niedziela, 24 maja 2015

8

WTEDY
W domu wita mnie niezmącona cisza i nieskazitelny porządek. Podejrzane to za mało powiedziane.
Tą dziwną sytuację od razu tłumaczy mama siedząca w salonie na kanapie. Siedzi prosto i sztywno. Złączone kolana, wyprostowane plecy i dłonie oparte na udach. Dwoma palcami ściska zamek kosmetyczki od Victorii Secret. Mojej kosmetyczki.
-Mamo? - wskazuję na kosmetyczkę- Coś się stało?
Wtedy ona wstaje tak szybko, że aż podskakuję przestraszona.
-Czy. To. Jest. Twoje? - warczy zbliżając się do mnie powoli.
Cofam się odruchowo.
-Nie wiem o co ci chodzi.- śmieję się nerwowo.
Mama wymachuje mi kosmetyczką przed nosem.
-Mam na myśli to. A raczej to co jest w środku.
Wyrzucam ręce w powietrze poirytowana.
-Mamo, żebym chociaż to wiedziała.
Wtedy ona rozpina kosmetyczkę zamaszystym ruchem i wysypuje jej zawartość na podłogę. Otwieram usta, żeby zaprotestować bo w końcu te kosmetyki darmowe nie były, ale zamieram, gdy widzę woreczek z białym proszkiem w środku pomiędzy szminkami i lakierami.
Zakrywam usta dłonią.
-Skąd. ..to...jak...-dukam.
Mama opiera dłoń na biodrze.
-To ja powinnam zadawać ci te pytania Blue. Skąd to wzięłas?  Od Cary, tak?
Potrząsam gwałtownie głową.
-Jak długo bierzesz?  Jesteś uzależniona?- wypytuje mama.
Ja jestem w stanie jedynie gapic się na nią w oszołomieniu.
-Bierzesz? -wrzeszczy mama prawie plując mi w twarz.
-Nie!- odwrzaskuję równie głośno- To nie jest moje!
-W takim razie kogo? -pyta mama spokojniejszym głosem.
Przecież nie mogę jej powiedzieć, że Vanessy.W końcu obiecałam coś jej matce.
Po chwili zastanowienia wzruszam ramionami.
-Nie wiem, mamo. Naprawdę nie wiem.
Moje tłumaczenia nic nie dają. Nadal patrzy na mnie jakbym conajmniej kogoś zamordowała i ukryła zwłoki w naszej piwnicy.
-Blue...- zaczyna cichym głosem- To nie jest zabawne. Branie narkotyków uzależnia.
Jakbym wcale nie miała tysiąca spotkań w szkole na ten temat.
-Mamo, wiem- powstrzymuję się od przewrócenia oczami- I powtarzam po raz kolejny: to nie należy do mnie
Tracę tylko czas na te tłumaczenia.
-Kochanie, ja chcę ci pomóc.
Potrząsam głową.
-A ja chcę, żebyś dała spokój. To nie jest moje.
Mam już tego dość. Kiedy otwiera usta, żeby coś jeszcze dodać obracam się na pięcie i wbiegam na górę do swojego pokoju. Zatrzaskuję za sobą drzwi po czym opieram się o nie i ciężko wzdycham.
Jak ona w ogóle może mnie podejrzewać o coś takiego?  Nie darzy mnie ani odrobiną zaufania. Od razu mnie oskarża nie szukając nawet mocnych dowodów. Bo woreczek kokainy w mojej kosmetyczce nie jest mocnym dowodem. Prawda?
Druga sprawa: skąd to wzięło się w mojej kosmetyczce?  Przecież ja nigdy nie brałam, nie biorę i nie mam zamiaru brać.
Albo to znalazło się tam przez przypadek albo ktoś bardzo, ale to bardzo mnie nie lubi.
Tylko kto?
Nie wytrzymam tak dłużej. Muszę z kimś porozmawiać. Więc oczywiście dzwonię do Cary.
-Co się dzieje, Blue? - pyta od razu gdy odbiera.
I wtedy nie wiem co powiedzieć. Odbiera mi mowę na dobrą minutę. No bo co mam jej powiedzieć? Hej, Cara. Moja matka znalazła w mojej kosmetyczce działkę kokainy. Nie wiesz może skąd ona się tam wzięła?  Nie to głupie.
-W sumie to nic ważnego- mówię w końcu- Co było zadane z algebry?
-Nic- odpowiada Cara zdziwionym głosem- Blue, czy to na pewno powód dla, którego dzwonisz?
-Tak- potakuję.
Odrobinę za szybko.
-Do jutra- rzucam i rozłaczam się nie czekając na jej pożegnanie.
Przez kolejne kilka godzin staram się unikać mamy jak ognia. Kiedy ona idzie na górę ja schodzę do kuchni. Kiedy ona wraca do salonu ja uciekam do swojego pokoju. To cholernie dziecinne. Takie uciekanie przed problemami. Może jeszcze pomyśli sobie, że jednak biorę.
Może jednak powinnam z nią porozmawiać.
Ten pomysł natychmiast rozwiewa powrót taty do domu. Rozmawiają u siebie w sypialni przez co ja przez cienką ścianę w swoim pokoju słyszę każde ich słowo.
-Ona ma jakiś problem- mama zaczyna coraz bardziej podnosić głos.
-Kathy, o jakim problemie mówisz? Blue nigdy w życiu. ..
-Ja akurat znam lepiej naszą córkę- mama wcina mu się w wypowiedź- To ciebie nigdy nie ma w domu.
-Sama chciałaś, żebym zarabiał więcej. Żeby starczyło na zachcianki twoje i Blue! - krzyczy ojciec.
O, Boże.  Znowu się zaczyna.
Wciskam słuchawki w uszy i pogłaszam muzykę na cały głos. Staram się ich zagłuszyć.
W końcu po pewnym czasie zasypiam.
***
Dzisiaj jest środa. W takim razie: mam chemię. Cholera. Nigdy w życiu nie nawidziłam chemii tak bardzo jak w tym roku szkolnym.
Właśnie zajmuję swoje miejsce przy dwuosobowym stoliku, gdy do sali wpada Zayn. Podchodzi do biurka pani Collins, podaje jej jakąś kartkę po czym odwraca się i zmierza w moją stronę.
Momentalnie podrywam się na swoim miejscu. Zayn bez słowa siada obok mnie.
-Co ty tu robisz? - pytam przyglądając mu się kątem oka.
Zayn w milczeniu rozpakowuje się i otwiera podręcznik na stronie wskazanej przez panią Collins.
-Zadałam ci jakieś pytanie- warczę, gdy po czasie dłuższym niż dwie minuty nadal nie otrzymuję odpowiedzi.
Zayn rzuca mi poirytowane spojrzenie.
-Jeśli na nie nie odpowiedziałem to znaczy, że nie chcę odpowiadać. Chyba jasno się wyraziłem.
Potrząsam głową.
-No chyba właśnie nie bardzo. Wczoraj powiedziałeś, że nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia, a dzisiaj jakby nic zjawiasz się na lekcji, gdzie jesteśmy razem uziemieni do końca semestru.
-Odmówili mi zmiany klasy- mruczy pod nosem- Nie miałem odpowiedniego uzasadnienia dlaczego chcę się wypisać z zajęć pani Collins.
Otwieram szeroko oczy.
-Cóż. ..- zaczynam, ale przerywa mi krzyk pani Collins.
-Czy ja wam przeszkadzam? - wskazuje na nas kredą.
Oboje z Zaynem wgapiamy się w nią jak w malowany obrazek.
Po dłuższej chwili wykrztuszam:
-Nie, oczywiście, że nie.
Nauczycielka kiwa głową z satysfakcją.
-To dobrze. Zostaniecie dzisiaj po lekcjach.
-Ale...- usiłuję zaprotestować, ale pani Collins rzuca mi groźne spojrzenie.
-Jutro też chcecie zostać?
Zamykam usta i odpadam bez sił na krzesło.
Zayn piorunuje mnie wzrokiem.
-Dzięki ci bardzo, Davis. Miałem plany na dzisiejsze popołudnie.
Wzruszam ramionami udając obojętność.
-Więc już nie masz.
Chłopak kręci głową wyraźnie wściekły po czym wbija wzrok w stronę książki. Przewracam oczami i robię to samo.
Przecież to nie moja wina, że pani Collins ma dzisiaj zły humor.
Kątem oka zauważam jak Cara odwraca się na swoim miejscu i wyszczerza do mnie zęby w uśmiechu. Po czym robi z palców kółko, a środkowym palec drugiej dłoni zaczyna wsuwać w to kółko.
Wytrzeszczam na nią oczy po czym gwałtownie potrząsam głową.
Zboczeniec.
Reszta lekcji mija we względnym spokoju.
Aż w końcu nadchodzi TA godzina. Od razu po skończonych lekcjach stawiam się pod klasą pani Collins. Zayna nie ma czego oczywiście można się było spodziewać.
Jednak kiedy otwieram drzwi czeka mnie zaskoczenie.  Bo Zayn siedzi juz w klasie pochylony nad jakąś książką.
Pani Collins pije spokojnie kawę czytając przy tym kolorowy magazyn.
-Blue- na mój widok go odkłada- Spóźniłaś się.
Unoszę brwi.
-Nie wydaje mi się.
-A mi owszem- ucina nauczycielka po czym wskazuje mi ławkę przed Zaynem- Usiądź proszę tam.
Bez słowa sprzeciwu spełniam jej polecenie.
Dziesięć minut później kobieta wstaje ze swojego miejsca oznajmiając, że musi coś załatwić, ale jeszcze wróci i nawet mamy się stąd nie ruszać.
O dziwo, gdy wychodzi Zayn nawet nie podnosi głowy znad czytanej książki.
Ale ja mam już dość tej ciszy. Odwracam się do niego.
-Możesz ze mną porozmawiać? - pytam.
Zayn podnosi na mnie wzrok.
-Dlaczego nie? Ta książka i tak jest beznadziejna.
Powstrzymuję się od uśmiechu.
-Powiesz mi o co naprawdę chodzi z tą chemią?  Co ja Ci takiego zrobiłam?  Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
Zayn wzdycha ciężko po czym patrzy mi prosto w oczy. Nie odwracam wzroku.
-Problem w tym Blue, że Cię nie nienawidzę tylko zaczynam coraz bardziej lubić.
Wpatruję się w niego osłupiała, gdy nagle wstaje ze swojego miejsca i wychodzi. Tak po prostu. Bez słowa.
TERAZ
-Pocałował cię?- Cara pochyla się nad kubkiem kawy- Na cmentarzu?
Kiwam głową.
-To było. ..bardzo dziwne.
-No ja wierzę- Cara przeczesuje swoje blond włosy dłonią- Kto normalny obściskuje się na cmentarzu?
Przewracam oczami.
-Dobrze wiesz, że tu nie chodzi o cmentarz tylko o fakt, że on ma narzeczoną.
Cara wzrusza ramionami.
-Narzeczona jest jak wagonik.
Rzucam jej pytające spojrzenie.
-Zawsze można ją odczepić- dokańcza z szerokim uśmiechem.
Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem.
-Boże- mruczę, kiedy się uspokajam- Nawet nie miałaś pojęcia jak się za tobą stęskniłam.
Blondynka macha ręką.
-Wiem. Ale dokończ tą historię z Zaynem.
Wbijam wzrok w sufit.
-A jak myślisz?  Rzucił jakiś tekst " czy nikt nas nie widział"...
Cara wali pięścią w stół.
-Żartujesz.
Kręcę głową.
-A to pieprzony chuj- mówi ze wściekłą miną- I co ty wtedy na to?
- Powiedziałam, żeby się pieprzyl i oplułam jego buty.
Cara klaszcze w dłonie.
-Bardzo dobrze zrobiłaś. Chociaż ja bym jeszcze dała mu kopniaka w jaja o ile takowe ma. Kolejny powód, żeby  nienawidzić facetów. Już rozumiesz dlaczego przerzuciłam się na kobiety?
Kiwam głową z uśmiechem.
-Cara, skarbie ja to zawsze rozumiałam.
Moja przyjaciółka uśmiecha się promiennie i ściska moją dłoń.
-Wiem. A teraz chodź musimy zrobić coś głupiego bo już robi się za poważnie- wstaje z miejsca.
Idę w jej ślady zaniepokojona.
-Może lepiej nie.
-Jeszcze nie wiesz co chcę zrobić.
-No i właśnie tego się obawiam- mruczę pod nosem.
Cara rzuca mi poirytowane spojrzenie.
-Nie marudź, Blue. I chodź ze mną- otwiera drzwi wejściowe i przebiega przez ulicę.
Staję jak wryta, gdy zatrzymuje się przed furtką domu Zayna.
-Cara- podbiegam do niej- Co ty wyprawiasz?
Blondynka odpycha mnie od siebie delikatnie.
-Chcę porozmawiać z tą całą Jade o wypadku. Rozwaliła mi przednie światło.
Rzucam jej podejrzliwe spojrzenie.
-Akurat.
Cara posyła mi niewinny uśmiech.
-Naprawdę. Nie będę płacić za szkody, które ona spowodowała.
Milknę modląc się w duchu, żeby to była prawda.
Minutę później drzwi otwiera nam Zayn. Na mój widok otwiera szeroko oczy.
-Zayn!- Cara uderza go pięścią w ramię- Nic się nie zmieniłeś. No może jesteś tylko większym dupkiem. I masz większy zarost.
Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Cara- Zayn przenosi na nią wzrok- Ty też nic się nie zmieniłaś. Nadal tak samo cięty język jak zawsze.
Cara uśmiecha się słodko.
-Dziękuję dupku. A teraz zejdź mi z drogi bo muszę pogadać z tą laską z tego gównianego girlsbandu.
-Cara- syczę dając jej kuksańca pod zebro.
-Perrie?- pyta Zayn.
Przez jego twarz przebiega cień strachu.
-Nie nie tą niewychowaną blondyną tylko tą drugą.
Piorunuję ją wzrokiem. Moja przyjaciółka wzrusza ramionami.
-Bekała na wizji. Tego nie można nazwać dobrym wychowaniem, nie oszukujmy się.
-Cara chce porozmawiać z Jade- przerywam jej zanim palnie jeszcze coś gorszego.
-Powiedz swojej narzeczonej, żeby w końcu zrobiła coś z tymi brwiami. Tylko Cara Delevigne wygląda w nich dobrze. - dodaje Cara.
Kręcę głową.
-Po prostu daj jej pogadać z Jade. Tak będzie lepiej.
Zayn bez słowa kiwa głową i otwiera szerzej drzwi.
Wymieniam spojrzenia z Carą po czym wchodzimy do środka.
-Gdzie znajdę pannę Jade Thirwall? - zwraca się blondynka do Zayna
Chłopak wskazuje na salon. Cara dziękuje i za chwilę w nim znika. Juz mam iść za nią, ale Zayn łapie mnie za ramię i zatrzymuje.
-Poczekaj, Blue.  Musimy pogadać.
-Nikomu nie powiedziałam jeśli ci o to chodzi.
-Nie o to mi chodzi- mówi Zayn patrząc mi prosto w oczy- Jeśli byś komuś o tym powiedziała. ..nie miałbym ci tego za złe. Wiem, że zachowałem się jak palant. Możesz nawet zadzwonić do gazety i o wszystkim im powiedzieć. Przyznalbym się. Unoszę brwi zdziwiona.
-Niby po co miałabym to robić? Jesteś szczęśliwy z Perrie i uwierz mi potrafię to uszanować. Nie chcę niszczyć ci życia jakie sobie ułożyłeś. A o tym na cmentarzu. ..po prostu zapomnimy.
Zayn zagryza wargę.
-To nie jest tak jak ci się wydaje.
Marszczę czoło.
-Co?
Zayn otwiera juz usta, żeby kontynuować, ale wtedy na korytarz wychodzi nie kto inny jak Perrie Edwards.
-Zayn, skarbie? - obrzuca mnie podejrzliwym spojrzeniem- Co wy tu robicie?  Chodź ze swoją s ą s i a d ką do salonu.
Zayn bez słowa kiwa głową i idzie za swoją narzeczoną. Idę za nimi.
W salonie zastajemy Carę i Jade zajęte rozmową. I wcale nie wyglądają jakby były na siebie wściekłe. Uśmiechają się do siebie i miło gawędzą. Nagle Jade wybucha głośnym śmiechem.
Czy ja właśnie czuję się odrobinkę zazdrosna o moją najlepszą przyjaciółkę?
-Blue- Cara zrywa się z miejsca. Nie mogę zignorować tego jak Jade wodzi za nią wzrokiem. - Poznaj to Jade Thirwall.
-Jade-dziewczyna wstaje z kanapy i wyciąga do mnie dłoń.
Ściskam ją z uśmiechem.
-Blue. Przyjaciółka Cary. I jak dogadałyscie się w sprawie z samochodem?
Jade kiwa głową.
-Tak. Zapłacę za wszystkie szkody. W końcu to była moja wina.
-Moja też. - wtrąca szybko Cara- W końcu powinnam bardziej uważać.
Obrzucam ją zaskoczonym spojrzeniem. Jeszcze dziesięć minut temu na nią klnęła, a teraz?
-Napijecie się czegoś?- pyta Zayn
Perrie robi dziwną minę. Pewnie przeszkadza jej to, że możemy zostać na dłużej.
-Nie, my. ..- zaczynam, ale przerywa mi Cara
-Z wielką chęcią- uśmiecha się do mnie szeroko
Gdy nikt nie widzi pokazuję jej język.
Odwzajemnia się tym samym po czym wraca do rozmowy z Jade.
-Na ile przyjechałaś?
Zayn idzie do kuchni, Perrie w zupełnie inną stronę. Pewnie nie powinnam tego robić, ale...idę za Zaynem.
-Pomóc ci?- proponuję wchodząc do kuchni.
Zayn zerka na mnie kątem oka po czym kręci głową.
-Nie musisz. Poradzę sobie.
Siadam na krześle barowym przy blacie kuchennym.
-Musimy porozmawiać, Zayn.
Chłopak kiwa głową.
-Owszem, musimy. O wielu rzeczach.
Rzucam mu pytające spojrzenie.
-Tak?
-Tak. - potakuje- W końcu komuś muszę o tym powiedzieć.
Pewnie powie o narkotykach. Na pewno.
Zayn siada na stołku obok mnie i odwraca się do mnie twarzą.
-Blue.- zaczyna poważnym tonem- Za trzy miesiące. .
- błądzi wzrokiem po kuchni- biorę ślub z Perrie.
Na moment przestaję oddychać.
-Co?- wykrztuszam z siebie.
Nie, to zabrzmiało źle. To zabrzmiało tak jakby mi na nim nadal zależało.
Odchrząkuję.
-To świetnie. Pewnie bardzo się. ..
-Nie- przerywa mi Zayn- Ja się nie cieszę.
Gapię się na niego osłupiała.
-No, ale. ..chyba powinieneś. ..
Zayn kładzie dłoń na moim kolanie. Nie wiem jak mam zareagować.
-Próbują mnie usadzic.
-Kto?
-Poprawić moją opinię. ..
-Zayn...
-Pokazać, że z nimi nie wygram.
-O czym ty do jasnej cholery pieprzysz?
Zayn milknie.
-Wiedziałem, że nie zrozumiesz- wstaje z miejsca
-Zayn. ..
-Daruj sobie. Ty też nic na to nie poradzisz- wzrusza ramionami po czym idzie z tacą do salonu.
***
-Jade jest słodka- wyznaje Cara kładąc się obok mnie na łóżku juz w pizamie.
-Ona jest hetero.
-Ja tylko mówię, że jest słodka. To ty od razu coś insynuujesz.
-Przepraszam- mrucze w poduszkę.
-Masz rację. Nie mam u niej szans.
Momentalnie siadam na łóżku.
-Jade ci się podoba? - pytam.
Cara wzrusza ramionami.
-Może tak, może nie. Ale zmieńmy temat. Co robiłaś sam na sam z Zaynem w kuchni?
-Rozmawialiśmy.
-Jasne.
-Cara. Naprawdę.
Blondynka kiwa głową.
-Okej, niech Ci będzie. Dobranoc.
-Dobranoc- minutę po tym jak kładę głowę na poduszce zasypiam.
♥♥♥
Hej ;*
Jakieś pomysły jak mam wynagrodzić moją nie krótką nieobecność?
Nie wiem co jest, brak weny czasu czy po prostu lenistwo
Ale mam nadzieje, ze ten rozdział wam się spodoba <3
Postaram się poprawić i jeszcze raz przepraszam :(
xx
♥♥♥

poniedziałek, 11 maja 2015

7


WTEDY
W nocy przekręcam się z boku na bok za cholerę nie mogąc zasnąć.
Nie mogę przestać myśleć o Vanessie. Gdybym tylko mogła zrobić coś w jej sprawie. Ale kim ja jestem? Nie mam na nią żadnego wpływu.
Ale z drugiej strony. ..to moja wina. To ja ją w to wciagnełam. I nie potrafię tak po prostu sobie tego darować.
A może obie powinniśmy z kimś porozmawiać?
Momentalnie zrywam się i po omacku szukam swojej komórki. Dzwonię do Cary.
-Czego chcesz o tak barbarzyńskiej porze, Davis? - odbiera po kilku sygnałach.
Co jest u niej całkowicie normalne. Cara ma lekki sen. Byle szmer potrafi ją wyrwać z objęć Morfeusza. Może to efekt licznego rodzeństwa.
-Musimy pogadać- szepczę do słuchawki
-To właśnie chyba teraz robimy- odszeptuje Cara- Gadamy. Ale błagam cię, Blue, cokolwiek chcesz mów to szybko. Nie chcę obudzić Aleksa.
Cara dzieli z nim pokój. Nie dość, że to na nią spada dzienny obowiązek opieki nad nim to jeszcze ma go na głowie całą noc.
-Okej. Chodzi o Vanessę.
Wyobrażam sobie w tej chwili jak Cara unosi brwi i momentalnie się rozbudza.
-Vanessę? - powtarza podnosząc odrobinę głos- Co z nią?
-Jej matka zapisała ją na odwyk.
Cara wciąga gwałtownie powietrze.
-Jest aż tak źle?
Kiwam głową.
-Tak. Jest a ż tak źle.
Przez dłuższy moment po drugiej stronie słyszę tylko gluchą ciszę.
-Cara?
-Jestem- szepcze zdławionym głosem- Porozmawiamy jutro, okej?
-Okej- mruczę- Pa.
-Pa.
Kiedy Cara się rozłącza przewracam się na plecy i gapię w sufit.
Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak samotna. Nigdy.
***
Pierwszą osobą, którą widzę przed szkołą jest Cara. Nie zwraca uwagi na pochmurną pogodę i lekko siąpiący deszcz, który już zdążył zmoczyć jej blond włosy. Swoje oczy pomalowała tak mocno, że nietrudno się domyśleć ile spała w nocy.
-Cześć- mruczy mi we włosy przytulając mnie.
Odwzajemniam uścisk i prowadzę ją za ramię do budynku szkoły.
-Nie spałam zbyt dobrze- kieruje na mnie półprzytomne spojrzenie.
Uśmiecham się do niej blado.
-Właśnie widzę. Ja też nie.
Cara rozgląda się nerwowo na boki po czym syczy mi prosto do ucha:
-Ciągle myślałam o Vanessie. Myślisz, że to nasza wina?
Moje gardło jest tak ściśnięte, że nie mogę z siebie wykrztusic ani słowa.
Zamiast tego kiwam głową.
Cara wydaje z siebie głośny jęk.
-O Boże, ale byłyśmy głupie. Szkoda, że nie da się jakoś cofnąć czasu i...- przerywa gwałtownie, gdy zauważa osobę stojącą obok naszej ławki w sali od angielskiego- Vanessa? !
Brunetka przyglądająca się plakatom wiszacym na ścianie zerka na nas przez ramię. Po czym macha nam jakby nigdy nic.
Cara rzuca mi zdezorientowane spojrzenie:
-Czy ona. ..czy ty. ..
Wzruszam ramionami z równie oszołomioną miną.
Vanessa poprawia rękaw czerwonej koszuli w kratkę i podchodzi do nas z szerokim uśmiechem na ślicznej twarzy. Nic nie przypominającej tej wczorajszej.
-Stęskniłam się.
Gapię się na nią jak na kogoś kto właśnie powrócił z martwych.
-O, Boże. My też!- woła blondynka rzucając się w jej ramiona- Naprawdę się cieszymy, że jesteś z  nami! - musi stanąć na palcach, żeby pocałować ją w policzek
Ja jedynie stoję z boku przyglądając się temu ze skonsetrowaną miną.
-Blue! - Cara odwraca się do mnie z promiennym uśmiechem- Chodź do nas.
Nie mam innego wyjścia jak spełnić jej polecenie.
Przytulam się do nich. I tak tkwimy w trójkę, gdy nagle Vanessa wbija paznokcie w moje plecy. Zaskoczona spoglądam w górę prosto na Vanessę, która przygląda mi się z poważną miną. I nagle kręci głową. Bez słowa.
Czemu to pokręcenie głową zmrozilo mi krew w żyłach?
***
Na lekcji chemii nie ma Zayna. Nie żebym się martwiła czy coś. Po prostu irytuje mnie fakt, że gdy wszyscy pracują w parach ja muszę męczyć się sama. To nie jest fair.
Po chemii, gdy kieruję się w stronę szafek wpadam na grupkę chłopaków. Takich komputerowcow, kujonów czy jak tam ich nazwać. Ach tak, dziwaków.
Idealna nazwa.
Tylko co wśród tych dziwaków robi Zayn Malik? Przecież on nie jest żadnym kujonem. Z chemii wcale mu tak dobrze nie idzie. I z historii tez nie.
Z początku chcę przejść obok nich obojętnie jak zawsze samym spojrzeniem wyrażając pogardę dla ich istnienia ( zwłaszcza, gdy wzrokiem analizują mój tyłek jakby był jakimś pieprzonym równaniem matematycznym), ale w pewnym momencie zatrzymuję się i wołam:
-Zayn?
Kiedy cała grupa- około dziesięciu chłopaków- odwraca się jak jeden mąż i wbija we mnie spojrzenia za okularów przyciskam książki do piersi rozważając ucieczkę.
-Hmm..hej- odchrząkuję- Nie było cię na chemii.
Towarzysze Zayna patrzą na niego jak na jakiegoś boga.
-Owszem, nie było- odpowiada ten nonszalancko.
Wszyscy wyglądają jakby zaraz mieli paść na kolana o zacząć go czcić. Okej? To jest całkowicie normalne.
-A dlaczego? - dopytuję starając się ignorować ich obecność.
Co mi się nie udaje, gdy jeden nagle wydaje z siebie dziki chichot. Jak hiena trzymana przez lata w klatce.
-Ona na ciebie leci czy co? - pyta Zayna.
Oboje marszczymy brwi.
-Co? Nie.- odpowiadamy równocześnie.
-Tu chodzi tylko o projekt kurduplu- warczę- A teraz spadajcie stąd.
Jeden z nich- chyba Sam jeśli dobrze pamiętam wychodzi przed nich wszystkich i wypina dumnie swoją chudą pierś.
-Niby dlaczego mamy to zrobić?
Przewracam oczami. Jeszcze tylko tego mi brakowało. Zachowania godnego przedszkolaka.
-Może dlatego, że ja tak mówię. - rzucam do niego po czym pstrykam palcami- No już, zmykajcie.
Nadal gapią się na  mnie jak zaciekawione szczeniaki na swojego pana.
-W sali informatycznej jest jakieś spotkanie na temat gier komputerowych. -ten argument działa.
Cała grupa rzuca się w stronę komputerowni jak Amerykanie na sklepy w czarny czwartek.
Zostaje tylko Zayn. Oparty o ścianę i patrzący na mnie z rozbawieniem.
-Zawsze musisz mieć to co chcesz, prawda?
Unoszę brwi.
-O co ci znowu chodzi?  Po prostu chciałam pogadać.
-Ale ja nie chcę- mija mnie, ale ja łapię go za ramię i zatrzymuję.
-Zachowujesz się jak dziecko- burczę.
Uśmiecha się pod nosem.
-Och, doprawdy?
Potakuję.
-Wypisałem się z zajęć chemii. - mówi nagle.
Śmieję się.
-Akurat. Nie żartuj.
Zayn potrząsa głową.
-Nie żartuję. Nie mogę już znieść twojego widoku Davis.
Cofam się o krok.
-Co?- wytrzeszczam na niego oczy.
Zayn wzrusza ramionami.
-Chyba popełniłem błąd wtrącając się w tym klubie.
-Jaki błąd? - rozkładam ręce nic nie rozumiejąc- Już ci podziękowałam, więc nie wiem czego chcesz.
Zayn wzdycha ciężko.
-To naprawdę nie jest tak, że cię nie lubię, Blue. Naprawdę. Ale chyba powinniśmy ograniczyć nasze rozmowy i wszystko inne.
Nie rozumiem za cholerę ani słowa z tego co mówi.
I chyba nawet nie chcę rozumieć.
-Zayn? - oboje odskakujemy od siebie słysząc cienki głosik.
To jakaś dziewczyna. Ciemne włosy, zielone oczy, smukła sylwetka.
Nora Forth. Dziewczyna z naszego roku. Chodzi ze mną na angielski i sztukę.
Zayn momentalnie promienieje na jej widok. Po czym otacza ją ramieniem.
-Nora, skarbie. Chodźmy do stołówki.
I odchodzą zostawiając mnie samą na szkolnym korytarzu.


TERAZ
Siedzę na trawie przed nagrobkiem Vanessy w milczeniu przyglądając się jej nazwisku wyrytemu na drogim marmurze. Jej rodzice nie skąpili pieniędzy na wystawny pogrzeb. Ich córka zawsze musiała mieć wszystko co najlepsze. Włącznie z własną śmiercią.
Z zamyślenia wyrywa mnie głośny szmer. Odwracam się gwałtownie od razu spodziewając się morderców czy gwałcicieli. Tymczasem to...Zayn.
-Co ty tu robisz? -pytam zszokowana.
Jest ubrany w biały podkoszulek, czarną skórzaną kurtkę i dżinsowe rurki.
-Odwiedzam Vanesse- odpowiada siadając obok mnie.
Odruchowo  przesuwam się w bok. Zayn nawet nie zwraca na to uwagi, gdy tak siedzi wgapiony we własne buty.
-Umarła po tym jak wyjechałem, prawda? -odzywa się nagle podnosząc głowę.
Potakuję.
-Kilka miesięcy później. Już naprawdę było z nią źle.
-Przedawkowała?
-Nie. Powiesiła się.
Zayn rzuca mi pytające spojrzenie.
-Wzięła jakieś tabletki, po których miała halucynacje. Podobno jakieś okropne. Chciała to zakończyć. - kiedy to mówię drży mi głos.
I wtedy Zayn ku zaskoczeniu nas obojga łapie mnie za rękę i splata palce z moimi palcami.
-Wiesz, że to nie była twoja wina.
Zamykam oczy.
-Tak właściwie to...
-Zamknij się- Zayn wstaje pociągając mnie w górę za sobą- Bo tak właściwie to ja przyszedłem do ciebie. Przejeżdżałem obok samochodem i zobaczyłem ciebie, wiec. ..
Przerywam mu machnięciem ręki.
-Jasne. To w sumie dobrze.  Musimy pogadać.
Zayn marszczy brwi.
-O czym? Może o Niallu, co?
Co do cholery?
-Co do cholery?- powtarzam na głos.
Chłopak wbija we mnie wściekłe spojrzenie.
-Odkąd się poznaliście on nie gada o niczym innym jak to o tobie- przewraca oczami-Jaka to Blue nie jest śliczna, mądra i zabawna.
Gapię się na niego w milczeniu z uniesionymi brwiami.
-Napisał nawet dla ciebie piosenkę- ciągnie dalej.
-Serio? - pytam- To...miłe. Nikt jeszcze nigdy nie napisał dla mnie piosenki. Myślisz, że mi ją pokaże?
Zayn przewraca oczami i odwraca się ode mnie.
Co znowu zrobiłam nie tak?
Biegnę za nim.
-Zayn, poczekaj- łapię go za ramię- Naprawdę musimy pogadać.
-Nie wiem co ty w nim widzisz- Zayn obraca się na pięcie strząsajac moją dłoń ze swojego ramienia- On jest zwykły. Naprawdę nie ma ci nic do zaoferowania.
Marszczę czoło.
-Zaraz. Bo ja chyba nie bardzo rozumiem. Ty myślisz, że zakochałam się w Niallu? -wbrew swojej własnej woli wybucham śmiechem-Co do diabła?
Zayn patrzy na mnie bez cienia uśmiechu.
-To nie jest zabawne, Blue. W tym zespole to właśnie nie Harry jest kobieciarzem,ten słodki Irlandczyk. Kto by pomyślał, co?
Może on jest na prochach czy coś. Przecież nie zachowuje się tak zawsze. A może po prostu miał zły dzień w pracy. Nie musimy od razu zakładać najgorszego, Blue.
-On złamie ci serce, Blue. Ja chcę ci tylko tego oszczędzić.
Zaczynam się śmiać.
-Nagle t y jesteś taki święty, tak? Ty? Ty, który żenisz się z tą blond dziwką?  Wiesz, gdyby ona chociaż miała swój własny mózg, ale tego chyba tez jej brakuje.
Zayn wpatruje się we mnie osłupiały.
-Nigdy nie kochałam nikogo tak jak ciebie. I wiesz co?  Niczego nie żałuję.  Chociaż dowiedziałam się jaki naprawdę jesteś. A co do...- nie zdążę dokończyć zdania bo Zayn pcha mnie na drzewo i mocno mnie całuje.
To co robię dzieje się wbrew mojej woli. Rozchylam wargi i wplatam palce w jego włosy. Zayn oplata mnie ramionami w pasie i wsuwa język między moje zęby. Kiedy wydaję z siebie cichy jęk jednocześnie wbijając paznokcie w jego kurtkę oboje przytomniejemy.
Zayn odskakuje ode mnie jak oparzony. Ja opieram się o drzewo ledwo stojąc na własnych nogach. Zakrywam usta dłonią.
Zayn łapie się za głowę i zaczyna chodzić w kółko. Po czym rozgląda się gorączkowo wokół siebie.
-Nikt nas nie widział, prawda? - nagle łapie mnie mocno za ramiona i patrzy mi prosto w oczy.
Kręcę głową.
Zayn oddycha z ulgą.
-To dobrze.
Te słowa bardzo zabolaly, dupku.
-Nie powiesz nikomu , prawda? - pyta mnie.
Patrzę na niego z kamienną miną.
-Nie powiesz? - naciska na mnie.
Spluwam wprost na jego nowe, drogie buty.
-Pieprz się.
Po czym odchodzę. Słyszę za sobą jego krzyki, ale nie zwalniam kroku tylko.
Mam nadzieję, że jutro już go tu nie będzie. Niech wraca do Londynu.
***
Rano budzą mnie krzyki zza okna. Ospała narzucam na siebie różowy szlafrok, który ma już trochę lat i zbiegam na dół.
Na ulicy stoją dwa samochody, a przed nimi dwie dziewczyny,które wygrażają sobie pięściami. Od razu rozpoznaję tą wydzierającą się blondynkę.
-Cara! - na mój okrzyk moja przyjaciółka odwraca się od wściekłej szatynki, skądś mi znanej i biegnie w moją stronę.
-Blue, słońce! - przytulamy się ze śmiechem.
-Postanowiłam, że do ciebie przyjadę. Wzięłam wolne no i jestem. I wszystko szło cholernie dobrze, gdy nagle ta idiotka nie wyjechała mi zza rogu! - wrzeszczy w stronę dziewczyny.
-Kto tu wyjechał! - odwrzaskuje dziewczyna.
Przyglądam się jej po czym wytrzesczam oczy.
-O cholera. Cara czy to nie jest. ..Jade Thirwall?
Cara przewraca oczami.
-Jak dla mnie to może być sama Marylin Monroe, ale bez odszkodowania się nie obędzie! - znowu krzyczy do tamtej.
Jade tylko macha ręką zniecierpliwona. 
-Jadey? - z domu Zayna wybiega Perrie.
Cara łapie się za usta.
-O Boże, Blue. Czy ty tez to widzisz?  Te brwi jak u kosmity i wiadro fluidu na twarzy? -robi przerażoną minę.
Próbuję powstrzymać się od śmiechu. Na próżno.
-Cara- karcę ją delikatnie.
-Chodźmy do środka- mówi dziewczyna- Mam ci tyle do opowiedzenia.
Oj, ja też. Naprawdę dużo.


♥♥♥
Hej ;*
Trochę mnie nie było, ale mam nadzieje ze tym rozdziałem choć trochę wam to wynagrodze <3 cóż mam nadzieję, że wam się spodoba ;* miłego tygodnia :))
xx
♥♥♥