś. Nikt nie przejąłby się jedną, biedną zagubioną owieczką.
-Cóż, w takim razie chodziłeś do okropnej szkoły.
Niall uśmiecha się smutno.
-Może coś w tym jest. Ale...nie wierzę ani w to co mówisz ty ani w to co mówi Zayn. Was coś łączy.
Łączyło. Masz rację, nieważne.
-Hmm. ..może ta sama ulica- pokazuję ręką na okno- Albo ta sama ławka szkolna?
Niall nadal gapi się na mnie jak policjant przesłuchujący podejrzanego.
-Na pewno?
Niecierpliwie kiwam głową.
-I tak ci nie wierzę.
Super.
-Powiedz Zaynowi, żeby przestał brać- mówię krzyżując ramiona na piersiach.
Niall marszczy czoło.
-Gdybym tylko mógł. ..to nie jest taka prosta sprawa.
-Musimy coś zrobić zanim będzie za późno.
Niall drapie się po głowie.
-Wiesz. ..Zayn miał kiedyś dziewczynę. ..nie zdradził nam jej imienia.  Wiemy tylko, że rozstali się po jego przesłuchaniu w X Factorze- podnosi na mnie wzrok-A może ty ją znasz?
Gwałtownie potrząsam głową.
-W każdym razie...podobno ich rozstanie tak wpłynęło na Zayna. Kochał ją nad życie.
Nie mogę już tego dłużej słuchać.
-A Perrie?  W końcu jest z nią.
Niall wzdycha ciężko.
-Nie zawsze dostajemy to czego chcemy.
To akurat prawda.
Niall zostaje u mnie jeszcze przez godzinę po czym wraca do domu. Ja idę zadzwonić do Cary.
-Stęskniłam się!- woła i wysyła całusy do telefonu.
Uśmiecham się pod nosem.
-Ja też. Ale nie dlatego dzwonię.
-Jesteś przemiła- burczy Cara.
-Chciałam tu przyjechać, żeby od tego odpocząć, a tym czasem jest jeszcze gorzej.
Cara wydaje z siebie pomruk zrozumienia.
-Zayn.
-Zayn i Vanessa.
Moja przyjaciółka nie odzywa się przez dłuższą chwilę.
-To nie była twoja wina.
-To my ją w to wciągnęłyśmy.
-Chciałysmy jej pomóc.
-Do dzisiaj pamiętam jak zwyzywala mnie na szkolnym korytarzu.
-Cara. ..
-Tak, wiem, wiem.
-Dzisiaj ją odwiedzę.
-Jak chcesz. Pozdrów ją ode mnie. Kocham cie i tęsknię.
-Też cie kocham.
Odkładam słuchawkę i idę odwiedzić Vanessę.
Pół godziny później staje wprost naprzeciw niej.
-Cześć- siadam na trawie- Co u ciebie?  Dawno się nie widzialysmy.
Patrzę przez chwilę w czyste niebo.
-Chcę Cię przeprosić. Tak naprawdę nie miałam odwagi zrobić tego wcześniej. Chcę ci też powiedzieć, że mimo wszystko cie kochałam i nadal kocham. Cara tez. Masz zresztą od niej pozdrowienia. Obie cię kochamy.
Uśmiecham się do siebie i pochylam w jej stronę.
-Nigdy nie sądziłyśmy, że to ty będziesz tą pierwszą, która się z nami pożegna. Jednak uważam, że jesteś cholernie odważna. Ja nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego.
Dotykam palcami jej imienia i nazwiska wyrytego na nagrobku.
Vanessa Sherpard 23.08.1993- 12.12.2010
Spoczywaj w pokoju.
-Tęsknię.

♥♥♥
Hej ;*
Kto ma wolne w przyszłym tygodniu tak samo jak ja?  Liceum pozdrawia :D
Mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba ^^
xx
♥♥♥














czwartek, 23 kwietnia 2015

LIEBSTER BLOG AWARDS

Nominowała mnie wikamyka z bloga http://1dletniaprzygoda.blogspot.com/
Z całego serca dziękuję za nominacje słońce :*

A oto pytania:
  1. Jakiego rodzaju książki najchętniej czytasz?
Cóż,odpowiedż na to pytanie bedzie trudna.Jestem książkoholiczką i książki fantasy uwielbiam tak samo jak romanse czy inne ;))

2.Gdyby można było zamieszkać w filmie, jaki byłby Twój wybór?
Więzień Labiryntu <3 Może byłoby tam trochę niebezpiecznie no,ale halo przeciez mieszka tam Newt i Thomas <3

3.Bogaty i nieszczęśliwy czy biedny i szczęśliwy?
Niby pieniądze szczęscia nie dają,ale każdy chciałby je mieć.Mimo tego wybieram opcję numer 2 ;>

4.Kim chciałaś zostać w przyszłości, kiedy byłaś dzieckiem?
Ciągle mi się zmieniało: nauczycielka,doktor itp. Aktualnie jestem niemal na 100% pewna, że zostanę tłumaczem 

5.Jaka piosenka sprawia, że masz ochotę tańczyć?
Macarena xD

6.Jaki wynalazek uważasz za najważniejszy?
Telefon, no cóż. ..nnie umiem bez niego żyć ;))

7.Gdybyś miała możliwosc spotkania się ze swoim idolem , kto by to był ?
Wohoho,,, nie umiem wybrać...chciałabym sie spotkać z całym 1D <3 nie umiem pomiędzy nimi wybrać 

8.Twój ulubiony cytat?
"Powiem Wam coś . Nie jestem nikim wyjątkowym . Jestem zwyczajną dziewczyną . Mam niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu i jestem przeciętna pod każdym względem . Ale znam pewien sekret . Możecie zbudować mury aż do nieba , a mnie i tak uda się nad nimi przefrunąć . Możecie mnie przygwoździć do ziemi tysiącami karabinów , a i tak stawię opór . I jest nas tutaj wielu , więcej niż wam się wydaje . Ludzi , którzy odmówili zejścia na ziemię . Ludzi , którzy kochają w świecie bez murów , kochają aż po nienawiść , aż po bunt , wbrew nadziei i bez lęku . K o c h a m C i ę . Pamiętaj . Tego nam nie odbiorą" . - L.Oliver Delirium

"Ten, kto skacze do nieba, może upaść, to prawda. Ale może też poszybować w górę".- L.Oliver Delirium

"Proszę,Tommy,proszę.Zabij mnie jeśli kiedykolwiek byłeś moim przyjacielem,zabij mnie"-J.Dashner Lek na smierć

wiem trzy nie mogłaam się powstrzymać ;)

9.Co cenisz w ludziach? 
To jacy są.


10.W jakich państwach zagranicznych byłaś/byłeś do tej pory ? 
Na razie w żadnym.Ale w czerwcu lecę do Szwecji-dokładniej Goteborga 

Nominuję:
1.http://stalker-harry-styles-fanficiton.blogspot.com/
2.http://pokochajmnieprosze.blogspot.com/
3.http://perfect-love-is-our-dream.blogspot.com/
4.http://mysteeeryy.blogspot.com/
5.http://fatff.blogspot.com/
6.http://hopelessdreamalmostlover.blogspot.com/
7.http://magia-zywiolow-angelika-angela.blogspot.com/2015/03/rozdzia-3.html
8.http://secret-harrystyles.blogspot.com/2015/04/rozdzia-17.html
9.http://mystery1directionff.blogspot.com/
10.http://i-have-got-my-faith.blogspot.com/2015/04/04.html

i możecie byc ze mnie dumni bo wypisałam aż 10 blogów :))
jescze raz dziekuje za dedykacje
a jeszcze o pytaniach bym zapomniała xD

MOJE PYTANIA:
1.Czym jest dla ciebie prowadzenie własnego bloga?
2.Masz lepszy kontakt z rodzicami czy rodzeństwem?
3.Wolałbyś/wolałabyś usunąć fb czy swojego bloga?
4.Masz jakieś uzależnienie?
5.Twój autorytet?
6.Ulubiony youtuber?
7.Książka,która zmieniła twoje patrzenie na świat.
8.Jeśli miałabys taką możliwość zmieniałabyś w sobie jedną rzecz?
9.Dbasz o zdrowie?
10.Ktoś sławny kto wcale nie powinien być sławny według ciebie?




środa, 22 kwietnia 2015

5

WTEDY
-Nie mogę w to uwierzyć- powtarzam juz  po  raz piąty.
Cara tylko mi przytakuje.
-Fajnie, że się ze mną zgadzasz- mruczę.
-W końcu od czego są przyjaciółki. - odpowiada cicho ze wzrokiem wbitym w ekran swojej komórki.
Właśnie. Od czego.
-Dlaczego to musi się przydarzyć akurat mi? - biadolę.
Blondynka przewraca oczami.
-Wiesz, Blue jak na to nie patrzeć to nie znowu żaden koniec świata.
Może dla niej.
-Chyba się nie rozumiemy.
Cara ponownie przewraca oczami i wstaje z mojego łóżka.
-Płacz sama, ja musze iść.
Podciagam się do pozycji siedzącej.
-Dokąd?
Cara zatrzymuje się z dłonią na klamce.
-Muszę odebrać Aleksa z przedszkola.
Alex to pięcioletni brat Cary. Z racji tego, że jej matka i starsza siostra pracują całe dnie, a druga siostra ma wszystko gdzieś to na nią spadł obowiązek opieki nad Aleksem. Opiekuje się nim świetnie. Nikt oprócz nauczycieli, którzy marudzą, że się nie uczy nic jej nie zarzuca.
Ale jak ma się uczyć kiedy cały dom jest na jej głowie?
-Okej- Kiwam głową- Idź.
Cara posyła mi całusa i znika za drzwiami
Wpatruję się przez chwilę w miejsce gdzie zniknęła po czym schodzę na dół.
W salonie siedzą oboje moi rodzice. Chociaż każde na drugim krańcu kanapy.
-Hej- opieram się o ścianę i przypatruję im się ze znudzeniem.
Mama odwraca się i mówi:
-Co robisz w domu tak wcześnie?
-To pytanie powinnam raczej kierować do ciebie - rzucam.
Mama przewraca oczami i odwraca się ode mnie.
-A ty tato?- pytam.
-Źle się czuł- odpowiada mama za niego chłodno.
-Aha.
Wiadomo, że z tej rozmowy raczej nic więcej nie wyniknie. Macham do nich za ich plecami i idę do kuchni skąd biorę paczkę ciastek i biegnę z nią na górę do mojego pokoju.
Już mam rzucić się na łóżko, gdy mój wzrok przyciąga widok za oknem. A mianowicie Zayn na moim podwórku chyba zastanawiający się czy wejść do środka.
-Co do cholery? - mruczę pod nosem.
Ale schodzę na dół i otwieram drzwi. Zayn stojący na werandzie odskakuje od wejścia i wciska dłonie w kieszenie swoich dżinsów.
-Co ty tu robisz?- warczę nawet nie próbując ukryć złości wywołanej jego nagłym zjawieniem się tutaj.
Zayn podnosi wzrok i patrzy mi prosto w oczy. Wytrzymuję jego spojrzenie.
- Musimy omówić nasz projekt. - oznajmia jakby nigdy nic.
Unoszę brwi.
-Teraz?
Kiwa głową.
-Tak, właśnie teraz.
Oglądam się za ramię w nadziei, że moja wiecznie zajęta matka zawoła mnie na obiad, którego nigdy nie gotuje ( ale czasem cuda się zdarzają), ale nic takiego nie następuje. Czyli nie mam żadnej wiarygodnej wymówki.
-Hmm, no dobra- nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić- Wchodzisz? - uchylam szerzej drzwi
Ale on kręci głową.
-Nie tutaj.
Rzucam mu zdumione spojrzenie.
-W takim razie gdzie?
Zayn tylko macha na mnie ręką.
Nie powinnam z nim iść. Powinnam omijać go szerokim łukiem.
Ale co poradzę na to, że chcę zdać do kolejnej klasy?
Wzdycham głośno, tak, żeby to usłyszał.
Cóż jeśli nawet usłyszał to nie daje tego po sobie poznać. Idę za nim przez ulicę do jego domu.
-Serio? -unoszę brwi- U mnie to nie, ale u ciebie to już tak?
-Zaraz zrozumiesz- warczy.
Dosłownie na mnie warczy.
Milknę oburzona.
Jeszcze nikt nigdy nie odważył się odezwać do mnie takim tonem.
No cóż, w końcu nazywam się Blue Davis.
-Wiesz co, chyba jako partnerzy powinniśmy odnosić się do siebie z większym szacunkiem.
Zerka na mnie przez ramię.
-Och, doprawdy? I kto to mówi?
Zamkniesz się w końcu?
Ku mojemu zdziwieniu Zayn obchodzi swój dom i przechodzimy na tyły do ogrodu. Ogród otoczony jest niskim płotem, który przeskakuje i nawet nie odwraca się, żeby upewnić się czy idę za nim. Idę. Mimo wszystko idę.
Chociaż równie dobrze może mnie prowadzić do lasu gdzie bez skrupułów zgwałci mnie i zabije, a zwłoki zakopie pod drzewem.
Wiesz co, Blue? Zdecydowanie za dużo horrorów.
-Dokąd idziemy? -w pewnym momencie postanawiam przerwać ciszę.
Ale Zayn tylko ponownie macha na mnie ręką dając mi do zrozumienia, że mam nawet nie oddychać w jego obecności.
Uwierz mi, gdyby tylko się tak dało. ..
W końcu zatrzymujemy się na małej polanie otoczonej kilkoma drzewami. Na dwóch drzewach jest zbudowany domek. Cholera.
Zawsze chciałam mieć domek na drzewie. Nie moja wina, że rodzice po prostu woleli pracować niż budować mi domki na drzewie.
-Fajny domek- wymyka mi się.
Czerwienię się. Chociaż wcale nie powinnam. To on powinien klękac przede mną bo zwracam na niego swoją uwagę.
-Prawda? -odwraca się do mnie z szerokim uśmiechem.
I nagle nie jest zimnym skurwysynem, za którego go brałam. Nagle staje się zwykłym miłym siedemnastolatkiem.
-Wejdziesz pierwsza? - pyta pokazując na drabinę przyczepioną do drzewa.
Gapię się na nią przez chwilę. Czy to w ogóle jest bezpieczne.
-Będę cię asekurował- mówi Zayn.
Nie ufam mu.
-Wejdę sama- prycham odrzucając włosy do tyłu.
Mam na sobie nowe dżinsy wiec oczywiście muszę uważać.
Łapię się drabinki, która z bliska wygląda na jeszcze bardziej niestabilną.
A chrzanic to. Nie chcę przecież, żeby wszystkim rozpowiedział jaki to ze mnie tchórz.
Przełykam ciężko ślinę i wchodzę na drabinkę. Idzie mi bardzo dobrze. Ścieram sobie rękę tylko dwa razy, a kiedy w końcu padam na deski domku to tylko odrobinę sapię.
Minute później z dołu wyłania się głowa Zayna.
-I co? Było aż tak źle?
Ignoruję jego pytanie i wyniośle pytam:
-Dlaczego kazałeś mi tu przyjść?  Równie dobrze moglibyśmy być teraz w twoim domu.
-Mam bałagan- wyjaśnia krótko.
Akurat. Powiedz po prostu, że twoje siostry nie chcą mnie tam widzieć.
Nawet mnie nie znają, a już nienawidzą. Nic dziwnego. Dużo ludzi stosuje taką metodę "znania mnie".
-Wymyśliłaś jakiś temat na nasz projekt?
Kręcę głową. Niby czemu miałabym to robić?
-Mogłaś się choć trochę wysilić- mówi, ale jakoś nie wygląda na zbytnio zdziwionego moim lenistwem.
-Przypominam ci, że pani Collins zadała nam to dopiero dzisiaj.
-A ja ci przypominam, że mamy na to miesiąc. A to wbrew pozorom to  nie jest dużo czasu- piorunuje mnie wzrokiem.
Odwdzięczam mu się tym samym.
-Spieprzaj.
-To było bardzo dojrzałe.
Wściekła podnoszę się z miejsca i robię kilka kroków w tył.
-Wiesz co? Mam dość. Jutro ubłagam panią Collins o zmianę partnera.
Zayn marszczy czoło.
-Myślisz, że zawsze będziesz dostawać dokładnie to czego będziesz chciała?
Tupię nogą.
To chyba tez nie było zbyt dojrzałe zachowanie.
-Odwal się ode mnie, okej? - w tym samym momencie gdy to mówię robie kolejny krok w tył.
I wtedy tracę równowagę. Moja wpada w jakąś dziurę a druga nagle znajduje się poza domkiem. Dosłownie. Mało mi brakuje do szpagatu.
Odruchowo łapię mocno dłońmi krawędź deski. Tak mocno, że coś wbija mi się w wewnętrzną cześć dłoni. Do moich oczu napływają łzy bólu. Klnę pod nosem.
A Zayn tylko stoi i śmieje się do siebie.
-Możesz mi pomóc? - warczę na niego
Próbuję się podciągnąć, ale to prawie niemożliwe do zrobienia z jedną wolną nogą.
Dłoń boli mnie tak bardzo, że na moment muszę się puścić. I właśnie w tym momencie Zayn łapie mnie za nadgarstek.
-Najpierw poproś. - mówi z uśmiechem
Marszczę brwi.
-Co? Co ty pieprzysz?  Po prostu wciągnij mnie na górę.
Zayn potrząsa głową.
-To nie kosztuje dużo Davis. Zwykłe "proszę".
Przewracam oczami.
-Proszę.
-Chyba nie dosłyszałem.
Zaciskam zęby i prawie wrzeszczę:
-Proszę, pomóż mi!
Zero reakcji. Spoglądam w górę zaniepokojona, gdy on nagle podciąga mnie do góry. Gdy znajduję się już na bezpiecznej strefie domku puszcza mnie i pomaga mi wyjąć nogę z dziury.
Cóż. ..nowe dżinsy nadają się tylko do jednego. Wyrzucenia.
Przed dłuższą chwilę siedzimy w ciszy, gdy nagle Zayn bierze mnie za rękę i zaczyna wydłubywać drzazgę z wewnętrznej strony mojej dłoni. Nie jestem w stanie się nawet poruszyć.
-Eliksir miłosny- mruczy pod nosem.
-Co?- szepczę
Nie wiem czemu to robię. W końcu nie ma tu nikogo poza nami.
-Nasz projekt. Eliksir miłosny. Zrobimy o alchemii.
TERAZ
-No, przyznaj się.
-Nie miałem.
-Żadnej?
-Absolutnie.
-Akurat.
Niall puszcza do mnie oczko, a ja uśmiecham się promiennie.
-Serio?
Drapie się po głowie.
-No dobra. Raz miałem. Nazywała się Angel. Spotykaliśmy się w tajemnicy przez cały miesiąc, ale gdy paparazzi i fani zaczęli węszyć rzuciła mnie. Była zbyt delikatna na hejty. Nie wytrzymałaby tego psychicznie.
-W takim razie to chyba dobrze, że odeszła- stwierdzam biorąc kolejny łyk wina.
Niall kiwa głową, po czym wyciąga coś spod koszuli. Kiedy zauważam co to jest powstrzymuję śmiech.
Piersiówka. Niall otwiera ją i podsuwa mi pod nos.
-Napijesz się?
Z początku chcę pokręcic głową, ale po chwili stwierdzam: "czemu nie"? I piję.
-Wódka- mówię oddając mu to.
-W tym towarzystwie nie dostaniesz niczego lepszego- wskazuje na ludzi wokół nas- Jedyne na co możesz liczyć to wino i inne wytworne trunki.
Upija łyk wódki krzywiac się.
-Skąd znacie się z Zaynem? - pyta nagle.
Sztywnieję.
-Hmm...w szkole. ..chodziliśmy razem do szkoły.
Niall nie drąży tematu.
Na szczęście.
Spędzamy razem jeszcze pół godziny, gdy nagle ktoś kładzie mi rękę na ramieniu i pyta:
-Nie bawicie się za dobrze?
Zayn. Co on tu do cholery robi?
A no tak. Przecież to jego impreza.
-Gdzie tam- Niall śmieje się głośno.
Dołączam do niego. Nie ukrywam, że w te pół godziny nieźle się upiliśmy. Tak, że oboje ledwo stoimy na nogach.
Dlatego w pewnym momencie postanawiam oprzeć się o Zayna.
Chłopak zamiera, ale nie odtrąca mnie. Jak na razie.
-Nie powinnaś iść już do domu Blue? - patrzy na mnie surowym wzrokiem.
-Daj spokój, Zaynie. Jestem już dorosła. - nawet nie zauważam tego, że nazwałam go "Zaynie".
Nazywałam go tak dla żartów, gdy byliśmy razem.
To nie jest dobry moment na wspominki starych, dobrych czasów. Nie.
-Chodź ze mną - ciągnie mnie za sobą - A my sobie jeszcze porozmawiamy- mówi do Nialla
Rzucam mu oburzone spojrzenie.
-Było nudno. Dopóki nie zjawił się Niall. - odzywam się.
Zayn milczy. Ściska mnie mocniej za ramię.
-To boli- wyrywam mu się- Przestań.
Kiedy on nadal milczy prowadząc mnie za sobą zaczynam marudzić:
-Dlaczego Niall jest o wiele weselszy od ciebie? I nie wygląda jakby dzwigal krzyż na plecach. Dlaczego nie jesteś taki jak kiedyś? I dlaczego chodzisz z tą pustą suką? - Nie reaguje nawet na niezbyt miłe określenie swojej narzeczonej - A wiesz, że Niall miał dziewczynę i nie wiedział o niej...
I wtedy Zayn zatrzymuje się tak gwałtownie i niespodziewanie, że prawie wpadam na jego plecy. Zamiast przeprosić tylko chichoczę do siebie.
-Niall jest idealny. Tak wiem. Przestań o nim ciągle gadać.
Unoszę brwi.
-Zazdrość zżera co?
Zayn przewraca oczami.
-Mam narzeczoną. I jestem z nią szczęśliwy. Nie mam zamiaru wracać do tego co było kiedyś. - mówiąc to patrzy mi prosto w oczy.
Wybucham gorzkim śmiechem.
-Przecież wiem. Ja też nie mam takiego zamiaru. Co ty sobie wyobrażasz?
Powiedzieć, że jest zaskoczony moim zachowaniem to zdecydowanie za mało.
-Chcesz jakieś leki uspokajające? -pyta chyba całkiem poważnie.
Potrząsam głową.
Zayn otwiera najbliższe drzwi i pokazuje mi, żebym weszła do środka.
Od razu rozponaję ten pokój. Gościnny. Nie raz już spędziłam tu noc.
-Po co mnie tu przyprowadziłes? - oglądam się na niego przez ramię.
Zayn popycha mnie na łóżko. Znowu się śmieję chociaż powinnam krzyczeć z oburzenia.
-Żebyś się przespała. Jesteś kompletnie pijana.
-Nieprawda- kręcę głową z  chichotem.
Zayn tylko macha ręką poirytowany i wychodzi z pokoju. To znaczy wyszedłby gdyby nie moje pytanie:
-Zostaniesz ze mną?
Odwraca się w drzwiach zdziwiony.
-Co?-gapi się na mnie jak cielę na malowane wrota.
Wydymam wargę.
-Nie mam zbytniej ochoty siedzieć tu sama.
Zayn kręci głową.
-Nie...
-Proszę- przerywam mu- Proszę. Tylko ja pięć minut.
Zayn jeszcze przez chwilę patrzy się przez siebie jakby analizując coś w głowie, po czym bez słowa obraca się na pięcie i dołącza do mnie leżącej na łóżku
Posyłam mu promienny uśmiech.
-Zagramy w coś?
Zayn podciąga się na poduszkach.
-W co?
-Dwadzieścia pytań?
Zastanawia się przez chwilę.
-Niech ci będzie.
-Okej. Więc ja zaczynam. Masz to o czym marzyłeś?
Spogląda na mnie zdumiony po czym kiwa głową.
-Tak. Cieszysz się z tego co jest teraz?
Szczerze?  Za cholerę nie.
-Mhm- mruczę pod nosem- Kiedy bierzesz ślub z Perrie?
Zayn zamyka oczy.
-Nie możesz zadawać ciekawszych pytań?
Zagryzam wargę.
-Hmm. ..w takim razie: ile mierzy najwyższy człowiek świata?
I wtedy Zayn ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wybucha śmiechem.
-Jesteś niemożliwa- wykrztusza, gdy się uspokaja.
-Dzięki. Ale tak na poważnie. Ile?
-Nie mam bladego pojęcia.
-Ja też nie.
Zayn znowu się śmieję po czym ściska moją dłoń. Ledwo zauważalnie, ale. ..jednak.
-Spotykasz się z kimś? - pyta.
Wytrzeszczam oczy
-Yyy. ..po pierwsze:co to za pytanie. A po drugie: nie.
-Może powinnaś sobie kogoś znaleźć. W końcu jesteś młoda, śliczna i...- urywa, gdy drzwi do pokoju się otwierają.
Oboje zrywamy się na równe nogi.
W drzwiach staje Perrie. Omiata wzrokiem cały pokój, aż w końcu jej spojrzenie pada na mnie.
Odruchowo poprawiam zsuwające się po moim ramieniu ramiączko od stanika.
Ups. Błąd. Wielki błąd.
-Zayn! - piszczy przerazliwie po czym dosłownie wybucha płaczem.
I ucieka.
-Perrie! -Zayn biegnie za nią rzucając do mnie na odchodne- Wielkie dzięki.
***
Następnego dnia po śniadaniu zauważam brak mojej czerwonej koszuli, którą miałam wczoraj na sobie podczas "ogniska" u Zayna.
Jako, że jest to mój ulubiona koszula od razu biegnę ją odzyskać.
Drzwi otwiera mi Trisha.
-Tak, skarbie? - uśmiecha się do mnie szeroko.
Wyjaśniam jej sytuację pomijając fakt mojego potwornego kaca i tego ze przeze mnie może się rozpasc jedna z najsławniejszych parświata.
Taka okazja zdarza się tylko raz w życiu. Nie przepuśc jej.
Trisha wpuszcza mnie do domu. Od razu kieruję się do gościnnego, ale tam nie znajduję mojej koszuli. Trisha sugeruje mi, że może być w pokoju Zayna. I choć traktuję ten pomysł bardzo sceptycznie idę tam.
Jego pokój nie zmienił się ani trochę przez cały ten czas. Ale nie myślę o tym. Nie po to tu przyszłam.
Przekopuję jego szafki w poszukiwaniu mojej koszuli i w końcu ją znajduję. Z tryumfem wylawiam ją spośród innych ubrań. I nagle zamieram.
Bo pod nią zauważam woreczek. Woreczek, w którym znajduje się biały proszek. A po lewej stronie szuflady pod bluzami leżą nieskręcone jeszcze jointy.
Co jest do diabła?
W ostatniej chwili słyszę głośne kroki na schodach.


♥♥♥
Hej ;*
właśnie jakoś wzielam się do roboty i napisałam rozdział ^^
Podoba wam się?
Wytrzymałości do końca tygodnia <3
xx
♥♥♥












środa, 15 kwietnia 2015

4

WTEDY
Siedzę na huśtawce na werandzie mojego domu razem z Carą. Przyglądamy się rodzinie Malików, która właśnie  biega między samochodem firmy przeprowadzkowej, a ich domem.
Domem, który stoi dokładnie naprzeciwko mojego.
W pewnym momencie najmłodsza z trzech dziewczyn-pewnie siostra Zayna odwraca się w naszą stronę i przygląda nam się z zaciekawieniem.
Cara przenosi na mnie wzrok.
-Coś czuję, że niedługo będzie się tu działo.
Przewracam oczami.
-Miejmy nadzieję, że nie.
Cara macha do dziewczynki. Uderzam ją w ramię.
-Cara!  Zwariowałaś?
Siostra Zayna odmachuje jej po czym odwraca się do starszej dziewczyny i chyba zadaje jej jakieś pytanie.
Dziewczyna, którą zresztą widziałam w naszej szkole spogląda na nas, otwiera usta i potrząsa gwałtownie głową.
-Założę się, że doszły do niej już jakieś plotki o nas. - mówi Cara splatając ramiona na piersiach- Pieprzona Vanessa.
Unoszę brwi.
-Czemu zawsze nasza reputacja to wina Vanessy.
Cara rzuca mi znaczące spojrzenie.
-Pół szkoły wie, że ona ćpa. I pewnie myślą, że my robimy to samo.
Wzruszam ramionami.
-Co mam ci na to poradzić?
-Na przykład: wykopać ją w końcu z naszego kręgu i powiedzieć, żeby się raz na zawsze od nas odwaliła? - Cara potrząsa głową- To chyba nie jest takie trudne.
Może i ma rację. W końcu Vanessa cierpi na tym najbardziej myśląc, że zyskała dwie najlepsze przyjaciółki. Może w końcu rzuci narkotyki i zmieni się. Może to my trzymamy ją w miejscu i nie pozwalamy na zmianę w jej życiu, która naprawdę by jej się przydała.
-Donija i Waliyah- mówi nagle Cara.
Marszczę brwi zwracając się w jej stronę.
-Co?
-Donija i Waliyah- powtarza blondynka wskazując podbródkiem na dwie siostry Zayna - Waliyah to ta po prawej, właśnie jest w ostatniej klasie. A Donija jest od nas o rok młodsza.
-Dzięki za informację. Nie była mi potrzebna.
-Skąd znasz Zayna?
Otwieram szeroko oczy.
-Nie znam go i nie wiem o co ci chodzi.
Cara spogląda na mnie z dezaprobatą.
-Akurat. Blue, wszystko widziałam do cholery. I słyszałam. On cię skądś zna. W takim razie ty jego też.
Geniusz Cara Oliver.
-Spotkałam go w klubie.
-Jakim klubie? - pyta Cara nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Paradise.
-W jakich okolicznościach? -drąży.
Poirytowana przewracam oczami.
-Zostałam napadnięta. Chyba. Nie wiem w jakim celu. No i Zayn wtedy mnie uratował. Tak jakby.
Cara gwałtownie wciąga powietrze.
-Co?!- wrzeszczy.
Uderzam ją w ramię, żeby się uciszyła.
-Zamknij się. Nie musisz się tak drzeć.
Blondynka zagryza usta kręcąc głową.
-Blue, proszę cię obiecaj mi, że więcej nie pójdziesz do tego pieprzonego klubu. A jak pójdziesz to zabierzesz mnie ze sobą.
Kiwam głową z uśmiechem.
-Jasne. Jasne.
Cara odwzajemnia uśmiech i splata palce z moimi palcami.
-Coś czuję, że niedługo wszystko się zmieni- szepcze.
Kieruję na nią pytające spojrzenie.
-Co?
Moja przyjaciółka kręci głową.
-Nic, nic.
Patrzę na nią przez chwilę z powątpiewaniem, ale po chwili odwracam od niej wzrok i wbijam go w Doniję goniącą najmłodszą z sióstr.
Coś czuję, że niedługo wszystko się zmieni. Tak, ja też tak myślę.
***
Wyciągam właśnie książkę od chemii z mojej szafki w szkole, gdy ktoś skacze mi na plecy i huczy do ucha.
Wydaję z siebie głośny okrzyk, a Cara, która właśnie mnie tak przestraszyła wybucha śmiechem.
-To nie było śmieszne- rzucam z pretensją chociaż ledwo powstrzymuję uśmiech cisnący mi się na usta.
Cara całuje mnie w policzek.
-Jasne, skarbie. Nikt się nie śmieje. Idziemy na chemię?
-Moment- mówię wsadzając książkę do torby.
Chwytam blondynkę za nadgarstek i idę z nią w stronę sali chemicznej.
-Vanessy dziś nie ma w szkole- zaczyna, gdy mijamy toaletę.
Marszczę brwi.
-Martwisz się o nią?
Cara kręci głową.
-Co? Nie, gdzie tam. Po prostu. ..może za bardzo przyćpała, albo coś. ..
-Pewnie ma migrenę- ucinam ostro.
Cara spogląda na mnie ze zdumieniem.
Sama się sobie dziwię. Zawsze było tak, że to ja martwiłam się o Vanessę, a Cara miała ją szczerze gdzieś. Dzisiaj te role się odwróciły.
-A co jeśli nie? - Cara puszcza moją dłoń- A co jeśli leży gdzieś na ulicy, napadnięta, bez pieniędzy i ubrania. ..- z każdym słowem podnosi głos coraz bardziej.
Kiedy nauczyciel przechodzący obok nas rzuca nam karcące spojrzenie zatykam jej usta.
-Ciszej. Nie wszyscy muszą to słyszeć.
Cara przez chwilę świdruje mnie wzrokiem. Wytrzymuję jej spojrzenie i w końcu gdy kiwa głową puszczam ją.
Blondynka ociera usta i zaczyna iść w stronę klasy.
-Zadzwonię do niej później.
Potakuję obojętnie.
-Świetny pomysł.
W milczeniu wchodzimy do klasy. Cara wyraźnie obrażona zajmuje miejsce obok mnie. W ciszy wyciąga swoje książki i rzuca je niedbale na stolik.
-Też się o nią martwię. - odzywam się cicho przyglądając jej się z boku.
Cara spuszcza głowę i ciężko wzdycha.
-Wiem, Blue. Chodzi mi tylko o to, że my w stosunku do niej jesteśmy cholernie nie fair. Ona naprawdę myśli, że my się z nią przyjaźnimy.
Rzucam jej zdziwione spojrzenie.
-Cara Oliver? To na pewno ty?- mrużę oczy.
Cara macha ręką wyraźnie poirytowana.
-Po prostu polubiłam ją. Trochę.
Przeczesuję włosy palcami.
-Serio?
Cara potakuje.
-Serio.
Otwieram usta, żeby zadać kolejne pytanie, ale wtedy do sali wchodzi pani Collins. Pani Collins ma ponad czterdzieści lat, na które nie wygląda. I chociaż na jej twarzy często gości uśmiech nie odzwierciedla on jej porywczego charakteru.
-Witam państwa- mówi i od razu podchodzi do tablicy zapisując na niej temat.
I właśnie w tym momencie do klasy wpada Zayn.
-A pan to kto? - Collins obraca się na pięcie i obdarza go stalowym spojrzeniem.
-Zayn Malik- przedstawia się krótko.
Collins przygląda mu się jeszcze przez chwilę po czym łaskawie kiwa głową i pokazuje mu ruchem ręki, żeby usiadł.
Zayn siada w pierwszej ławce obok Sama Sherperda- jednego z największych kujonów. Ani razu nie odwraca się w moją stronę. To chyba dobrze, prawda?
W połowie lekcji pani Collins oznajmia nam, że musimy zrobić projekt. W parach. Cara wystawia do mnie rękę, którą mam już przybić, gdy pani Collins oswiadcza:
- Parę oczywiście wylosujecie.
Po klasie przebiega jęk zawodu. To chyba jasne. Każdy miał już pewność z kim chce być w parze.
Przecież nie chce się pracować nad projektem z kimś kogo nie można zdzierżyć na codzień. I pani Collins powinna o tym wiedzieć. Sama pewnie zna parę osób, których wolałaby nigdy nie poznać.
-Jak nie wylosuję ciebie zmuszę twojego partnera, żeby się ze mną zamienił- obiecuje mi Cara akurat w tym momencie gdy nauczycielka mówi:
-Aha i pary od razu zapisuję. Jeśli ktoś zmieni partnera ich projekty będą unieważnione.
Cara wygląda jakby chciała zabić panią Collins.
Kobieta podchodzi do pierwszej ławki.
Zaczynamy zabawę.
-Lena i Alex.
- Willow i Nina.
- Josh i Liam.
-Gwen i Charlie.
-Nikki i Juliet.
Opieram się wygodniej na krześle. Jak na razie idzie dobrze. Jeszcze nikt mnie nie wylosował.
Wtedy pani Collins dochodzi do nas. Podstawia Carze pod nos pojemnik. Blondynka najpierw wpatruje się w niego jak w transie tylko po to, żeby potem wydobyć z niego kartkę z imieniem:
- Emily- mowa o nieśmiałej dziewczynie siedzącej dosłownie przede mną.
Emily zamiera na swoim miejscu słysząc swoje imię po czym powoli się odwraca.
Jest zaczerwieniona i wygląda jakby miała się rozpłakać.
Czemu mam wrażenie, że to moja wina?
-Nic się nie stało - mówię na tyle głośno, żeby usłyszała mnie i Cara i Emily.
Dziewczyna uśmiecha się nieśmiało. Odwzajemniam uśmiech i Emily  odwraca  się w stronę tablicy.
-Blue. - ktoś wymawia głośno moje imię.
Cara klnie pod nosem. Ja tylko patrzę się z niedowierzaniem na osobę, która wylosowała właśnie mnie.
Zayn.

TERAZ
-Co ty tu robisz? - opieram dłoń na biodrze i wbijam mrożący krew w żyłach wzrok w Zayna.
Nienawidzę mojej matki.
-Nie widać? - chłopak macha skrzynką z narzędziami- Twoja mama poprosiła mnie, żebym naprawił samochód.
Zaciskam usta.
-Nie musiałeś.
-Twoja mama mnie prosiła, nie ty - mówi Zayn nawet na mnie nie patrząc.
Prycham rozzłoszczona i juz odwracam się na pięcie całkowicie zapominając o poduszkach do salonu, gdy odzywa się Zayn:
-Ale nie musisz stąd iść. Potrzebuję kogoś do pomocy. Podaj proszę mi ten klucz- wskazuje na klucz, który leży dosłownie kilka centymetrów dalej od jego ręki. Czy to sława go tak rozleniwiła?
Z westchnięciem podaję mu wskazany klucz. Nasze dłonie się przy tym przypadkowo o siebie ocierają. Zayn nawet nie zwraca na to uwagi.
-Dzięki- mruczy pod nosem po czym pyta- Jak tam noga?
Kiwam głową.
-Dobrze.
-To dobrze. A co tam u Cary?
-Nic ciekawego. A co u twojej narzeczonej?
Zayn podnosi gwałtownie głowę i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Po chwili jednak odpowiada spokojnie.
-Dobrze.
Na tym kończy się nasza rozmowa. Ograniczamy się tylko do nazw narzędzi i "proszę","dziękuję". Tyle nam w zupełności wystarczy. Trwa to jakąś godzinę jak nie dłużej aż w końcu Zayn oświadcza, że to już koniec i każe mi sprawdzić czy samochód odpala.
Sprawdzam. I odpala.
-Dzięki za pomoc- mówię wychodząc z samochodu- Przynajmniej nie musiałyśmy z mamą płacić za mechanika.
Zayn kiwa głową i już odwraca się by odejść, gdy nagle pyta:
-A gdzie jest twój tata?  Jakoś ostatnio go nie widziałem.
Wzruszam ramionami.
-Ja też nie. Śpi w pracy. Za to mama pieprzy zawodowych speców od pieprzenia. Francuzów inaczej mówiąc.
Zayn spogląda na mnie ze współczuciem.
-Przykro mi.
-Jasne. Ale dzięki.
Mam nadzieję, że już pójdzie sobie w cholerę, ale on wcale tego nie robi.
-Robimy dzisiaj ognisko. Wpadniesz z mamą?  Moja mama się ucieszy. Saafa też. Taaaak. Reszta jego sióstr raczej za mną nie przepadała.
-Nie wiem- wzruszam ramionami- Jeśli będę miała czas.
Zayn unosi brwi.
-Wydawało mi się, że masz dużo wolnego czasu. W końcu przyjechałaś tu.
-Zamknij się.
Zayn spogląda na mnie ze zdziwieniem.
-To przyjdziesz czy nie?
Pierdol się.
-Jasne. - zmuszam się do uśmiechu - Niech ci będzie.
Na twarzy Zayna pojawia się uśmiech, który niemal natychmiast znika.
-Okej. To do wieczora.
-Do wieczora - mamroczę pod nosem i obserwuję jak znika za drzwiami.
***
Nie powinnam mówić mamie o tym ognisku. Od godziny biega po domu  nie mogąc się zdecydować w co się ubrać .
-Mamo to tylko spotkanie u sąsiadów, a nie gala Brit Award- mówię stając w drzwiach jej sypialni.
Mama poprawia swoje niemal czarne włosy przez, które przetykają się już nitki siwizny.
-Lepsza ta sukienka czy czarna? - pokazuje na granatową letnią sukienkę do łydek, którą ma na sobie.
-Ta.- odpowiadam siadając na łóżku- Nie powinnaś się tak stroić.
-A ty wręcz musisz się wystroić- odparowuje mama z szerokim uśmiechem na twarzy.
Gapię się na nią ze znużeniem.
-Naprawdę?  Musisz?
-Tak, muszę- uderza mnie czarną sukienką w głowę.
Nie reaguję.  Czasami zachowuje się jakby to ona była córką, a ja jej matką.
-Idź się ubrać w coś ładnego.- rozkazuje mi.
Przewracam oczami, ale idę do swojego pokoju, gdzie przewracam szafę do góry nogami. Oczywiście nie mogę nic znaleźć. W końcu decyduję się na dżinsowe szorty, biały top i czerwoną koszulę w kratę, którą zawiązuję sobie w pasie. Włosy rozpuszczam i robię sobie lekki makijaż. Gdy opuszczam mój pokój mama wydaje z siebie głośny jęk.
-Wyglądasz jak córka rolnika.
-Dzięki- burczę pod nosem mijając ją.
Mama pędzi za mną na obcasach.
-Natychmiast masz się przebrać w coś ładnego.
Wskazuję na zegarek.
-Po pierwsze:nie mamy już czasu. Po drugie: po co mam się stroić na ognisko?
Mama mamrocze coś pod nosem niezrozumiale, ale nie ciągnie dalej tematu.
Przechodzimy przez ulicę o dzwonimy do furtki domu Malików.
Otwiera nam Trisha.
- Kathy- całuję moją mamę w policzek po czym pochyla się nade mną, żeby zrobić to samo- Jak miło, że wpadłyście.
Omiatam ją wzrokiem. Ma na sobie czarną, elegancką sukienkę. Może jednak powinnam wrócić się do domu i przebrać?
Trisha jednak wcale nie zwraca uwagi na mój ubiór tylko prowadzi nas do ogrodu, gdzie urzęduje już masa ludzi.
-To miało być tylko ognisko- szepczę do mamy.
Ona tylko kręci głową.
-Ale ty jesteś naiwna, Blue.
Odwracam się do niej ze zdziwieniem.
-Słucham?
Ona jednak już zobaczyła kogoś znajomego i już do niego pobiegła.
Rany. Ona czasami jest gorsza niż nastolatka.  Ludzie, między nami jest jednak to dwadzieścia kilka lat różnicy.
Rozglądam się wokół siebie. Teraz tylko chciałabym się jak najszybciej stąd ulotnić. Tu jest zbyt dużo ludzi, zbyt dobrze ubranych. ..
Już nawet chcę to zrobić, gdy ktoś łapie mnie za rękaw koszuli i woła moje imię.
Spoglądam w dół i rozpromieniam się.
-Saafa- ściskam ją z radością, że znalazłam kogoś znajomego.
-Zayn mówił, że przyjdziesz- dziesięciolatka uśmiecha się do mnie promienie- Ale jakoś mu nie wierzyłam.
Pozwalam jej wziąść się za rękę i oprowadzac po ogrodzie. Saafa przez cały czas trajkocze jak nakręcona, a ja tylko kiwam głową i odzywam się w odpowiednich momentach.
W końcu dziewczynka puszcza moją rękę i krzyczy:
-Niall!  Hej, Niall- podnoszę głowę akurat w tym momencie, gdy blondyn idący w naszą stronę potyka się i wpada na mnie z taką siłą, że przewracam się na ziemię. Razem z nim.
-Hmm. ..przepraszam- mówi Niall Horan leżąc obok mnie- Jestem okropną niezdarą.
W tym akurat masz rację.
Wstaję z miejsca otrzepując spodenki z trawy.
-Nic się nie stało- posyłam mu uśmiech, który natychmiast odwzajemnia.
Jednak nadal nie wstaje z ziemi. Spoglądam na niego pytająco.
-Hmm...nie zamierzasz wstać?
-A, no tak- podnosi się i podaje mi rękę- Niall.
-Blue. - ściskam jego dłoń.
Tak samo jak ja nie przywiązywał zbytniej wagi do stroju. W przeciwieństwie do większości mężczyzn ubranych w garnitury on ma na sobie błękitną koszulę i dżinsowe rurki z dziurami na kolanach.
-Napijesz się czegoś? -pyta Niall.
Rozglądam się za Saafą. Ta mała cwaniara juz gdzieś zniknęła.
-Jasne.
Niall prowadzi mnie do szwedzkiego stołu, gdzie nalewa mi czerwonego wina.
-Mieszkasz tu obok? - wskazuje na mój dom.
Potakuję. Niall wypytuje mnie jeszcze o kilka innych rzeczy: pracę, zainteresowania. ..Naprawdę miło mi się z nim rozmawia. Gdybym nie wiedziała, że jest w najsławniejszym boysbandzie świata na pewno nawet bym o tym nie pomyślała. I w przeciwieństwie do Zayna nie jest taki ponury. Ciągle żartuje i głośno się smieje. Co sprawia, że ja też muszę się śmiać razem z nim.
-Przepraszam- nagle ktoś wpycha się między nas i bierze wolny kieliszek do rąk.
Niemal natychmiast ją rozponaję chociaż nawet nigdy nie widziałam jej na żywo.
-Cześć, Pezz- Niall posyła dziewczynie wesoły uśmiech.
Odwzajemnia go, ale tak dziwnie niechętnie.
Przebiega wzrokiem po mojej twarzy, ale nie ma żadnego powodu, dla którego mogłaby mnie znać. Dlatego nie zaszczyca mnie swoją uwagą tylko obraca się na pięcie i odchodzi szybkim krokiem. Ma na sobie elegancką białą sukienkę, a jej włosy wyglądają jakby własne wyszła prosto od fryzjera.
-Milutka- komentuję cicho.
Niall wzrusza ramionami.
-Szczerze powiem, że nie przepadamy za nią z chłopakami. Jeśli chcesz znać moje zdanie uważam, że nie jest z Zaynem tylko i wyłącznie z powodu miłości. Ale wiesz jak to jest w świecie celerytow. Nie ma czasu na miłość.
Mówiąc to patrzy mi prosto w oczy.
Ma rację. Właśnie dlatego zerwałam z Zaynem.



♥♥♥
Hej ;*
Jak tam środa?  Już połowa tygodnia za nami :))
mam nadzieje, ze rozdział wam się spodoba,
zapraszam do komentowania (aale nie zmuszam xD)
Do następnego <3
xx
♥♥♥



















piątek, 10 kwietnia 2015

3

WTEDY
Na całe szczęście okazuje się, że z tym całym Zaynem mam tylko dwie lekcje: historię i chemię.
-Podobno jest muzułmaninem- mówi Vanessa.
Siedzimy w szkolnej stołówce. Jest już południe, do końca lekcji zostały nam trzy godziny. No cóż. O trzy za dużo.
-A co to ma do rzeczy?- pyta Cara znudzonym tonem bawiąc się frytką.
Vanessa unosi brwi.
-Mi się akurat wydaje, że dużo.
-Tobie się wydaje- powtarza Cara ze specjalnym naciskiem na "tobie".
-Ma dwie siostry w naszej szkole. - Vanessa kompletnie ignorując Carę obraca się na krześle i pokazuje na dwie brunetki czekające w kolejce z tacami w rękach.
-Są śliczne- mówi Cara- Tak jak ich brat.
Zakrztuszam się właśnie pitym spritem.
-Co?- wykrztuszam- Czy ty właśnie. ..
-Nie- blondynka chwyta w palce pasmo swoich kręconych włosów i zaczyna się w nie wpatrywać jakby nie było nic bardziej zajmującego niż rozdwojone końcówki- Ja po prostu stwierdzam fakt.
Mruga do mnie.
Pod stołem kopię ją w łydkę.
Vanessa macha ręką.
-Nieważne. Przystojny czy nie przystojny...pamiętajcie, że liczy się również status.
Cara opada z potężnym westchnieniem na krzesło.
-Status. Masz na myśli: stan majątkowy? - pyta spoglądając na brunetkę  zmrużonymi oczyma.
Vanessa potakuje.
-Tak, to znaczy: czy możemy zapraszać ich na nasze coroczne imprezy...
Cara przewraca oczami.
-Boże, ratuj.
Posyłam jej rozbawione spojrzenie.
Nasza trójka zdecydowanie nie jest trójką najlepszych przyjaciółek bez żadnych tajemnic.
Vanessa nie wie, że Cara nie jest bogata jak ona. Nie wie, że ma ojca alkoholika i trójkę młodszego rodzeństwa.
To znaczy: Vanessa nie wie o Carze praktycznie nic.
I może to lepiej?
Gdyby Vanessa dowiedziała się kim naprawdę jest Cara z pewnością nie chciałaby się z nią przyjaznić. I zrobiłaby wszystko, żeby zniszczyć jej życie.
Zapytacie pewnie: dlaczego przyjaźnimy się z taką bezduszną suką?
Odpowiedź:moi rodzice. Oni i rodzice Vanessy chodzą razem na partyjki pokera. Pewnego wieczoru przyprowadzili do nas Vanessę i popchnęli nas w swoje ramiona. Nie miałam ochoty bawić się z nią w najlepsze przyjaciółki na zawsze. W końcu od tego miałam Carę. Ale to właśnie ona zmusiła mnie do zaprzyjaźnienia się z nią.
Z początku traktowałyśmy to wszystko jak żart.
Żartem było wymyślone drugie życie Cary.
Żartem było bycie miłymi dla Vanessy.
Żartem było chodzenie z nią na wszelakie imprezy.
Żartem było nakłonienie ją do wciągnięcia koki.
I wtedy zabrnęłyśmy za daleko. Nie mógłysmy przerwać kontaktu z Vanessą, która natychmiast rozgłosiłaby to całemu światu.
Nawet nie chcę myśleć co by to spowodowało.
-Wiesz, że to jest bardzo ważne- Vanessa przekrzywia głowę wpatrując się w Carę z dezaprobatą
Blondynka śmieje się pod nosem.
-Jasne. Bardzo ważne. - wstaje z miejsca- Przepraszam, ale muszę iść się wyżygać. - rzuca lekko jednocześnie
za plecami Vanessy robiąc głupią minę
Powstrzymuję się od śmiechu.
-To może ja też pójdę- Vanessa idzie w jej ślady i rzuca mi pytające spojrzenie- Idziesz, Blue?
Kiwam głową i właśnie odsuwam krzesło do tyłu, gdy ktoś łapie jego oparcie zatrzymując je.
Zdziwiona błyskawicznie obracam się na pięcie.
Cholera.
Przewidywalne jak deszcz w Londynie.
Zayn.
-Możemy porozmawiać? - chłopak nadal ściska oparcie mojego krzesła.
Przez chwilę gapię się na jego dłonie, które tak w ogóle są idealne.
Zaraz, moment. Co ja pieprzę?
Hola, hola Blue.
-O czym? - zmuszam się do spojrzenia w jego ciemne oczy.
Zayn spogląda znacząco na Vanessę stojącą z boku, która nawet nie ukrywa, że przysłuchuje się rozmowie.
-W cztery oczy. - mówi z naciskiem
Jakiś głos w mojej głowie krzyczy głośno: Tak!
Natychmiast go uciszam.
-Nie mam czasu.- robię krok w bok, żeby go wyminąc, ale on wtedy łapie mnie za rękę.
Mówiłam już, że jego dłonie są idealne?
-Myślę, że trochę znajdziesz- uśmiecha się do mnie.
UŚMIECHA SIĘ DO MNIE.
Dzisiaj przez te kilka godzin nie widziałam ani jednego jego uśmiechu. Powinnam czuć się wyróżniona?
-Blue- Vanessa wyraźnie mnie pogania
Spieprzaj.
-Chwila- rzucam do niej- Idź do łazienki, zaraz przyjdę.
Vanessa przewraca oczami, ale spełnia moje polecenie.
Kiedy znika za drzwiami stołówki Zayn wyraźnie się rozluźnia.
-A więc. ..
-Nie mamy o czym rozmawiać- przerywam mu ostro- I jeśli jeszcze raz się do mnie odezwiesz to tego pożałujesz.
Nie lubię udawać zimnej suki, kiedy chcę pokazać się komuś z moje lepszej strony.
-I nie widziałeś mnie w tym klubie- warczę odchodząc.
***
Wchodzę do łazienki w tym samym momencie, gdy Vanessa wciąga kreskę. -Zwariowałaś? - prawie wrzeszczę- To szkolna toaleta,w każdej chwili ktoś może tu wejść.
Dopiero wtedy zauważam Carę opierającą się o drzwi kabiny i przyglądającą temu z wyrazem znużenia na twarzy.
-Cara! - wołam podchodząc do Vanessy- Nie mogłaś jej powstrzymać?
Blondynka wzrusza ramionami.
-Narkomanów nie da się powstrzymać.
Vanessa ociera nos i rzuca jej wściekłe spojrzenie.
-Nie jestem narkomanką. Wciągam od czasu do czasu.
Sprzątam biały proszek i spłukuję go w umywalce.
-Ktoś może to zauważyć. - mówię wściekła.
Vanessa przegląda się w lusterku.
-Niby co?
Patrzy mi prosto w oczy. Jej źrenice są już rozszerzone, a ona sama zaczyna już swirowac.
-Pójdziesz do domu- ciągnę ją za ramię.
I wtedy ona się przewraca. Tak po prostu.
-Nic mi nie jest- bełkocze, po czym traci przytomność.
Natychmiast klękam obok niej i szarpię ją za ramię.
-Vanessa!  Vanessa!  Cholera jasna!  Cara!
Nagle zauważam krew płynącą z jej nosa.
-Vanessa! - krzyczę rozpaczliwie.
Cara każe mi się zamknąć, po czym mówi do kogoś, że Vanessa źle się poczuła i zemdlala.
Podnoszę głowę i spoglądam prosto w oczy Zayna.
-To jest damska łazienka- wykrztuszam zaskoczona jego nagłym zjawieniem się tu.
Chłopak piorunuje mnie wzrokiem.
-Czy to naprawdę jest teraz aż tak ważne?
Oczywiście, że nie.
-Połóż ją na plecach i unies jej głowę- instruuje mnie ostrym tonem- Teraz czekaj.
Wyciera jej krew z nosa papierem toaletowym.
Staram się nie myśleć o jego obecności tutaj tylko o Vanessie.
To moja wina. To ja ją w to wciągnęłam.
I wtedy ona się budzi. Patrzy na mnie sennym wzrokiem i chichocze.
-Chyba odleciałam- zrywa się na nogi i zaczyna biegać w miejscu.
Wzdycham ciężko i spoglądam na Zayna.
-Dziękuję- mówię niechętnie.
Chłopak wzrusza ramionami.
-Nie zrobiłem tego dla ciebie. I nigdy więcej nic nie zrobię.
Patrzę za nim zszokowana, gdy prawie wybiega z łazienki.

TERAZ
-Blue? - powtarza Zayn.
Wyszedł z auta dosłownie na minutę, a już woda się z niego leje. Co nie znaczy, że wygląda źle. Wręcz przeciwnie: wygląda cholernie dobrze.
-Twoja mama cię szukała. Martwila się.- mówi karcącym tonem.
Wbijam wzrok w jego buty.
Zayn wzdycha ciężko.
-Nie chcesz rozmawiać?  Trudno. Ale może wstań z tej ziemi, bo się przeziębisz.
Zagryzam wargę.
-Hmm...problem w tym, że nie mogę.
Zayn marszczy brwi.
-Co?
Spoglądam mu prosto w oczy.
-Nie mogę- powtarzam przekrzykując deszcz i wiatr- Coś mi się stało z kostką.
Zayn rzuca mi zdziwione spojrzenie.
-Naprawdę?
-Nie, do diabła. Leżę tu bo bardzo mi miło i ciepło.
Chłopak przeczesuje mokre włosy ręką.
-Hmm. ..w takim razie, pomogę ci wstać.
Hmm. ..gratulować geniuszu.
Zayn podaje mi rękę i podpiera mnie w pasie. Z chęcią korzystam z jego pomocy. Zayn oplata mnie ramieniem w pasie i prowadzi do swojego samochodu.
-Co tu robisz?- pyta gdy wsiadamy do jego samochodu.
Nie rusza. Siedzi obok mnie, jedyne co nas dzieli to skrzynia biegów. Pieprzona skrzynia biegów.
-Masz na myśli:co robię na tej ulicy w deszczu czy co tu robię w ogóle?
Jego bliskość boli. Cholernie boli.
-Oba.
-Przyjechałam do rodziców. Carl dał mi wolne.
Zayn rzuca mi pytające spojrzenie.
-Carl?
-Mój szef. Pracuję w księgarni.
Czy w jego pytaniu wyczulam nutę zazdrości?
Blue, ogarnij się. On ma narzeczoną. Jeśli się zaręczył to znaczy, że planuje wziąść z nią ślub. A po ślubie mieć dzieci i...
-A co robisz t u t a j? - Zayn wyrywa mnie z zamyślenia.
-Wracałam z pubu.
-Pubu? - powtarza Zayn zdziwiony.
Jest taki inny. A jednoczenie taki jak kiedyś. Jak to w ogóle możliwe?
-Ciebie raczej kojarzy się z klubami a nie pubami- ciągnie Zayn.
-Skończyłam z tym- wtrącam gniewnie- Już dawno temu.
Chłopak kiwa głową i odpala silnik. Czyli zamierza jechać. I pozbyć się mnie jak najszybciej.
-Gdzie jedziesz?- pytam odrobinę zaniepokojona gdy jedzie w zupełnie odwrotną stronę niż stoją nasze domy.
Zayn nawet na mnie nie patrzy.
-Do szpitala. Lekarz musi to obejrzeć.
Na tym kończy się nasza rozmowa. Zayn prowadzi nie odzywając się do mnie ani słowem. Ja też nie zamierzam z nim rozmawiać.
Nagle dzwoni jego komórka. Odbiera.
-Halo? ...tak, wiem, kochanie
Rozmawia z Perrie. Sztywnieję i udaję, że wcale mnie to nie interesuje, gdy tak naprawdę chłonę każde jego słowo.
-Coś mi wypadło. ..- To "coś" to ja, tak?  Nie powiem, to był cios poniżej pasa- Nie dam rady. ..kocham cię. Do jutra.
Kocha ją. On ją kocha.
Zayn kończy rozmowę. Nadal jedziemy w ciszę, gdy nagle odzywa się on:
-Miałaś mnie dość czy co?
Rzucam mu nic nierozumiejące spojrzenie.
-Co?
-Rzuciłas mnie z dnia na dzień chociaż wszystko między nami było bardzo dobrze- ciągnie z goryczą- Kochałem cię. Uważałem, za najlepsze co przytrafiło mi się w życiu. A ty tak z dnia na dzień przerwalas.
Wpatruję się w niego z osłupieniem.
-Już jesteśmy- warczy zatrzymując się przed szpitalem.
-Ja...- zaczynam,ale on nie daje mi dojść do słowa.
-Przestań. I tak nie uwierzę w żadne twoje słowo. Co było to było. Nie powinien mieć do ciebie żalu.
Jasne, nie powinies.
***
Okazuje się, że z nogą nie stało się nic poważnego.
Następnego dnia poruszam się bez problemu o własnych siłach.
Urzęduję właśnie w kuchni, ubrana w krótką bluzkę i dżinsowe ogrodniczki gdy do pomieszczenia wpada mama.
-Blue, potrzebuję tych zielonych poduszek do salonu.
-Po co? - burczę nie odrywając wzroku od patelni.
Mama prawie wyrywa mi ją z ręki.
-Potrzebuję zmiany. Leć do garażu i przynieś mi cztery.
Zgadzam się z niechęcią.
Kiedy wychodzę ona uśmiecha się przebiegle pod nosem.
Podejrzane.
Przechodzę przez ogród i wbiegam do garażu nucąc sobie pod nosem. Ale gdy zauważam postać przy samochodzie staję jak wmurowana.
Pieprzona matka i jej pomysły. Teraz zagolopowała się za daleko. Zdecydowanie za daleko.



♥♥♥
Hej ;*
przepraszam, że trochę nie dodawałam rozdziału ale tak naprawdę to dopiero dzisiaj się za niego wzięłam
tak wiem jest krótki. Za to tez przepraszam. Obiecuję ze następny będzie dłuższy :>
xx
♥♥♥










niedziela, 5 kwietnia 2015

2

WTEDY
Rano budzą mnie głośne kroki i czyjeś wrzaski na dole. Otwieram właśnie oczy, gdy do mojego pokoju bez pukania wpada moja matka. Katherine Davis.
Jest dopiero siódma rano, a ona już wygląda perfekcyjnie w tym blond koku i piaskowym komplecie.
I pomyśleć, że kiedyś ona i tata uciekali w nocy z domu, żeby palić zioło i protestować przeciwko testowaniu leków na zwierzętach.
-Chyba najwyższa pora już wstawać Blue- podchodzi do okna, żeby odsłonić zasłonki.
Naprawdę chciałabym wstać, ale nie mogę pokazać jej się w sukience, której wczoraj ze zmęczenia już nie zdjęłam.
-Za moment- nakrywam się kołdrą pod nos.
Matka rzuca mi krzywe spojrzenie.
-Blue. ..
-Wyjdź z mojego pokoju!
-Masz szlaban na nocowanie u Cary.
-Mamo!
-Jeszcze jedno słowo więcej. ..
Milknę oburzona i obserwuję jak usatysfakcjonowana wychodzi z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Niemal natychmiast wyskakuję z łóżka i przebieram się w czarne rurki i czerwoną koszulę w kratę. Pięć minut później schodzę na dół.
W kuchni jak zawsze panuje ponura atmosfera.
Czasy dozgonnej miłości między moimi rodzicami już dawno minęły. Po moich niespodziewanych narodzinach stwierdzili, że muszą się ustatkować. Wzięli szybki ślub i zaczęli szukać pracy. Tata założył swoją firmę, na której teraz zbija kokosy, a mama pracuje w laboratorium, gdzie testują kosmetyki na zwierzętach. Ironia losu?
-Dzień dobry księżniczko- tata rozpromienia się na mój widok i odkłada gazetę na bok.
Uśmiecham się do niego. Z taty zostało więcej hipisa i kochanego tatusia niż sam chce przyznać.
-Dzień dobry- całuję go w policzek, po czym otwieram lodówkę szukając czegoś na śniadanie.
-Może Jake wpadłby dzisiaj wieczorem na kolację? -pytanie mamy jest tak niespodziewane, że omal nie upuszczam kartonu soku.
-Co...ja...po co?- jąkam się.
Mama zbyt bardzo lubi Jake'a. Może to ze względu na jego bogatych rodziców.
-Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem- tata poprawia swoje okulary na nosie i rzuca mamie sceptyczne spojrzenie.
Tak...on akurat za nim nie przepada.
-Zgadzam się z tatą. To nie jest dobry pomysł.
Mama natychmiast zaczyna mnie wypytywać:
-Co? Dlaczego nie?  Jake jest bardzo. ..
-Zerwaliśmy.- przerywam jej gwałtownie.
Tata spogląda na mnie z satysfakcją.
-Bardzo dobra decyzja księżniczko. Jestem z ciebie dumny.
-To przez tą Carę, tak? - mama wali talerzem o stół- Nagadała ci jakiś głupot. ..
-Kiedy w końcu przestaniesz czepiać się Cary? Ciągle coś do niej masz. Przyjaźnimy się już siedem lat, a ona jeszcze jakoś nie wpędziła mnie w narkotyki tak jak przewidywałaś przez cały czas. - wyrzucam ręce w górę.
Mama patrzy na mnie bez słowa, a tata chowa się za gazetą.
-Cara. ..jej rodzina nie należy do normalnej.
-Bo co?!- wrzeszczę tracąc juz jakiekolwiek opanowanie- Bo jej ojciec pije? ! Bo jej matka sprząta cudze domy?! I tak oni oboje mają większą wartość niż ty kiedykolwiek będziesz miała!
Po moim wybuchu w kuchni panuje niezręczna cisza.
Przeczesuję włosy ręką ciężko oddychając.
Po czym wypadam z domu przed drzwiami jeszcze łapiąc torbę w rękę.
Nieśpiesznie kieruję się w stronę szkoły rozkoszując się promieniami słońca muskającymi moją twarz. Już zapomniałam o tej kłótni z matką. Nasze wrzaski są na porządku dziennym.
W większości przypadków chodzi o Carę, o jej stan majątkowy i jej rodziców.
Mam już tego serdecznie dość.
Na widok mojej przyjaciółki siedzącej na barierce przy schodach przed drzwiami głównymi szkoły uśmiecham się szeroko.
-Widzisz?  Żyję.
Cara omiata mnie spojrzeniem swoich błękitnych oczu.
-Ale nie wyglądasz zbyt dobrze.
Macham dłonią.
-Gdzie tam.
Cara łapie mnie za rękę i zmusza do spojrzenia sobie w oczy.
-Nic się nie stało w tym klubie?
Śmieję się i klepię ją po policzku.
-Cara, kochanie, przestań się martwić. Nic się nie stało. Kompletnie nic.- Boli mnie, że ją okłamuję- No chyba, że liczyć zerwanie z Jakiem.
Carze dosłownie opada szczeka.
-Co do diabła?
Z zainteresowaniem oglądam swoje pomalowane na czarno paznokcie.
-To co słyszałaś.
Nagle Cara, czemu wcale się nie dziwię, wyrzuca pięści w powietrze i krzyczy:
-W końcu!  Dziękuję ci panie Boże. - po czym zeskakuje z barierki, otacza mnie ramieniem i prowadzi w stronę drzwi- W końcu pozbyliśmy się tego frajera.
Uśmiecham się szeroko wchodząc do środka w dokładnie tym momencie, gdy rozlega się dzwonek wzywający na pierwszą lekcję. Trzymając się za ręce wchodzimy do klasy historycznej.
Możnaby pomyśleć, że trochę przesadzamy z tym chodzeniem za rękę i całowaniem się w policzki, a czasem nawet w usta, ale my naprawdę jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Jesteśmy ze sobą bliżej niż kiedykolwiek byłam z jakimś chłopakiem.
Cara w przeciwieństwie do mnie nigdy nie miała chłopaka. Nie rozumiem dlaczego. Cara jest najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałam w swoim szesnastoletnim życiu. Do tego ma duże poczucie humoru i inne cechy, które czynią ją jeszcze bardziej cudowną osobą.
-Dzień dobry, proszę państwa- cała klasa milknie, gdy do sali wkracza nasza surowa nauczycielka pani Bethany- Proszę wyjąć karteczki.
Wymieniamy z Carą wściekłe spojrzenia.
-Stara jędza- warczy blondynka pod nosem- Chyba noc z mężem nie była zbyt udana.
-Czy ma pani coś do powiedzenia, panno Oliver? -stalowy głos nauczycielki przecina powietrze.
-Nie, proszę pani- odpowiada Cara, a gdy pani Bethany odwraca się do tablicy wystawia język w jej stronę.
Uśmiecham się pod nosem i zaczynam pisać pierwsze pytanie, gdy ktoś otwiera z rozmachem drzwi przerywając tym pani Bethany.
-Dzień dobry, klaso- do środka wchodzi dyrektor Archer.
Wszyscy odpowiadają mu pomrukiem.
-Nie przeszkadzam? - posyła szeroki uśmiech w stronę nauczycielki.
Ta tylko kręci głową z niezadowoloną miną.
-Dobrze. Klaso chciałem was tylko poinformować, że do waszej klasy doszedł nowy uczeń. - ktoś wychodzi z kąta, ale i tak jest ukryty za wielkim dyrektorem.
-Pewnie jakiś nudziarz- Cara podciąga nogi do brody i zostaje w takiej pozycji.
Gdyby nie obecność dyrektora Bethany już wyrzuciłaby ją z klasy. Cara dobrze o tym wie i jak na razie cieszy się odrobiną wolności.
-Zayn, pokaż się- mówi dyrektor.
Z początku nie zwracam uwagi na tego chłopaka, ale gdy przetwarzam sobie w głowie co powiedział dyrektor prawie spadam z krzesła.
Podnoszę wzrok na niego oszołomiona.
Zayn.
Na środku klasy stoi dokładnie ten Zayn, który wczoraj uratował mi. ..hmm, może nawet życie.
-Nazywam się Zayn Malik. Pochodzę z małego miasta. Nazywa się Bradford. Wprowadziłem się tu wczoraj i mieszkam na West Street 423.
Cara trąca mnie ramieniem.
-To obok ciebie, Blue. - wtedy zauważa moje otępienie- Blue?  Coś nie tak?
Kręcę głową.
-Dobrze, Zayn. Możesz usiąść- mówi dyrektor po czym wychodzi.
Chłopak omiata spojrzeniem klasę. Nagle jego wzrok pada na mnie. Gapimy się na siebie przez jakąś minutę aż w końcu Cara parska cichym śmiechem.
-Czyżby już się w tobie zakochał?  Ty to masz szczęście Blue.
-Usiądź, Malik- Bethany już traci cierpliwość.
Zayn odwraca wzrok ode mnie za co dziękuję niebiosom i zajmuje pierwsze wolne miejsce przy Andym Craftfordzie. Andy to cichy, wycofany ze szkolnej społeczności chłopak.
-Spokój! - Bethany klaszcze w dłonie- Proszę się zająć pytaniami.
Szczerze wątpię, żeby ta kartkówka skończyła się dla mnie dobrze.

TERAZ
-Najchętniej wróciłabym teraz do domu- mówię do Cary.
Przez szum słyszę jej chrupanie.
- Co tam znowu jesz? - uśmiecham się do siebie.
-Fypsy- bełkocze Cara- To znaczy chipsy. Serio twoja matka przespała się z młodym francuzem?
-Na stole- dodaję.
-Twoja matka, która jest po pięćdziesiątce ma ciekawsze życie seksualne niż ja.
-A co tam u Taylah?
-Pokłóciłyśmy się.
-Znowu?
-Mam już jej dość. Ale dość o mnie? Zayn przyjechał?  Akurat w tym momencie kiedy ty wracasz do domu? Wy jesteście sobie przeznaczeni, Blue. Nie ma innego wyjaśnienia.
Przewracam oczami.
-I nie przewracaj mi tu oczami.
Wybucham śmiechem.
-Skąd wiedziałas, że to robię?
-Nie oszukujmy się, znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. A teraz spieprzaj do Zayna.
-Nawet nie mam takiego zamiaru.
-Akurat. Prawda jest taka, że  marzysz o nim.
-Zamknij się.
-Trzymam kciuki.
Rozłączam się bez słowa pożegnania i schodzę na dół. Mama siedzi w salonie przed telewizorem. Słysząc moje kroki wyłącza go i wstaje z uśmiechem z kanapy.
-Pomyślałam sobie, że może byśmy gdzieś razem wyszły. Tak dawno cię nie widziałam.
Wznoszę oczy ku niebu.
-Mamo to był tylko miesiąc.
-Może pójdziemy do kina- ciągnie mama  niewzruszona.
Wzdycham ciężko.
-Tylko obiecaj, że nie zaczniesz miziać się z jakimś francuzem w tylnim rzędzie.
Mama piorunuje mnie wzrokiem.
-Nie mam takiego zamiaru. W takim razie idziemy.
Kiwam głową i idę za nią na podwórko i do garażu. Mama wsuwa się na miejsce kierowcy i przekręca kluczyki. Silnik się nie odpala.
-Cholera- mruczy kobieta- Już po wycieczce.
-Zawsze możemy się przejść- proponuję wychodząc z samochodu- Jest taka ładna pogoda.
Mama potrząsa głową.
-Nie mam ochoty na spacery. Jutro zaprowadzę auto do mechanika- przystaje tak nagle, że wpadam na jej plecy- Albo nie- odwraca się do mnie i posyła mi szeroki uśmiech- Mam lepszy pomysł.
Unoszę brwi czekając na ten jej pomysł z zaniepokojeniem.
-Zayn ma smykałkę do samochodów, prawda?
Nie wierzę.
Wzruszam ramionami.
-Nie wiem. I nie bardzo mnie to obchodzi.
Mama rzuca mi zdziwione spojrzenie.
-Trzy lata temu jakoś cię to obchodziło.
Obracam się gwałtownie na pięcie.
-Co było trzy lata temu to było trzy lata temu. Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć!
Po tych słowach wybiegam z garażu i biegnę do domu.
***
Minęły trzy godziny od mojego małego starcia z mamą. Cały czas przeleżałam na łóżku gapiąc się na sufit.
W końcu jednak decyduję się wstać.
Wyjmuję walizkę z szafy, którą wczoraj wieczorem rozpakowałam. Zaczynam pakować do niej moje ubrania, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Ignoruję go i nie zaprzestaję pakowania.
Dopóki nie słyszę radosnego okrzyku mojej mamy:
-Zayn!  Jak dobrze cię widzieć!  Blue na pewno się za tobą stęskniła!
Po takim czymś na pewno nie zamierzam tam schodzić. Cicho wychodzę z pokoju i czekam aż przejdą do salonu. Wtedy szybko schodzę na dół i wpadam do kuchni skąd wypadam na dwór przez tylnie drzwi.
Gdy przeskakuję przez płot słyszę wołanie mamy przez co o mało z niego nie spadam. Udaje mi się jednak zachować równowagę i przeskoczyć na drugą stronę.
Mój sąsiad właśnie wyglądający przez okno patrzy się na mnie z rozdziawionymi ustami. Macham do niego i idę przed siebie.
***
Po krótkim namyśle stwierdzam, że pójdę gdzieś do baru i tam przesiedzę wizytę Malików w naszym domu. W barze spędzam ponad godzinę razem z bandą kibiców oglądając mecz piłki nożnej.
W pewnym momencie mam już serdecznie dość ich krzyków i chcę wyjść już z tego baru, ale wtedy podchodzi do mnie barman.
-Coś jeszcze?
Podnoszę na niego wzrok.
-Nie...- urywam gwałtownie- Kyle? Kyle Douglas?
Kyle pracował ze mną przez jakiś miesiąc w księgarni Carla.
Kiedyś upiliśmy się na imprezie z okazji dwóch lat księgarni i...chyba nie muszę mówić jak to się skończyło.
W łóżku w mieszkaniu Kyle'a.
-Blue- uśmiecha się do mnie radośnie- Dawno się nie widzieliśmy.
Spuszczam wzrok na moje dłonie oplatające szklankę po piwie.
-Hmm. ..tak.
-Co tu robisz? - pyta Kyle opierając się ramieniem o ladę i czyszcząc szklankę
-Przyjechałam do rodziców. Carl dał mi wolne.
-To super.
Rozmawiamy jeszcze przez jakieś pół godziny aż w końcu zerkam na zegar i stwierdzam, że już na mnie czas.
-Poczekaj moment- Kyle zatrzymuje mnie gdy wstaję już ze stołka barowego- Dam ci swój numer. Może wyjdziemy gdzieś razem. Daj rękę.
Spełniam jego polecenie bez chwili wahania. Kyle zapisuje mi markerem na ręce swój numer po czym obdarza mnie uśmiechem i żegna się ze mną.
Do domu wracam na piechotę.
I oczywiście znając moje szczęście w połowie drogi musi zacząć padać deszcz.
A mi nagle chce się biec.
Nic dziwnego jestem po alkoholu.
Zaczynam biec sobie truchtem. Biegnę tak do zakrętu w moją ulicę, gdy nagle znikąd wyskakuje samochód. W ostatniej chwili odskakuję przy okazji upadając boleśnie na kostkę. Samochód zatrzymuje się i ktoś z niego wychodzi.
-Nic się pani nie stało?
Podpieram się na ramieniu i podnoszę głowę. Zamieram.
-Blue?


♥♥♥
Hej ;*
Wesołych Świąt! Jeszcze możemy się cieszyć dwoma dniami wolnego :D  A ja jeszcze musze lekturę przeczytać :'(
dziekuje za każdy komentarz, który pojawił się po pierwszym rozdzialem <3 nie jestem typem osoby, która będzie ustalać poprzeczkę komentarzy czy coś, ale pierwszy rozdział ma ponad sto wyświetleń, a komentarz napisało osiem, no nic dziękuję każdemu kto skomentował ♥
xx
♥♥♥











czwartek, 2 kwietnia 2015

1

WTEDY
-Zdecydowanie czerwona.
-Nie. Czarna jest lepsza.
-Masz na myśli: bardziej dziwkarska?
Przewracam oczami poirytowana.
-Dajcie spokój, dobra?  Założę niebieską.
Cara i Vanessa kręcą głowami z oburzeniem.
-Niebieska jest jeszcze gorsza- zaczyna Cara, ładna blondynka o intensywnie błękitnych oczach.
Vanessa, dziewczyna o bardzo ciemnych włosach z szarymi oczami przytakuje Carze.
-Pierwszy raz się z nią zgodzę.
-I tak założę niebieską. - mówię wracając się do garderoby.
One wiedzą, że nie bardzo mają tu co do gadania. Ja rządzę w tej trójce i to jest wiadome przez wszystkich.
To znaczy: to nie  tak, że nimi pomiatam. Po prostu moje zdanie jest tym decydującym.
-I jak? - wychodzę z garderoby obracając się wokół.
Cara i Vanessa podnoszą kciuki do góry po czym wracają do lektury jakiegoś magazynu.
-Nie rozumiem. Dlaczego nie chcecie tam iść? - staję przed lustrem i zaczynam upinać swoje ciemnobrązowe loki do góry.
W lustrze widzę jak wymieniają między sobą spojrzenia.
-Chyba dobrze wiesz, Blue. - mówi Cara- Nie ufam takim miejscom.
Obracam się na pięcie unosząc brwi.
-Przecież to jest zwykły klub.
-Klub, w którym rok temu zamordowano Chelsea Llelewyn. - dodaje Vanessa beztroskim tonem.
No tak. Zapomniałabym. Chelsea Llelewyn.
Dziewczyna z naszej szkoły. Urocza blondynka o bardzo imprezowej osobowości. Może jej nie kochałam całym sercem, ale lubiłam spędzać z nią czas. Co prawda to spędzanie czasu polegało na imprezowaniu i upiciu się do nieprzytomności. Nigdy nawet nie rozmawiałyśmy o sprawach, które tego nie dotyczyły.
Pewnego dnia Chelsea zaproponowała mi imprezę w klubie "Paradise". Nie poszłam z dwóch powodować:  po pierwsze by nas nie wypuścili, po drugie rozchorowałam się. Chelsea jednak wpuścili do klubu. A następnego dnia została znaleziona martwa w łazience klubu.
A teraz ja sama pcham się w paszczę potwora.
-Będę tam z Jakiem. - przypominam im.
Cara i Vanessa nadal nie są spokojne.
-Blue. ..- zaczyna blondynka poważnym głosem.
Przewracam oczami. Już kolejny raz dzisiaj.
-Nic mi się nie stanie, okej?
Jednak to miłe uczucie. Wiedzieć, że ktoś się o ciebie martwi.
Cara przeczesuje włosy ręką i unosi brwi.
-Jasne, kochanie. Obym cię jutro widziała w szkole.
Rzucam się na łóżko obok niej i całuję ją w policzek.
-Oczywiście. Zobaczysz mnie.
***
Opatulam się ciaśniej płaszczem, gdy kolejny zimny powiew wiatru omiata moje gołe nogi. Cholera. Mogłam założyć rajstopy.
-Pośpiesz się, Jake- mruczę pod nosem.
Ledwie skończę zdanie obok mnie zatrzymuje się z piskiem opon czarne porsche.
-W końcu- wsuwam się na miejsce pasażera.
Jake posyła mi promienny uśmiech szczerząc przy tym swoje perłowobiałe zęby. Nic dziwnego. Bogaty dzieciak z ojcem dentystą.
-Cześć, mała. - mówiąc to nawet na mnie nie patrzy.
-Nie mów do mnie mała- warczę splatając ramiona na piersiach.
Jake kiwa tylko głową i pogłasza radio. Żeby mnie zagłuszyć?
Reszta drogi przebiega nam w milczeniu. Jedyne co słychać to łomot jakiegoś ambitnego inaczej rapu. W końcu Jake zatrzymuje auto w ciemnej uliczce.
-Gdzie jesteśmy?- rozglądam się wokół siebie zaniepokojona.
Jake przewraca oczami.
-Musimy wejść tylnym wejściem. Inaczej nas nie wpuszczą.
A no tak. Zapomniałabym. Wstęp od osiemnastu lat. Moja wina, że nie urodziłam się dwa lata wcześniej?
Jake przesuwa duży kosz na śmieci zastawiający wejście i daje mi znak ręką, że już mogę wejść. Bez słowa mijam go i wchodzę do środka.
W środku pierwsze co uderza we mnie to jeden wielki hałas, dopiero później zauważam parę obściskującą się z zawziętością przy drzwiach toalety. Zastawiają nam drogę i nie zwracają nawet na nas uwagi dlatego muszę po prostu nad nimi przejść.
-Mogliby po prostu znaleźć sobie jakiś pokój- mówi Jake ze skrzywioną miną.
Potakuję bez słowa i idę dalej. Gdy wychodzę z ciemnego korytarza widzę jeden wielki tłum wijących się w tańcu ludzi. W większości niewiele starszych od nas. Wszyscy są bardzo skąpo ubrani, jedna dziewczyna nawet zrzuciła stanik i właśnie teraz wymachuje nim nad głową.
Marszczę brwi.
-A więc to według ciebie jest ekskluzywny klub?
Jake wzrusza ramionami.
-Żadna różnica pomiędzy innymi. Po prostu tu jest drożej.
Łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą. Kiedy wchodzimy w tłum muszę ścisnąć jego dłoń mocniej z obawy, że zaraz stracę go z oczu. W końcu po kilku minutach trwających wieczność podchodzimy do baru.
-Martini poproszę- rzuca Jake niedbałym tonem.
Barman nawet na niego nie patrzy tylko od razu zabiera się do pracy. Nie pyta o wiek. Pewnie dlatego, że żeby dostać się do Paradise trzeba postać kilka godzin w kolejce i pokazać dowód. Albo mieć jakieś przywileje.
-A ty czego się napijesz? - Jake uśmiecha się do mnie.
-To samo. - opieram łokieć o ladę i zaczynam rozglądać się wokół siebie.
-W takim razie jeszcze jedno! - woła do barmana.
Nagle kładzie dłoń na moim kolanie i zaczyna wypytywać:
-Podoba ci się tutaj?
Wzruszam ramionami.
-Czy ja wiem...jest...dziwnie.
Jake unosi brwi.
-Dziwnie?- powtarza zaskoczony.
Zagryzam wargę, po czym upijam łyk drinka, który barman właśnie podsunął mi pod nos.
-Tu jest taka...dziwna atmosfera.
Jake uderza się w kolano.
-Nie pieprz głupot, Blue. I pamiętaj, że nie zmuszałem cię, żebyś ze mną szła.
Rzucam mu poirytowane spojrzenie.
-Oczywiście. Mam cię dość.
-Akurat- Jake śmieje się zarozumiale.
Zrywam się z miejsca juz bardzo wkurzona.
-Koniec z nami.
Jake śmieje się.
-Co? Jaja sobie robisz?
-Nie. Żegnam.
Jake podnosi się z miejsca.
-Zaraz. Czekaj. Dokąd idziesz?
Nie patrzę na niego, gdy schodze po schodkach.
-Do łazienki. A potem do domu. I nie chcę, żebyś mnie odwozil.
-Ciekawe jak wrócisz.
-Poradzę sobie.
-Jesteś idiotką, Blue. Wiesz o tym?
Ignoruję go i zaczynam torować sobie drogę przez tłum. Ktoś popycha mnie tak mocno, że prawie upadam na ziemię, ale udaje mi się utrzymać równowagę.
Wychodzę z tłumu i idę do łazienki. Łazienka jest pusta, dlatego nie spodziewałam się czegoś takiego.
Gdy chcę już wyjść z łazienki ktoś łapie mnie od tyłu za ręce i popycha na ścianę. Wydaję z siebie zduszony krzyk. Jakiś głos każe mi się zamknąć. Nagle czuję mocne szarpnięcie za włosy i ledwie zdążę zrobić cokolwiek leżę  na zimnej podłodze ze łzami w oczach.
-Zostaw mnie- wrzeszczę, gdy ktoś zaczyna przesuwać rękami po moich nogach.
W górę aż do ud.
Dostaję w twarz za krzyki, których i tak nikt nie słyszy bo muzyka gra za głośno.
Wtedy jednak drzwi łazienki otwierają się i ktoś zaczyna  grozić temu mężczyźnie, który miał wobec mnie jakieś zamiary. Które wcale nie były dobre.
Siadam na podłodze i przyciągam kolana do brody. Trzęsę się.
Nagle ktoś klęka przede mną i mówi coś cicho.
-Wszystko w porządku? - powtarza głośniej.
Podnoszę wzrok prosto na chłopaka, który musi być w moim wieku. Ma czarne włosy, brązowe oczy i kolor skóry taki jakby całe lato przeleżał na plaży.
W Anglii to w ogóle możliwe?
-T...tak- Kiwam głową.
Chłopak pomaga mi wstać.
-Jak  się nazywasz?
Nie powinnam mu tego mówić. Nie jestem aż tak głupia.
-Blue- wykrztuszam z siebie.
-Serio?
-Moi rodzice w przeszłości byli zatwardziałymi hipisami.
Chłopak śmieje się głośno. Zmuszam się do uśmiechu chociaż nadal jestem cała rozstrzęsiona.
-Zayn- przedstawia się krótko.
I tak się wszytko zaczęło.
TERAZ
-Blue, proszę cię podejdź tu do mnie  natychmiast- mój szef Carl woła mnie do siebie. Nie jest to zbyt miły ton. Idę w jego stronę skulona obawiając się najgorszego.
Carl ma dwadzieścia dziewięć lat, przyjechał do Londynu pięć lat temu, gdzie założył swoją księgarnię. Ma tu swoją rodzinę. Żonę i czteroletniego synka Mike'a. Carl jest najlepszym szefem na jakiego mogłam trafić. Ale i on miał chyba dość moich humorów.
-Tak? O co chodzi szefie? - staję przed jego biurkiem ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Carl śmieje się radośnie.
-Szefie?  Blue, odkąd jesteś taka oficjalna?
Uśmiecham się niepewnie.
-Myślałam, że. ..
Carl przerywa mi ruchem dłoni.
-Pomyślałem, że ostatnio dość ciężko pracujesz, bierzesz zmiany Emmy i nie oczekujesz za to żadnej nagrody. A to błąd z twojej strony, kochanie.
Unoszę brwi zaciekawiona.
-To znaczy. ..?
-To znaczy,że zasłużyłas na podwyżkę. I trochę wolnego.
Rozpromieniam się.
-Naprawdę?
-Naprawdę- Carl kiwa głową- Wiem, że życie studenta nie należy do najłatwiejszych, a ty w pełni na to zasłużyłaś.
Obchodzę biurko, żeby go uścisnąc.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. Czasem wystarczy po prostu poprosić. A teraz leć do domu- macha na mnie ręką.
Nie musi mi tego powtarzać dwa razy. Szybko zrzucam z siebie koszulkę z logo księgarni i przebieram się w swoją sukienkę.
Dwadzieścia minut później wpadam do akademika.
-Cara?  Wróciłam! - wołam wchodząc do naszego mieszkania.
Cara leży rozwalona na kanapie w starym dresie. Blond włosy ma związane w bezładny kok, a w dłoniach ściska paczkę chipsów.
-Już?  Tak szybko?
Siadam obok niej i podwijam kolana pod brodę.
-Carl dał mi dwa tygodnie wolnego.
Cara wydaje z siebie radosny okrzyk.
-I co zamierzasz przez ten czas robić?
Wzruszam ramionami.
-Chyba pojadę do rodziców.
Blondynka kiwa głową.
-Na twoim miejscu zrobiłabym to samo.
-Jedziesz ze mną? - pytam opierając głowę na jej ramieniu.
Cara kręci głową.
-Nie. Mam masę roboty w tym tygodniu. Mój szef nie jest tak dobry jak twój. A do tego mam wykłady. Jedź sama. Przynajmniej trochę odpoczniesz.
Uśmiecham się blado i idę do swojego pokoju, żeby się spakować. Wrzucam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i razem z torbą udaję się do salonu.
-Wezmę taksówkę. ..- zaczynam, gdy nagle Cara głośno klnie.
-Kurwa. - kiedy rzucam jej pytające spojrzenie wskazuje na ekran telewizora.
Na którym widać Zayna z jego dziewczyną Perrie Edwards.
Automatycznie siadam obok Cary, która z wzburzoną miną wpatruje się w ekran.
-Wczoraj wokalista zespołu One Direction, Zayn Malik oświadczył się swojej dziewczynie Perrie Edwards z zespołu Little Mix.
Zakrywam usta dłońmi.
-Nie wierzę.
Cara wyłącza telewizor i spogląda na mnie z zaniepokojeniem.
-Nie będziesz płakać, prawda? -potrząsam głową z zaciśniętymi zębami.
Cara oddycha z ulgą.
-To dobrze. Wiesz, może to nie jest prawda. Nie zawsze należy ufać mediom.
-Tak, jasne- splatam ramiona na piersiach i zaczynam chodzić w kółko po pokoju- A może Zerrie to jedna wielka ustawka a on tylko promuje jej zespół.
Cara wzrusza ramionami.
-Ja właśnie tak myślę. Jakoś nie widzę między nimi żadnej miłości. Chyba, że do pieniędzy.
Przewracam oczami.
-Znam Zayna. I wiem, że on by się na coś takiego nie zgodził. Po prostu się w niej zakochał.
Cara parska śmiechem.
 -Zakochał? Zakochany to on był w tobie.
Potrząsam głową.
-Proszę cię, skończmy ten temat.
-Nie rozumiem. Dlaczego ty w ogóle z nim zerwalas?
-Może dlatego, że nie chciałam go ograniczać?  Żeby mógł się rozwijać i będąc na drugim końcu świata nie martwił się o mnie?
Cara zamyka oczy.
-Blue, jesteś idiotką. Jesteś idiotką, że zerwałaś z nim z takiego powodu. Jakoś ta blond lala, Perry czy jak jej tam
-Perrie- poprawiam ją z westchnięciem.
-Panna z kilkutonową tapetą na twarzy- ciągnie Cara niewzruszona- Jakoś ona go nie ogranicza.
Ściskam swoje dłonie.
-No wiesz...może. ..
-Nic nie może, zamknij się wreszcie-Cara macha rękoma poirytowana- Jedź do swoich rodziców i odpocznij od tego wszystkiego.
I właśnie to zamieram zrobić.
***
Albo zamierzałam- myślę gdy po wyjściu z taksówki pierwszą osobą, którą widzę jest Trisha- matka Zayna.
-Blue, słońce- przytula mnie z ciepłym uśmiechem- Co tam u ciebie?  Dawno cię nie widziałam.
Rodzina Malików jest naszymi sąsiadami. To będzie trudny tydzień.
-Dostałam urlop- odpowiadam.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę po czym żegnam się z nią jak najszybciej i idę do domu.
Gdy wchodzę do środka słyszę jakieś dziwne odgłosy.
-O Boże- mruczę pod nosem- Błagam cię Boże, tylko nie to.
Otwieram ponownie drzwi i tym razem mocno nimi trzaskam.
Moja matka wyskakuje z kuchni cała czerwona z krzywo zapietą koszulą i rozczochranymi włosami.
Czy oni robili to na stole?
O, Boże chyba więcej nie zjem tam już nic.
-Blue- rozpromienia się, po czym na jej twarzy pojawia się panika i biegnie z powrotem do kuchni.
Idę za nią.
W kuchni stoi jakiś chłopak niewiele starszy ode mnie, który właśnie spokojnie zapina swoje dżinsy.
-Mamo! - wołam z obrzydzeniem- On mógłby być twoim synem.
Chłopak nawet nie zwraca na mnie uwagi, tylko całuje mamę w policzek i mówi:
-Do zobaczenia, Kathy.
Francuz. Wszędzie rozpoznam ten akcent.
-Nadal jesteś z tatą, prawda?
-Twój ojciec juz dawno przestał się mną interesować. A zresztą, co ty tu robisz?
-Mam wolne- warczę.
Wiedziałam, że z nią i z tatą jest źle. Ale nie, że aż tak.
Odwracam się od niej na pięcie i biegnę na górę do mojego pokoju, w którym na szczęście nic się nie zmieniło.
Słysząc ryk samochodu wyglądam na zewnątrz przez okno. I zamieram. Nie, błagam, nie. Nie po to tu przyjechałam, żeby to wszystko wróciło.


♥♥♥
Hej ;*
Tak to ja z pierwszym rozdziałem. 
Jak juz widać to będzie zupełnie coś innego niż moje pierwsze ff. 
Jak ktoś lubi Perrie ( ja nic do niej nie mam) mam nadzieje ze nie będzie wam przesadzać urazanie jej ;)
Liczę na wasze opinie 
xx
♥♥♥