poniedziałek, 22 czerwca 2015

10

WTEDY

Z początku nie mogę się ruszyć. Nie mogę nic z siebie wykrztusić. Czuję się jakbym wyszła z mojego ciała i przyglądała się tej sytuacji z boku.
Jestem w stanie tylko patrzeć się na nieruchome ciało Vanessy.
Do oczu napływają mi łzy. Próbuję się uspokoić, ale to nadaremne, za moment klęczę nad Vanessą zalana łzami i trzęsąca się jak w gorączce.
–Blue? – jak przez mgłę słyszę głos pani Sherpard.
Powoli podnoszę głowę. Kobieta klęczy obok mnie i sprawdza puls swojej córki. Nie widać po niej żadnych emocji.
–Żyje – rzuca do mnie chłodnym głosem.
Na moment przestaję szczękać zębami.
–Zadzwonię po karetkę – sięga po swój telefon.
Nagle patrzy na mnie z nikłym uśmiechem.
–Dobrze się czujesz?
Nie odpowiadam. Jak ona może teraz pytać o mój stan gdy jej córka właśnie wykrwawia się na śmierć.
–Poproszę karetkę na High Avenue. Sherpard. Córka spadła ze schodów. Puls słaby, ale wyczuwalny. –  jej głos jest chłodny, rzeczowy.
Po krótkiej rozmowie dziekuje i kładzie mi dłonie na ramionach.
–Co tu się stało? Blue?
Z ociąganiem podnoszę na nią wzrok.
–Pokłóciłyśmy się – szepczę.
Pani Sherpard kiwa głową.
–To akurat wiem,  skarbie. I co dalej?
–Vanessa kazała zrobić mi coś czego nie chciałam. Próbowała mnie do tego zmusić. – spoglądam na jej nieruchome ciało.
Z trudem przypominam sobie dalszy rozwój wydarzeń.
–Chciałam. ..wyjść. A ona...złapała mnie za ramiona i nie chciała puścić
...popchnęła mnie, ale ja złapałam się jej i to ona spadła ze schodów.
Urywam i ukrywam twarz w trzęsących się dłoniach.
Matka Vanessy z westchnięciem przyciąga mnie do siebie i całuje w czubek głowy.
–To był wypadek, Blue. Nawet nie waż się za to obwiniać.
Zmuszam się do uśmiechu chociaż ledwo widzę przez łzy.
–Dobrze?
Po chwili wahania kiwam głową.
–Dobrze.
***
   W szpitalu lekarz stwierdza, że Vanessie nic się nie stało. Musi tylko trochę odpoczywać.
Dosłownie czuję jak spada mi kamień z serca.
–Wszystko będzie dobrze. – mówi pani Sherpard ściskając mnie, gdy zalewam się łzami.
Chcę jej wierzyć. Naprawdę chcę jej wierzyć.
Ale wiem, że to raczej niemożliwe. Nic nie będzie dobrze, dopóki Vanessa nie pójdzie na odwyk. Dopóki nie powiem wszystkim przez kogo zaczęła brać.
Dwie godziny później wracam do domu. Nawet nie zajrzałam do Vanessy. I nawet nie wiem dlaczego. Powinnam poczuwac się do tego jak do obowiązku, ale...po prostu nie mogę
Chyba z obawy, że będzie chciała mnie oskarżyć o próbę morderstwa czy coś w tym stylu. To znaczy: w stylu Vanessy Sherpard.
Godzina jest już późna, więc nic dziwnego, że mój ojciec wrócił już z pracy. Zmęczona witam go całusem w policzek. Ojciec uśmiecha się równie wyczerpany po całym dniu pracy i pyta się jak minął mi dzień.
Zbyt dużo rzeczy, żeby opowiedzieć to w dziesięć minut.
–Dzień jak co dzień. Nic ciekawego – mówię zamiast tego.
Pewnych tematów lepiej w moim domu w ogóle nie poruszać.
***
Następnego dnia w szkole jestem bardziej niż umierająca ze zmęczenia . Dostrzega to każdy, kto nie jest ślepy. Chociaż pewnie nawet ślepy by to zauważył, gdybym półprzytomna wpadła na niego z impetem.
–Byłaś na jakiejś imprezie czy co? – podczas przerwy na lunch Cara przygląda mi się z podejrzliwością.
–Co? - rzucam jej pytające spojrzenie, po czym gwałtownie potrząsam głową – Nie, nie. Po prostu nie mogłam spać.
Cara unosi znacząco brwi.
–Czyżby to Zayn tak spędzał ci sen z powiek?
Momentalnie się rozbudzam.
–Przestań. Wiesz, że to nieprawda. –  mimo tego nie mogę powstrzymać uśmiechu.
–A jednak – blondynka szturcha mnie z piskiem w żebro.
Wydaję z siebie cichy jęk, ale Cara mnie totalnie zlewa.
–Żądam szczegółów. Co, gdzie, kiedy i jak.
Wzruszam ramionami.
–Wczoraj. U niego w domu. Pracowaliśmy nad naszym projektem.
Cara marszczy brwi.
–Nieprawda.
Potrząsam głową ze śmiechem.
–Prawda. Na szczęście.
Moja przyjaciółka przewraca oczami.
–No dobra. Niech Ci będzie. Właśnie sobie przypomniałam. .. Vanessa leży w szpitalu, wiesz o tym?
Śmiech momentalnie zamiera mi na ustach. Cała się spinam.
–Nie - szepczę
Cara ignoruje moje odrętwienie i mówi:
–Dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem. Spadła ze schodów. Przymierzała nowe szpilki i...no cóż. ..wypadki się zdarzają, prawda?
Czyli nic nie powiedziała. To znaczy, że chce zachować to w tajemnicy. Tylko po co? Znając Vanessę musi mieć w tym jakiś ukryty cel. Nawet gdyby jej matka kazałaby jej nie odzywać się na ten temat, to ona na pewno nie zatrzymałaby tego tylko dla siebie.
–Mówiła coś jeszcze? –pytam
Gdyby Cara tylko spojrzała w dół zobaczyłaby jak moje dłonie mocno ze zdenerwowania gniotą materiał spódnicy. Na szczęście blondynka jest wpatrzona w swój budyń waniliowy.
–Nie. - potrząsa głową – Nie chce, żebyśmy ją odwiedzały. Twierdzi, że wygląda okropnie. Przesadza jak zwykle.
Kiwam głową odwracając wzrok.
–Do ciebie nie dzwoniła? – dziwi się Cara – Myślałam, że to zrobiła.
–Nie.
Blondynka unosi brwi.
–Cóż. ..trochę dziwne. ..
Nabieram powietrza i łapię Carę za rękę tak szybko i gwałtownie, że aż podskakuje na swoim miejscu.
–Mam do ciebie prośbę.
Blondynka uśmiecha się do mnie szeroko.
–Jasne, skarbie.  Mów śmiało.
Przez chwilę rozglądam się wokół siebie wahając się czy w ogóle jej to powiedzieć.
–Nie mów Vanessie, że wiesz o jej odwyku, dobrze? –  proszę ją ściszonym głosem.
–Dlaczego? – Cara wygląda na szczerze zdziwioną.
Zagryzam wargę.
–Bo Vanessa wcale nie chce, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
–Masz na myśli: możesz wiedzieć tylko ty bo jesteś lepsza czy co? – głos Cary jest chłodny.
Taki obcy.
–Nie, nie. Oczywiście, że nie – protestuję szybko – Też nie powinnam o tym wiedzieć. Dowiedziałam się praktycznie przez przypadek. ..
–Akurat. – Cara zrywa się z krzesła strącając przy tym moją dłoń ze swojego kolana.
–Dokąd idziesz? – wstaję za nią, ale ona piorunuje mnie wzrokiem.
–Muszę pobyć sama. – warczy.
Próbuję się uśmiechnąć i udać głupią.
–Jasne. Jeśli chcesz. ..
Cara tylko kiwa głową z grobowym wyrazem twarzy po czym obraca się na pięcie i odchodzi szybkim krokiem.
Opadam bez sił na swoje krzesło. Rozumiem, że mogła być zła, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
No,cóż. ..porozmawiam z nią jeszcze później.
***
    Cara przez cały dzień stara się mnie unikać. I chociaż twierdziła, że musi pobyć sama to mimo tego wszędzie łazi z Emily. A ta zachowuje się jakby dzięki temu stała się nie wiadomo kim i chodzi napuszona jak paw. Obserwując je ze szkolnej ławki prycham cicho. Przecież ona nawet nie umie porządnie sobie ust pomalować. Zawsze jej się kleją i musi wyjść poza linię swoich wąskich warg. Nic już nie powiem o jej włosach o kolorze siana. I strukturze siana. Jej włosy zawsze wyglądają na nieuczesane. A to jak się ubiera...
    Hmm...może jestem po prostu zazdrosna o swoją najlepszą przyjaciółkę. Mam nawet takie momenty, gdy chcę biec za nią i błagać ją na kolanach, żeby ze mną porozmawiała, ale bez przesady, trzeba mieć trochę godności.
Której Emily nie ma za grosz.
     Siedzę właśnie na schodach przed szkołą i z wielką uwagą przeglądam coś w swoim telefonie. Wcale nie chcę wracać do domu. W normalny dzień poszłabym z Carą na kawę albo do kina. Ale to nie jest normalny dzień.
–Zayn! – nadstawiam uszu na dźwięk imienia chłopaka wołanego przez jakąś dziewczynę.
Pewnie Norę.
–Idziesz z nami? – proszę, proszę, to nawet pan Malik posiada życie towarzyskie.
Co z tego, że spotyka się z kompletnymi frajerami.
–Nie, ja dzisiaj...nie mogę – odkrzykuje, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że stoi dosłownie za mną.
Albo  nawet nade mną.
Powstrzymuję usilną chęć odwrócenia się.
–Blue? – cholera by go wzięła.
Jęczę cicho.
–Możemy poudawać, że to nie ja? – pytam nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
Zayn śmieje się.
–Możemy. Mogę usiąść? – nie czekając na odpowiedz siada obok mnie – Co tu robisz sama? Nie powinnaś być teraz z Carą i planować zniszczenie czyjegoś ego?
–Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne – mruczę pod nosem – Cara ma...inne zajęcia. A ty nie powinieneś teraz latać za Norą?
Zayn marszczy brwi.
–Nora i ja to skończony temat.
Wcale mnie to nie obchodzi. Wcale.
–Przykro mi. – mówię całkowicie nieszczerze.
–A mi nie - odpowiada Zayn, w przeciwieństwie do mnie bardzo szczerze- Chcesz gdzieś iść?
Kręcę głową. Dopiero później uświadamiam sobie, że on chce ze mną iść. To znaczy...gdzieś mnie zaprosić. To znaczy...randka?
Cholera.
–Szkoda – Zayn wzdycha ciężko i juz zaczyna się podnosić.
–Nie– zatrzymuję go gwałtownie – W sumie. ..nie mam nic do roboty. Możemy gdzie iść.
Zayn rozpromienia się w uśmiechu.
–Świetnie, że zmieniłaś zdanie –  podaje mi rękę i pomaga wstać – Nie pożałujesz tego.
No, ja mam nadzieję.
TERAZ
Idę przez ciemny las oświetlając sobie drogę nikłym światłem z telefonu. Gdy coś porusza się w krzakach, a dzieje się to dość często klnę i panikuję. Potem nakazuję sobie spokój i ruszam dalej. Po czym znowu tracę czas na szukanie w krzakach czegoś co spowodowało hałas.
W końcu dostrzegam znajomą drewnianą konstrukcję zawieszoną na dwóch starych drzewach.
–Zayn? – wołam cicho.
Prawdopodobnie dlatego, że boje się jakiegoś mordercy z siekierą, który nagle wyskoczy zza drzewa. Zbyt  dużo horrorów. Muszę je ograniczyć. Zdecydowanie.
–Zayn? – wołam ponownie.
–Tutaj – zadzieram głowę do góry słysząc jego głos.
Macha mi z ponurym uśmiechem na twarzy.
–Cześć.
Mam ochotę czymś w niego rzucić.
–Wejdź– zsuwa mi drabinkę, która zauważam z ulgą jest o wiele stabilniejsza od tej sprzed kilku lat.
Wchodzę na górę. Zayn siedzi na podłodze domku i wpatruje się w dach, w którym jest  dziura, przez którą widać niebo osiane gwiazdami.
–Czego chcesz? – staję przed nim z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.
Zayn odrywa wzrok od gwieździstego nieba i spogląda na mnie.
–Musimy pogadać.
–I po to ściągasz mnie właśnie tu?
–Potrzebujemy prywatności.
–Prywatność masz równie u siebie w domu.
–Problem w tym, że nie.– ucina Zayn – Usiądź.
Spełniam jego polecenie i siadam na zielonym kocyku, który rozłożył na podłodze.
–Mam...pewne problemy – zaczyna nie patrząc na mnie.
–Wiem.
Chłopak kieruje na mnie zaskoczone spojrzenie.
–Co? Jak to wiesz? Co wiesz?
– Masz problemy z narkotykami – szepczę.
Zayn zamyka oczy.
–Skąd wiesz? Ach, tak – wali pięścią w podłogę.
Wzdrygam się przestraszona.
–Niall ci powiedział, tak? – zaciska pięści – On zrobi wszystko, żebyś tylko zwróciła na niego uwagę.
–To nie Niall – wtrącam ostrym głosem – Sama znalazłam narkotyki w twoim pokoju. A Niall chce ci pomóc. Tak samo jak ja.
–Wątpię, czy ktokolwiek jest mi w stanie pomóc. – mruczy Zayn pod nosem.
–Nie mów tak– prycham – Ludzi można wyciągnąć z o wiele większego bagna.
–Blue – czuję na sobie wzrok Zayna – Cieszę się, że tak myślisz, ale to nieprawda. Oboje o tym wiemy.
Patrzę mu prosto w oczy.
–Nie pozwolę, żeby kolejna osoba, którą kocham stoczyła się na samo dno. Nie kiedy ja stoję obok.
Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego co powiedziałam.
–Kochasz mnie? – pyta Zayn.
W jego oczach widzę bezbrzeżne zdumienie.
Kręcę głową.
–Wiesz, że nie to miałam na myśli.
Zayn spuszcza na chwile wzrok.
–Doskonale wiem.
Kiedy tak patrzy bez słowa w niebo musze coś powiedzieć. Nawet jeżeli miałoby to zmienić życie nam obojgu.
–Nie wiem, okej?  Nie wiem czy cie kocham. Próbuję się przekonać, że nie, ale sama wiem, że się okłamuję. Nie potrafiłam o tobie zapomnieć przez trzy lata. Chociaż nie powiem, że nie próbowałam. Kiedy znalazłeś sobie dziewczynę niedługo po naszym rozstaniu, w końcu to było naprawdę niedługo. ..próbowałam sobie ułożyć na nowo życie. Próbowałam. ..o Boże, umawiać się z innymi facetami, ale to nie wychodziło. Nadal nie wychodzi. Bo chociaż jak cholera chciałabym umówić się z Niallem...nie mogę, po prostu nie mogę. Nie chce też go wodzic za nos i udawać, że coś z tego będzie bo dobrze wiem, że nic nie będzie. I chociaż z jednej strony posłałabym Perrie w diabły, to wiem, że jesteś z nią szczęśliwy i nie mogę ci tego zrobić. Więc, może cię kocham. Tak naprawdę sama nie wiem. Byłoby łatwiej gdybyś się tu nie zjawiał. Gdybym mogła udawać, że nie istniejesz. Dla nas obojga byłoby lepiej. Ja... –  urywam gwałtownie.
Powiedziałam o wiele za dużo. Powinnam trzymać język za zębami. Ale, nie bo przecież zawsze muszę z siebie wszystko wyrzucić. Jakby innych to interesowało.
Po kilku minutach ciszy ośmielam się spojrzeć na Zayna.
Chłopak przygląda mi się z lekko otwartymi ustami.
–Zapomnij o tym– mruczę czerwona jak burak – Po prostu zapomnij.
Zayn potrząsa głową.
–Wcale tego nie zrobię. Nawet nie mam takiego zamiaru.
Głos zamiera mi w gardle.
–Nie kocham Perrie. Ile razy mam to jeszcze powtarzasz? –  nagle bierze mnie za rękę i splata palce z moimi palcami – Teraz musisz mnie wysłuchać. Uważnie.
Niepewnie kiwam głową nadal zszokowana swoim wybuchem.
–Przy podpisywaniu umowy z naszym zarządem podpisywaliśmy także taki druczek, że będziemy musieli promować innych artystów. Nie było napisane w jaki sposób- śmieje się bez cienia wesołości w głosie – I wtedy do X Factor przyszły cztery dziewczyny. Złączono je w zespół, wygrały program, ale to było za mało. Dostały ten sam zarząd co my. Nadal nie były sławne. I wtedy kazali mi zacząć się z nią spotykać.
–Zaraz- – wtrącam – To znaczy: kazali ci spotykać się z jakąś nieznajomą laską, żeby wypromować jej zespół.
–Tak – Zayn kiwa głową i mocniej ściska moją dłoń –  Spotykaliśmy się publicznie, robiliśmy wspólnie zdjęcia, gdy była taka potrzeba. Little Mix wydawały nowy singiel lub ruszała ich trasa koncertowa. Otrzymywałem wtedy telefon, co i jak, gdzie mamy się spotkać, gdzie będą paparazzi. Oczywiście nam za to płacili.
–Umawiasz się z nią za pieniądze? – przerywam mu oszołomiona tym nadmiarem  wiadomości.
–Nie.– Zayn potrząsa głową – To nie tak. Nie mogę nic zrobić. Musze się zgadzać na każdy ich warunek, bo jak nie to... – urywa na moment
–To co?– rzucam mu pytajace spojrzenie.
–To zostanę wyrzucony z zespołu – kończy ponuro.
***
–Nie mogą cię tak po prostu wyrzucić. Ludzie będą potrzebować odpowiedzi.
Zayn wzrusza ramionami.
–Powiedzą prawdę. Ze jestem uzależniony.
Kręcę głową. Nie mogę w to uwierzyć. To wszystko co mówi. ..nie.
–Blue. – Zayn kładzie mi rękę na kolanie – To się kiedyś skończy. Musi się skończyć. Niszczą życie, nie tylko mnie i Perrie. ..
–Ona wygląda na całkiem zadowoloną z tego, że zostaniesz jej mężem – mówię zdławionym głosem.
Zayn zagryza wargę.
–Ona tak. Ja nie. Ale chodzi o to, że niszczą życie kolejnej dwójce.
Marszczę brwi.
–Komu?
–Harremu i Louisowi. – mówi Zayn po chwili milczenia.
Patrzę na niego jak osłupiała.
–Co? To znaczy?  O mój Boże, oni naprawdę są razem?
Zayn kiwa głową.
–Naprawdę.
–Cholera – kwituję – To straszne. To znaczy fajnie, że są razem, ale to straszne przez co muszą przechodzić. Louis musi się pokazywać z dziewczyną, której nie kocha, a Harry ciągle jest uznawany za największego podrywacza świata, gdy tymczasem nawet nie lubi kobiet. O Boże.
Jak oni mogą tak żyć? Jak my możemy tak żyć pozwalając ludziom na niszczenie życia innym ludziom?
–Dobrze się czujesz? – Zayn spogląda na mnie z troską.
–Zbyt wiele informacji naraz – zartuję.
–Jest jeszcze coś.
–Co? Niall nie jest Irlandczykiem? Liam umawia się z Barackiem Obamą?
Zayn śmieje się głośno.
–Nie.– zagryza wargę patrząc mi prosto w oczy – Kocham cię.
Gapię się ją jego bez słowa.
–Nie.
–Tak.
Przyciąga mnie do siebie i całuje.
Cholera.


poniedziałek, 8 czerwca 2015

9

WTEDY
Tydzień po tym jak mama oskarżyła mnie o branie narkotyków Zayn postanawia, że musimy w końcu wziąść się do roboty i zacząć pracować nad naszym projektem. I chociaż nie mam na to najmniejszej ochoty muszę się zgodzić. W końcu tu chodzi o moją semestralną ocenę.
-Dzień dobry- niepewnie spoglądam na kobietę, która otworzyła mi drzwi. Jest dość wysoką, szczupłą brunetką o brązowych oczach.
Niech zgadnę. Matka Zayna?
-Ja...jest Zayn? - pytam jąkając się.
Kobieta uśmiecha się do mnie ciepło po czym kiwa głową.
-Tak, jest. Ty skarbie, pewnie jesteś Blue?
Potakuję.
Matka Zayna uchyla szerzej drzwi i przesuwa się na bok zapraszając mnie tym do wejścia.
Więc wchodzę. W środku domu jest bardzo przytulnie choć skromnie. Ale o wiele lepiej niż w moim zimnym pozbawionym osobowości mieszkaniu.
-Zayn jest u siebie. Napijesz się czegoś? -z zamyślenia wyrywa mnie głos matki Zayna.
-Tak, chętnie- kiwam do niej głową z uśmiechem.
Kobieta odwzajemnia uśmiech po czym znika w kuchni. Odwracam się do schodów i juz chcę na nie wejść, gdy uświadamiam sobie, że nie powiedziała mi gdzie jest pokój jej syna.
Niezręczną sytuację ratuje Zayn we własnej osobie pojawiający się na szczycie schodów.
-Nie gap się tak tylko chodź za mną. - rzuca odwracając się.
Przewracam oczami. Zachowuje się jakby był ode mnie lepszy. A w końcu to on mieszka w małym domu, a jego ciuchy pochodzą z second- handu.
Kiedy z kuchni wychodzi matka Zayna momentalnie robi mi się wstyd, że w ogóle tak pomyślałam. W końcu nie jestem Vanessą.
"Ale wy obie jesteście siebie warte"- odzywa się głos w mojej głowie
I ma kurwa, pieprzoną rację.
-Już idę- z warknięciem spełniam jego polecenie.
Dupek.
Zayn zatrzymuje się przed drzwiami oklejonymi żółtą taśmą ostrzegawczą.
Unoszę brwi.
-Ty tak na serio?
Zayn kiwa głową nawet na mnie nie patrząc.
-To wyszło z mody jakieś pięć...- Zayn unosi dłoń przerywając mi tym wpół słowa.
-Nic mnie to nie obchodzi.
-Pieprz się- mruczę pod nosem- Chciałam pomóc.
-Twoja pomoc ogranicza się do rzeczy zupełnie niepotrzebnych i nieprzydatnych, Blue- mówi wpuszczając mnie do środka.
Piorunuję go wzrokiem.
-Jesteś przemiły- burczę siadając na krześle obok jego biurka.
Ściana naprzeciwko jest cała oklejona rysunkami. Naprawdę świetnymi rysunkami.
-Kto to narysował? - kieruję na niego zaciekawione spojrzenie.
Zayn unika mojego wzroku.
-Gdybym ci powiedział wątpię, żebyś uwierzyła.
Zirytowana potrząsam głową.
-Nie doceniasz mnie.
-Bierzmy się już. ..- zaczyna, ale ja mu przerywam.
-Powiedz mi.
Nic.
-Zayn- szarpię go za ramię.
Natychmiast się ode mnie odsuwa.
-Blue, nie zachowuj się jak kompletne dziecko. - mimo ostrego tonu na jego twarzy pojawia się nikły uśmiech.
-Powiedz mi- marudzę.
W końcu chyba ma mnie dość bo wyszarpuje dłoń z mojego uścisku i odpowiada pod nosem.
-Ja.
-Co ty?- wyciągam nogi na krześle tak daleko, że stykają się z jego łydkami.
Chłopak nie reaguje. Patrzę mu prosto w oczy. On zresztą też patrzy w moje mówiąc:
-To moje rysunki.
Rozdziawiam usta.
-Serio?
Zayn potakuje.
-Serio.
Zdając sobie sprawę z tego jak teraz muszę głupio wyglądać zamykam usta.
-Wow- mruczę pod nosem- Są naprawdę niezłe.
Chłopak spuszcza wzrok.
-Dzięki- odmrukuje-A teraz możemy się już wziąść do pracy?
Kiwam głową.
Pracujemy nad projektem dobre pół godziny, gdy dzwoni mój telefon.
Zayn piorunuje mnie wzrokiem. Ignoruję dzwoniący telefon. Po chwili jednak dzwoni znowu.
-Odbierz ten cholerny telefon. Zrobisz przysługę nam obojgu. -burczy nie podnosząc głowy znad książki.
Bez słowa zaczynam grzebać w torebce w poszukiwaniu mojej komórki. Na wyświetlaczu widnieje zdjęcie Vanessy.
Czego ona chce?
-Halo? - odbieram.
-Jesteś sama? - pyta Vanessa ściszonym głosem.
Zerkam na Zayna, którego całkowicie pochłonęła biografia jakiegoś alchemika.
-Tak. -mówię wstając z miejsca i podchodząc do okna.
-To dobrze. Musimy pogadać, Blue.
-Jasne.
-Nikt nie może się dowiedzieć o tym odwyku, jasne?
-Przecież wiem. Van...
-Nie. Mówiąc "nikt" mam dokładnie to na myśli. Nawet Cara.
-Ale...
-Obie nie chcemy kłopotów, prawda? - pyta przesłodzonum głosem.
Zupełnie jak nie ona. Nie. Poprawka.  To po prostu Vanessa Sherpard, która już nie jest twoją przyjaciółką.
Czyli taka, którą znają wszyscy.
Spoglądam przez ramię na  Zayna, który nawet nie udaje zainteresowania moją rozmową.
-Czego chcesz? - ściszam głos.
Tak jak myślałam. Zayn ani drgnął.
-Twojego milczenia. Tylko tego. Jesteś w stanie mi go zapewnić?
Czy jestem?  Sama nie wiem.
-Przekonasz moją mamę, żeby nie wysyłała mnie na odwyk. Powiesz, że to ty mnie do tego zmusiłaś.
Otwieram szeroko oczy.
-Co?
-Powiesz, że to wszystko twoja wina. Bo tak jest. Prawda?- cedzi do słuchawki telefonu.
Przełykam ciężko ślinę.
Może się naćpała. Może mówi tak bo w jej mózgu szaleje dzika impreza?
-Vanessa. ..- zaczynam- Pomyśl o...
-Nie będę o niczym myśleć! -dziewczyna wrzeszczy tak głośno, że aż się wzdrygam- Ja już wszystko sobie przemyślałam, Blue. Zaraz masz u mnie być. Masz przekonać moją mamę, że nie biorę.
Po tych słowach rozłącza się.
Ściskam w dłoni komórkę gapiąc się przed siebie. Mam nikomu nie mówić. Nawet Carze. Problem w tym, że jej już powiedziałam.
"Nie chcemy mieć problemów, prawda? "
To ona podrzuciła mi te narkotyki do kosmetyczki. Nie żebym wcześniej jej nie podejrzewała, ale teraz wiem, że wcale nie zrobiła tego przez przypadek. Musiała mi je wrzucić, gdy będąc u niej w pokoju wyszłam na moment do łazienki.
-Suka- mruczę pod nosem.
Zayn odrywa się od książki.
-Mówiłaś coś?
Patrzę na niego przez dłuższą chwilę.
-Tak.- wykrztuszam w końcu- Zapomniałam, że jestem umowiona. Muszę lecieć.
-Teraz? - chłopak rozkłada ręce- To sobie moment wybrałaś, Davis.
-To moja wina, tak wiem. Obiecuję, że to naprawię, ale teraz naprawdę muszę iść.
Zayn wstaje z miejsca.
-Kwestia życia i śmierci, co?
-A żebyś wiedział. - zagryzam wargę i chwytam rączkę mojej torby- Do jutra.
-Na razie- mówi cicho siadając z powrotem na krześle.
Jestem naprawdę zdziwiona jego zachowaniem. Oczekiwałam raczej wyrzutów typu: " sam tego nie zrobię", "jeśli chcesz, żeby uważali cię za dorosłą sama się tak zachowuj, Davis". A tymczasem...był po prostu miły.
-Nareszcie- Vanessa nie wygląda na zadowoloną z mojego widoku.
Raczej na zniecierpliwioną zbyt długim czekaniem.
Bez słowa wsuwam się do środka. Vanessa zamyka drzwi po czym staje przede mną, pochyla się i opiera ramiona po obu stronach mojej głowy.
-Powiedziałaś komuś?
Z początku chcę powiedzieć, że Cara wie, ale z obawy o to jak Vanessa na to zareaguje kręcę tylko głową.
-To dobrze- warczy dziewczyna odsuwając się ode mnie- Moja mama jest na górze.
Odwraca się ode mnie. Gdy idzie po schodach jej czarne włosy kołyszą się w obie strony. Po minucie zatrzymuje się przed drzwiami sypialni swojej matki.
-Idź.
Patrzę na nią zaskoczona.
-Mam to zrobić teraz?
Brunetka przewraca oczami.
-A niby kiedy? Czym szybciej tym lepiej.
-Nie jestem na to gotowa. Muszę sobie ułożyć jakąś historyjkę. ..
-Zamknij się- syczy Vanessa prosto w moją twarz- Teraz jesteś takim tchórzem, co? Teraz?
Rzucam jej wściekłe spojrzenie.
-To co robisz ty to po prostu szantaż.
-A to co zrobiłaś ty to co? Bo chyba nie dałaś mi narkotyków z czystej sympatii co?
Patrzymy się sobie w oczy przez dłuższą chwilę.
-Nie sądziłam, że jesteś aż taką suką.
Vanessa śmieje się pod nosem.
-O, nie kochana. Ty mnie chyba jeszcze nie znasz.  Potrafię być o wiele gorsza. Nie chcesz tego zrobić?  Proszę bardzo. Ale przyrzekam ci, że popamiętasz mnie na zawsze.
Przerażona jej głosem patrzę jej w oczy. Kiedy zauważam, że czerń jej źrenic pochłoniła szarość jej tęczowek uśmiecham się do siebie.
-Van, ty jesteś kompletnie naćpana. Nie wiesz co się wokół ciebie dzieje. Może naprawdę ten odwyk ci się przyda.
Już odwracam się z zamiarem zbiegnięcia po schodach, gdy nagle Vanessa łapie mnie za tył swetra i pociąga do siebie. Momentalnie tracę równowagę, ale zamiast złapać się poręczy łapię się mocno Vanessy. Dziewczyna jest tak wściekła, że chyba tego nie zauważa i popycha mnie. Ja jednak tylko upadam uderzając się łokciem o kant schodka, a ona stacza się po nich uderzając się głową o każdy kolejny schodek. Nagle wydaje z siebie głośny krzyk i z całym impetem uderza o podłogę.
Podrywam się z miejsca.
-Vanessa? - gdy do niej dobiegam zauważam, że jest nieprzytomna.
A na panelach pod jej głową zaczyna pojawiać się kałuża krwi.
TERAZ
-Mam ochotę na jakiegoś drinka. Drogiego drinka- mówi Cara siedząc na stołku przy blacie stołu w niedzielny poranek.
-To miasto to upadła dziura. Nie znajdziesz tu ekskluzywnych klubów jak w Londynie.
Mama głośno odchrząkuje i rzuca mi znaczące spojrzenie.
-Trochę szacunku, Blue. W końcu obie się tu wychowałyscie.
-Niestety zbyt późno zrozumiałyśmy, że to miasto to upadła dziura- mruczę pod nosem.
Cara chichocze i zatapia nos w pudełku ciastek owsianych.
Posyłam jej szeroki uśmiech.
-A jak tam Twoje miłosne sprawy?- mama szturcha blondynkę ramieniem- Masz kogoś?
Cara kręci głową.
-Niestety, ale ja nie mam takiego szczęścia do miłości jak pani córka.
Piorunuję ją wzrokiem.
-Zamknij się z łaski swojej, Oliver.
-Widzi pani? - Cara patrzy na moją mamę- Tak zachowują się zakochane kobiety. Nic je nie obchodzi.
Kręcę głową z politowaniem.
-Blue kręci teraz z tym Niallem z One Direction- szepcze mama konspiracyjnie do mojej przyjaciółki.
-Mamo!- wołam z oburzeniem.
Ta tylko niewinnie wzrusza ramionami.
Cara rzuca mi zdumione spojrzenie.
-To prawda?
Potrząsam głową.
-Niall był u mnie w domu. Tylko raz. A mama od razu musi stwierdzać wielką miłość.
-Zayn nie jest zazdrosny? - blondynka puszcza do mnie oko.
Mam ochotę dać jej w twarz.
-Ile razy mam ci powtarzać, że on jest zaręczony. Mało tego: planuje ślub.
Mama podnosi wzrok znad czytanego magazynu.
-Tak się składa, że rozmawiałam wczoraj z Trishą. Powiedziała, że wcale nie jest zadowolona z tego ślubu.  Że Perrie jest dla niej miła tylko, gdy wokół są kamery.
Cara kiwa potwierdzająco głową.
-Mówiłam ci Blue.
Przewracam oczami i wstaję z miejsca.
-Wychodzę.
-Dokąd? - wrzeszczy za mną Cara.
-Nie wiem. Muszę się przejść.
I tak robię. Spaceruję sobie po prawie całym mieście przez ponad dwie godziny. W końcu,  stwierdzam, że już ochłonęłam i mogę wracać do domu. Gdy przechodzę obok domu Zayna moich uszu dochodzi dość głośna rozmowa.
-Za kogo ty się uważasz? - czy to Jade?
-Nie zamierzam się tu marnować. I tobie radzę to samo.
-Niszczysz mu życie. On wcale nie chce za ciebie wyjść.
-Ale nie ma innego wyjścia.
-Jesteś popieprzona- mówi Jade.
Przez chwilę panuje głucha cisza.
-Wynoś się stąd- warczy Perrie.
- Właśnie chciałam to zrobić- odwarkuje Jade.
I cisza. Obie chyba wracają do domu. Stoję jeszcze moment przed zywoplotem, za którym się schowałam po czym ruszam w kierunku mojego domu. I właśnie wtedy zza furtki wypada Jade z niebieską walizką w ręku.
-Hej- na mój widok przystaje z szerokim uśmiechem na twarzy.
Odwzajemniam uśmiech.
-Hej. Wyjeżdżasz?
Jade ze smutkiem kiwa głową.
-Pokłóciłam się z Perrie. Powiedziała, że. ..a zresztą nieważne. - spogląda na mnie niepewnie- Wcale nie chcę wracać. Ledwo przyjechałam i...- spuszcza wzrok
Do głowy przychodzi mi głupi pomysł.
-Możesz zostać u mnie.- wyrzucam z siebie szybko zanim zmienię zdanie.
Jade patrzy na mnie wyraźnie zaskoczona moją propozycją, ale zaraz jej twarz rozjaśnia słodki uśmiech.
-Naprawdę?
Kiwam głową.
-Ale nie będę przeszkadzać? - pyta.
-Absolutnie. Moja mama uwielbia tłumy w domu. Cara się ucieszy.
Na wzmiankę o Carze Jade uśmiecha się jeszcze szerzej.
-Wiesz co? Może to i dobry pomysł.
Kiwam głową.
-Tylko czy na pewno nikomu nie przeszkadzam? - upewnia się.
Bez słowa łapię ją za rękę i ciągnę w stronę domu. Jadę jest tak zaskoczona, że nawet nie protestuje.
Kiedy wpuszczam ją do środka rozgląda się wokół siebie z zaciekawieniem.
-Ładnie- kwituje z uśmiechem.
-Dzieło mojej mamy. Chodź pokażę Ci gdzie będziesz spała. - biorę jej walizkę, która okazuje się zaskakująco lekka i prowadzę ją w górę po schodach.
Zatrzymuję się przed pokojem gościnnym.
-Proszę bardzo- otwieram przed nią drzwi.
Jade bez wahania wchodzi do środka. Okręca się wokół siebie po czym posyła mi pełen wdzięczności uśmiech.
-Naprawdę, bardzo Ci dziękuję, Blue.
Opieram się o framugę drzwi.
-Nie masz za co.
Jade siada na krawędzi łóżka i spogląda w okno.
-A...gdzie śpi Cara?
-Ze mną. To znaczy w moim pokoju.
Gdy dziewczyna rzuca mi dziwne spojrzenie dodaję szybko:
-Jesteśmy blisko. To znaczy...nie tak blisko. Przyjaźnimy się od małego.
Jade kiwa głową.
-Rozumiem.
I właśnie wtedy w korytarzu zjawia się Cara w samej bokserce sięgającej do połowy uda.
-Boli mnie tyłek po tym wczorajszym ćwiczeniu- jęczy łapiąc się za pośladek- Ale w końcu chcę mieć jakieś kształty, prawda? - staje obok mnie i dopiero wtedy zauważa Jade
Wytrzeszcza oczy. Wzrok Jade prześlizguje się po nagich nogach mojej przyjaciółki.
Cara momentalnie wyrywa się z odrętwienia. I niemal wybiega z pokoju cała czerwona.
-Co jej się stało? - Jade patrzy za nią ze zdziwieniem.
Wzruszam ramionami.
-Cara jest dość. ..wstydliwa.
 -Powiedz jej, że nie ma czego. - Jade mruga do mnie
Gdyby tylko wiedziała. .. Pewnie nie byłoby jej tak do śmiechu.  I wątpię czy chciałaby tu zostać.
- To ja może zrobię coś do picia- zmuszam się do uśmiechu i wychodzę z pokoju.
***
Wieczorem siedzimy we cztery w salonie. Każda z drinkiem roboty mamy w ręce.
- Śpiewasz w tym zespole, prawda? - pyta mama Jade.
Dziewczyna potakuje.
-Tak. Little Mix. Razem z Perrie.
Mama odstawia kieliszek z drinkiem na bok.
-Przyjaźnisz się z nią?
Jade kiwa głową.
-Tak. W pewnym sensie musiałysmy. Nie mogłybyśmy być wtedy w jednym zespole.
Mama macha ręką.
-Och, kochana. Nawet nie wiesz co przeżyłam w swoim życiu.
Na twarzy Jade pojawia się szeroki uśmiech.
-Wierzę- po czym jej wzrok ucieka w stronę Cary, która uparcie wgapia się w zawartość swojego kieliszka.
Marszczę brwi.
Nagle mama wstaje ze swojego miejsca przeciągając się.
-Już zrobiło się późno. Chyba pójdę się położyć- odchodząc rzuca mi znaczące spojrzenie.
-Ach, rzeczywiście- zrywam się z miejsca- Wy zostajecie?
Cara i Jade zgodnie potakują. Nie mogę powstrzymać uśmiechu.
-W takim razie dobranoc.
Idę do swojego pokoju. Tam kładę się na łóżku i zaczynam czytać książkę.
I wtedy dostaję smsa.
"SOS".
I nic więcej. Rzucam okiem na nadawcę.
Zayn.










♥♥♥
Hej ;*
Wybaczcie mi, proszę ^^ naprawdę nie mam pojęcia co się ze mną dzieje
Jeszcze teraz mam testy z całej pierwszej klasy (liceum) ;( a w piątek wyjeżdżam także jestem trochę zajęta
Mam nadzieje, ze rozdział wam się spodoba <3
Miłego dnia :))
xx
♥♥♥